Siedziałam samotnie na wysokiej skale spoglądając na wilki krzątające
się na dole przepaści. Wataha... Kolejne psychiczne zbiorowisko
osobników obu płci, które zrzesza się w jedność, by poznać siebie
lepiej, zakochać się, założyć rodzinę i umrzeć w miłości.
- Bzdura... - powiedziałam cicho do siebie.
Może to dziwne, ale niestety (a może stety?) nie potrafię kochać. A
przynajmniej tak mi wmawiano. ''Nie jesteś zdolna do miłości. Urodziłaś
się, by walczyć i przeciwstawiać wrogą. Każdy nim jest, nie zapominaj o
tym. Jesteś żywą maszyną do zabijania. Masz umiejętność mordu, a więc
przetrwasz w najgorszych warunkach..." - nadal słyszę słowa swego
ojca, tyrana całej mej rodziny. To on musztrował moją siostrę na
najlepszego szpiega. Matki nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
Wymazałam ją z pamięci po tym, jak popadła w nałogi i zakosztowała
ludzkiego życia. Uciekła stąd... Ja również to zrobiłam. Żyłam w
samotności tocząc walkę ze samą sobą. Podejmowałam ryzykowne decyzje,
które czasem wychodziły mi na dobre. Boje się jutra. ''Jutro'' to
pojęcie względne, mogę cofnąć się w czasie, lecz ''jutro'' jest
nieuniknione. Zatopiona we własnych myślach nie spostrzegłam, że za mną
słychać jakieś głosy. Obejrzałam się wolno przygładzając moje czarne,
krótkie, proste włosy. Ujrzałam wilki gapiące się na mnie. Wstałam wolno
wpatrując się bez skrępowania wprost w oczy wadery na początku. Ona
czasem wodziła wzrokiem unikając mego przeszywającego wspomnienia. Nagle
ktoś wyrwał się z tłumu podchodząc do mnie.
<Dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz