Wczesnym rankiem postanowiłam, że muszę w końcu wstać i iść dalej. Szłam
powoli przez las, cały czas mówiłam do siebie "Proszę, niech nikt mnie
nie zaatakuje". Gdy wyszłam z lasu zobaczyłam Wrzosową Łąkę, stąd droga
była już prosta. Zdecydowałam, że muszę wyleczyć chorą nogę. Skierowałam
się w stronę szpitala. Gdy w końcu tam weszłam podeszła do mnie
pielęgniarka:
- Co Ci się stało? Masz szczęście, że doszłaś tu przed zmrokiem... Późnym wieczorem rzadko ktoś ranny przeżywa.
- Zaatakował mnie wilk... nie chcę o tym rozmawiać... Czy można coś z tą
łapą zrobić? - podniosłam łapę i skierowałam ją w stronę pielęgniarki.
- Hmm... Poczekaj, pójdę po lekarza
Usiadłam na ziemi i czekałam aż oni łaskawie tu przyjdą:
- Co się pani stało? - zapytał stary wilk.
-Ktoś mnie zaatakował i od razu mówię, NIE CHCĘ o tym rozmawiać!
- Dobrze... Pokaż mi swoją łapę.
Po raz kolejny podniosłam łapę i skierowałam w kierunku tej dwójki.
Lekarz zaczął oglądać ranę, a potem ją dotykać! Boże, jak to bolało. Tak
czy siak próbowałam ukryć ból i moją skwaszoną minę.
- Myślę że trzeba będzie amputować...
- ŻE CO!? - krzyknęłam.
- Ha ha ha, żartuję!
- Dobre mi żarty... To co pan zrobi z tą łapą?
- Trzeba będzie ją przemyć i zabandażować. Siostro, zajmiesz się tym? - zapytał stojącą obok pielęgniarkę.
- Dobrze, panie doktorze! - wzięła wodę i zaczęła płukać moją ranę. Później wzięła bandaż i zaczęła owijać nim moją ranę.
- Gotowe! Teraz musisz dużo odpoczywać - powiedziała z uśmiechem.
Odeszłam od niej. Gdy chciałam wyjść ze szpitala, ale zauważyła mnie i powiedziała:
- Gdzie się wybierasz? Już do łóżka!
- Eh... No dobra...
Odwróciłam się i położyłam na najniżej umiejscowionym łóżku. Cały czas
zadawałam sobie pytania: Gdzie jest siostra? Co z Kernim? I co znaczyły
jego ostatnie słowa? Postanowiłam, że na razie nie będę zawracać tym
sobie głowy. Gdy w końcu zasnęłam zauważyłam siebie leżącą obok
Kerniego. Mówił on do mnie... Później gdy on odszedł i ja zamknęłam
oczy, podszedł do mnie i powiedział coś. Nie wiedziałam o co w tym
wszystkim chodzi... Po za tym nie mogłam wierzyć we wszystko co widzę w
snach. Obudziłam się rano. Pielęgniarka podeszła do mnie i podała mi coś
w stylu miski z wodą. Napiłam się z niechęcią. Gdy tylko pielęgniarka
odeszła wstałam, żeby wydostać się z jaskini. "Udało mi się! Jestem
wolna!" Zaczęłam biec. Gdy zaczynałam przyspieszać zaczęła mnie
strasznie boleć łapa. Nie zwracałam na to uwagi biegłam dalej, aż w
końcu... wywróciłam się. Poturlałam się aż pod jaskinię Alfy. Tuż obok
mieszkania Ishi było drzewo, do którego dobiłam z hukiem. Popatrzyło się
na mnie kilka wilków, w tym Ishi, która wyszła z jaskini.
- Nic Ci nie jest, Rey? - zapytała Ishi.
- Nie, nic... - wstałam powoli.
- Uważaj jak biegniesz! A po za tym co Ci się stało w nogę?
- A... Nic... po prostu jakiś wilk mnie zaatakował - powiedziałam po cichu.
- Wilk? Opowiesz mi tą jakże ekscytującą opowieść? - zachichotała.
- No pewnie - uśmiechnęłam się i podeszłam do Ishi.
Zaczęłam jej opowiadać jak to było z siostrą i z Kernim. Ishi słuchała
mnie z powagą. Gdy skończyłam jej opowiadać moją "jakże ekscytującą
opowieść" Ishi powiedziała do mnie:
- To widać że dużo się u ciebie działo... Ja już muszę iść, ale dzięki za wspólnie spędzony czas. Do zobaczenia!
- Pa!
Poszłam w głąb lasu. Szłam do miejsca gdzie ostatnio spotkałam Kerniego.
O dziwo był on tam... Siedział dokładnie w tym samym miejscu gdzie
ostatnio.
- A ty co tu robisz?
- O, witaj Rey. Jak z twoją łapą?
Popatrzyłam się na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Zrobiłeś mi to i jeszcze śmiesz się mnie pytać co ze mną?!
- Spokojnie... Sory za wczoraj, poniosło mnie...
Nadal patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Postanowiłam się opanować
- Nic mi nie jest. Nie odpowiedziałeś mi wciąż na pytanie: CO TY TU ROBISZ?!
- Czekam na ciebie - powiedział do mnie, jakby chciał zacząć ze mną flirtować.
- Na mnie? Nie chcę Cię znać po tym, co mi zrobiłeś!
- Przyniosłem coś dla ciebie.
Podał mi różę którą wzięłam do pyska i odłożyłam na bok.
- Czy ty myślisz że jestem taka naiwna i tam Ci się uwieść?
- No nie wiem.
Zaczęłam powoli od niego odchodzić. Kerni zaczął iść za mną:
- Gdzie się wybierasz? Choć ze mną nad wodospad...
- Z tobą? Nigdy w życiu! - krzyknęłam do niego.
- No cóż, to pójdę sam...
- Nie możesz tam iść! To nie jest twój teren!
- A co niby może mi się stać?
- Mogę wtedy Cię zaatakować. Nie chciałbyś tego! - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie boję się ciebie... Co mi taka mała wadera może zrobić? - zaśmiał się.
- Mała wadera?! - rzuciłam się na niego.
- Spokojnie!-zachichotał - A po za tym nie musisz się tak na mnie rzucać.
- Nie masz prawa iść tam! Wilki Cię zaatakują i zginiesz!
- Dobrze, to nie pójdziemy nad wodospad - zaśmiał się.
- Nie ma żadnego MY! Okay? - zdenerwowałam się.
Odsunęłam się od niego. Kerni wstał i popatrzył mi się prosto w oczy.
Poczułam, że między nami iskrzy. Po minucie ciszy powiedziałam do niego:
- Jednak nie jesteś taki zły...
- Zaczynasz mi mówić komplementy?
- Nie zaczynaj, bo się to skończy tak jak ostatnio! - krzyknęłam.
- No dobra... To może pójdziemy na klif?
Chwilę musiałam się zastanowić. W sumie na klifie spotyka się samych
samotników... Zgodziłam się i poszliśmy. Doszliśmy tam dopiero
wieczorem. Usiadłam na brzegu klifu, Kerni podszedł do mnie i
powiedział:
- Wiem, że ty tylko udajesz groźną... Nie chcesz, żeby inni poznali w tobie strach.
Zaczęło mocno walić mi serce. Czy w końcu pojawił się ktoś kto mnie rozumiał?
/C.D.N/
Uwagi: Wrzosowa Łąka to nazwa miejsca, więc należy ją zapisywać z wielkich liter. Przed "że" powinno się stawiać przecinek. Alfa to tytuł, więc powinnaś go zapisywać z wielkiej litery. "Jakże", "chciałbyś" i "niedowierzanie" piszemy razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz