Wieczór. Niechętnie doczłapałam się do najbliższego kamienia i
ułożyłam na nim wygodnie. Wciąż byłam zła na siebie za swoją nieuwagę.
Dlaczego musiałam się potknąć? Dlaczego musiałam wpaść na kogoś, mimo
jej ostrzeżenia? Jakim prawem w ogóle zostałam przeklęta i przez kogo?!
Gdybania niczego nie zmienią, na pewno nie teraz. Ocknęłam się w całkiem
innym miejscu, niż ostatnio. Znajdowałam się w ciasnej grocie.
Przynajmniej była oświetlona... Na jednej z jej ścian wisiała krzywo
przymocowana półka, uginająca się pod ciężarem grubych, zakurzonych
ksiąg. Skąd się tu wzięły? Nieważne, mam inne problemy. Gdzie ja jestem?
Zsunęłam się ostrożnie z głazu, próbując ustać na łapach. Ta sama
wadera, którą widziałam ostatnio, podbiegła i przytrzymała mnie.
- Ostrożnie, twoje ciało z początku jest ociężałe. Przyzwyczaisz się. Powinno ci zaraz przejść.
- Gdzie my jesteśmy? I skąd się tu w ogóle wzięłam? Czy za każdym razem
pojawiam się w innym miejscu? Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać? -
Wylałam z siebie potok słów, zadając to kolejne pytania.
- Zadajesz sporo pytań. Jak każdy... - Milczała przez chwilę w zamyśleniu, które przerwałam, szturchając ją łapą.
- Nie zadałam ich bez powodu. - Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Jesteśmy w jedynym, w miarę... bezpiecznym miejscu. Nie, nie pojawiasz
się za każdym razem gdzie indziej. Przeniosłam cię. Nawet jeśli
świadomością jesteś w świecie rzeczywistym, twoje ciało zostaje po
części tutaj. Jest wtedy niewidoczne dla wszystkich zmor, ale wolałam
nie ryzykować. Swoją drogą... Usłyszałaś moje ostrzeżenie, prawda? - Tym
razem ona wlepiła we mnie wzrok.
- T-tak, ale... No wiesz... - Odchrząknęłam i odwróciłam łeb w drugą stronę. - Dotknęłam kogoś. Przez przypadek, przysięgam!
- Gratuluję. - Warknęła na mnie, a na jej pysku wymalował się zawód. -
To nie są żarty! Jeśli się nie pospieszymy, możemy już nie zdążyć
znaleźć tego kogoś. Te tereny nie są tak małe, jak może się wydawać. W
rzeczywistości są duże. Bardzo duże. Ten wilk, którego dotknęłaś może
być dosłownie wszędzie...
- No to się rozdzielimy i jej poszukamy, będzie szybciej! -
Spanikowałam. Naraziłam niewinną waderę na niebezpieczeństwo. Tylko
pogratulować. Och, no tak, nawet to zostało zrobione.
- Nie ma mowy. Zginiesz szybciej, niż myślisz. Jesteś zbyt słaba,
żebyśmy mogły się rozdzielić. - Jakim prawem tak stwierdziła? Poradziłam
sobie z jedną bestią. Dlaczego miałabym nie poradzić sobie z innymi?
- Nie jestem słaba! Dałam sobie radę z jednym z nich. - Dumnie uniosłam
głowę, spoglądając na wilczycę. Ta jedynie wybuchła głośnym śmiechem.
- Jednym? Brawo! Szkoda, że był on wyjątkiem, błąkającym się samotnie.
Żadna z tych istot nie oddziela się od stada, wyjątkiem są wygnańcy.
Grupy zwiadowcze zazwyczaj liczą od trzech do siedmiu osobników. Nie
chcesz nawet wiedzieć, co się dzieje w ich gniazdach. Jesteś tak samo
uparta jak wszyscy inni! - Krzyczała na mnie wściekle. Wygłupiłam się.
No tak, ona wie o tym miejscu więcej, niż ja...
- Przepraszam... - Wydukałam pod nosem.
- Nieważne. - Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. - Idziemy. RAZEM.
Nawet nie próbuj działać według własnych zasad. Musimy ją znaleźć, zanim
dotrze do gniazda, albo coś jej się stanie... - W tym samym momencie
wybiegła z kryjówki, a ja zaraz za nią.
Sprawdziłyśmy najbliższe okolice, jednak Zone nigdzie nie było. Co,
jeśli już coś jej się stało? Byłoby to tylko moją winą. Miałabym na
sumieniu niewinnego wilka... Odpędzając od siebie ponure myśli,
rozglądałam się uważnie. Wzrok zdążył się przyzwyczaić do wszechobecnych
ciemności, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Zapuściłyśmy się w
dalsze tereny. Faktycznie, przestrzeń była tu spora. Nie minęło wiele
czasu, gdy towarzyszka gwałtownie się zatrzymała, przez co wpadłam na
nią.
- Chyba znalazłyśmy naszą zgubę. - Wzrok miała spuszczony w dół. - Jest jeszcze nieprzytomna, dopiero zasypia.
- Na pewno? Jeśli jest ranna?
- Nie jest. Pomóż mi ją przenieść. - Obydwie podniosłyśmy nieruchome
ciało Zone i skierowałyśmy się do kryjówki. Z dali dobiegały nas te
okropne ryki. Po plecach przeszły mi ciarki i niepewnie spojrzałam na
waderę. Obydwie miały ciemne futro, więc kamuflaż nie powinien być dla
nich problemem, ale co ze mną? Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało,
że cała aż świecę od tego jasnego koloru.
- Co teraz?!
- Nie wrzeszcz! - syknęła na mnie. - Bierz ją, zaraz do was dołączę.
Pobiegnij tym tunelem - Wskazała łapą na szczelinę w skale. Nie była
zbyt szeroka, ale nie powinnam mieć problemów z przedostaniem się.
Posłusznie wbiegłam do wyrwy i biegłam tak szybko, na ile pozwalało mi
ciało Zone, które wlokłam za sobą.
Zatrzymałam się, zmęczona szaleńczą ucieczką i odłożyłam towarzyszkę
obok siebie. Ta, jak na sygnał, zerwała się na równe łapy i rozejrzała
szybko.
- Gdzie ja jestem?!
- Nie żartowałam z tym snem. - Westchnęłam cicho, przeżarta poczuciem winy. Dlaczego my?
- A-ale jak to?! Co z nami teraz będzie?!
- Proszę, nie panikuj... - Łatwo mówić. Jeszcze przed chwilą reagowałam
podobnie... - Słuchaj, nie mamy czasu, musimy uciekać! - Zawołałam do
niej, po czym rzuciłam się w ponowny bieg. Zone bez zbędnych pytań
rozłożyła skrzydła i poleciała za mną. Oczywistym jest, że mnie
wyprzedziła. Nie chcąc zostawać w tyle, pozwoliłam, by ciemna chmura
delikatnie uniosła mnie w górę. W mig wyprzedziłam waderę, przejmując
dowodzenie. Wpadłyśmy zdyszane do kryjówki. Opowiedziałam na szybko to,
co sama wiem i w milczeniu oczekiwałyśmy ostatniej kompanki. Ta wbiegła
do nas z kilkoma ranami. Nie należały one do najlżejszych, ale wadera
nie wydawała się tym przejmować. Po złapaniu oddechu, przybrała
skwaszoną minę i spojrzała w naszą stronę.
- Która użyła magii. - To nawet nie było pytanie. Stwierdziła to tak, jakby miała magiczny radar w nosie...
- J-ja - wymamrotałam pod nosem nieco speszona. - Co w tym złego? - Wilczyca westchnęła zniecierpliwiona.
- Nie rób tego więcej. Te potwory wyczuwają magię. Takim sposobem
doprowadziłaś ich wprost do kryjówki. Od następnego snu zmieniamy
położenie, tu już nie jest bezpiecznie.
- Te bestie są jakieś idealne?! Potrafią latać?!
- Niektóre rodzaje. - Odparła obojętnie, chwytając w pysk jedną z tych przestarzałych ksiąg.
- A jest coś, czego NIE potrafią?! - Nie wierzę, że mogą być aż tak
silne... - Wadera nie odpowiedziała, jedynie otworzyła książkę i
przekartkowała ją na szybko, zatrzymując się na jednej z środkowych
stron.
- Spójrzcie obydwie. Potwory, które mogłyście zobaczyć, to tylko jeden z
gatunków. Jest ich dość sporo, chociaż niektóre należą do wymarłych.
Te, które spotkałyśmy, to Posłańcy Demona. Mnożą się w niesamowitym
tempie, nie ma szans na ich wybicie.
- Jak z nimi walczyć? - Zapytała Zone, wpatrując się w książkę.
- Dobre pytanie. Są szybkie i silne. Mają dobry wzrok. Magię wyczuwają z
daleka, jednak da się je pokonać. Trzeba celować w serce, nic innego
ich nie zabije. Oczywiście można ułatwić sobie robotę. Jeśli zdołasz
trafić go czymkolwiek w kark, powinien być osłabiony na jakiś czas.
Każdy z potworów ma takie słabe miejsce, chociaż nie u wszystkich
wiadomo, gdzie ono jest. Tyle powinno wam póki co wystarczyć.
Odpocznijcie sobie, niedługo powinno świtać.
- Przy okazji, jak masz na imię? - Zapytała Zone. Właśnie, nigdy się o
to nie pytałam... Wadera milczała przez chwilę, po czym jednak
odpowiedziała:
- Mówcie mi Xara. Idę... Po coś, zostańcie tu.
- Po coś? - Zone posłała jej podejrzliwe spojrzenie. Xara uśmiechnęła
się niewinnie i wybiegła z nory. - Ta cała sytuacja mi się nie podoba...
- A komu by się podobała? Chcę już ranek... - Jak na zawołanie, w tym
samym momencie obraz zaczął mi się rozmazywać. Położyłam się ostrożnie,
oczekując wybudzenia.
Ziewnęłam i przeciągnęłam się leniwie. Otworzyłam oczy, na które padały
promienie światła, więc je przymrużyłam. Gdy przyzwyczaiłam wzrok do
jasności, rozejrzałam się. Obok mnie leżała Zone, wpatrująca się we
mnie.
- Szalona noc... - Stwierdziła, chociaż nie wyglądała na zadowoloną. W sumie, kto by się cieszył z tej sytuacji...
- Nie da się ukryć. - Westchnęłam bezradnie. - Co teraz?
- Nie mam pojęcia...
<Zone?>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz