Biegłem na oślep sam. Jak wilk zanurzony w marzeniach. Bez uczuć i zero
drogi do ucieczki. Niczym opadający na dno statek. Sam, powoli
opadający w swoim umyśle. Samotność, jest kluczem do wszystkiego.
Samobójstwo było tu najlepszym pomysłem. Wtedy statek by od razu poszedł
na dno, w okół błękitnej wody i zarazem brakującego dostępu do
światła. Uroniłem łzę. Spłynęła po mojej twarzy i pysku i w końcu spadła
na pomarańczowy liść. Wpadłem na kogoś. Była to Aramisa którą nie dawno
temu poznałem.
- Przepraszam Cię - pomogłem jej wstać.
- Co się dzieje? - zapytała z bardziej miłym głosem niż zawsze.
- Nic, w porządku - odszedłem od niej na około metr.
- Wiem że coś się dzieje - zatrzymała mnie.
- Nie! NIC SIĘ NIE DZIEJE! - wrzasnąłem.
Czułem przypływ złej energii. Moje oczy stały się głębokie, a w nich zamarł tonący powoli statek.
Wadera spojrzała na mnie dziwnie.
- Przepraszam - zasłoniłem oczy skrzydłami.
- Nic się nie stało... Powiedz mi tylko o co chodzi - usiadła koło mnie.
- Od czasu... Przepełnia mnie pustka. Czuję się samotniejszy niż zwykle - zawiodłem się .
- Biegłeś na oślep... Bez ducha... I wpadłeś na mnie. Wiedziałam że coś się dzieje - pogładziła futro na ogonie.
<Aramisa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz