Pewnego ranka gdy się obudziłam pomyślałam, że warto było by poznać kogoś
nowego. Poszłam do lasu poszukać jakiejś wadery z którą mogłabym się
zaprzyjaźnić. Szłam dobre pół dnia po lesie, ale nie znalazłam nikogo
kto by chciał pogadać. Gdy szłam zamyślona nagle wpadłam na jakąś
waderę:
- Oj, przepraszam - powiedziałam zawstydzona.
- Nic się nie stało... Jestem Sohara.
- Ja nazywam się Rey... miło mi cię poznać - powiedziałam uśmiechnięta.
- Kiedy dotarłaś do naszej watahy? Jeszcze nigdy cię tu nie widziałam.
- Chyba jakieś trzy, cztery tygodnie temu poznałam Ishi, która mi zaproponowała dołączenie do watahy.
- To fajnie... A jak tu dotarłaś? - zapytała.
- Długa historia, ale Ci ją opowiem...
Zaczęłam jej opowiadać o rodzicach potem o Kle, a na końcu doszłam do
siostry i Kerniego. Powiedziałam jej również o tym co mi mówiła siostra.
- Hm... Dużo w życiu przeszłaś - powiedziała po cichu.
- A ty... jak tu się dostałaś? - zapytałam.
- Wolę o tym nie mówić...
- Przepraszam, jak cię uraziłam...
- Nie nic się nie stało - uśmiechnęła się.
- Może pójdziemy na klif? Bardzo fajne miejsce.
- No pewnie chodźmy! Kto będzie tam ostatni, to zgniłe jajo!
- Nie mogę biec... Moja łapa jeszcze nie wyzdrowiała - powiedziałam po cichu.
- Zapomniałam. Chodźmy powoli - uśmiechnęła się.
Już dobrze znałam drogę na klif, więc zaprowadziłam tam Sohare. Gdy doszłyśmy i usiadłyśmy na brzegu urwiska zaczęłyśmy rozmowę:
- Aaa... Masz jakąś moc? - zapytałam.
- Tak, potrafię przenosić się w czasie.
- Naprawdę!? Ja umiem tylko wzniecać ogień.
- To też coś! Cały czas przy sobie masz broń, i to taką której nie trzeba dźwigać - zaśmiała się.
- Heh... W sumie lepsze to niż nic - uśmiechnęłam się.
- Ja umiem też się teleportować.
- Wow, też bym chciała tak umieć. Nie musisz nigdzie chodzić wystarczy, że pomyślisz o tym miejscu i już tam jesteś.
- Jaki piękny zachód słońca... Dawno takiego nie widziałam.
- Piękny, ale zbliża się noc, musimy wracać do watahy.
- Niestety... Musimy już iść, po ciemku nie za dużo widać - zaśmiała się.
- Chodźmy.
Szybkim krokiem wróciłyśmy do jaskini. Po drodze znalazłyśmy krzaki z borówkami. Zjadłyśmy trochę i poszłyśmy dalej.
- To co, widzimy się jutro? - zapytała Sohara.
- No pewnie, a czemu nie.
- To do jutra, pa!
- Do zobaczenia - pożegnałam się i odeszłam.
Weszłam do jaskini położyłam się w swoim ulubionym miejscu i zasnęłam.
<Sohara?>
Uwagi: Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. "Choć" a "chodź" to nie jedno i to samo. Ze spraw czysto technicznych... Sohara urodziła się w WMW, więc właściwie nie ma czego opowiadać, jak tu się dostała... tym bardziej, że należy do watahy od 5-ciu lat i zna wszystkie tereny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz