Siódme op. na wrześniowy Tematyczny Weekend!
- Zgodzisz się, żebyśmy powiesili twój rysunek nad sceną? - zapytałam z uśmiechem. Waderka zaczęła na mnie patrzeć, pogrążona w głębokim zamyśleniu. Gdy już przeliczyła wszystkie wewnętrzne głosy "za" i "przeciw", również odpowiedziała uśmiechem.
- Jasne. Możecie go powiesić gdzie chcecie, jest wasz.
Już wzięłam oddech, by jej odpowiedzieć, gdy poprzedził mnie głośny trzask dobiegający spod sceny. Mała Shayle tak się wystraszyła, że nie tylko podskoczyła, a jeszcze automatycznie pobiegła na tyły i schowała się za jednym z drewnianych pudeł, wniesionych przez któregoś z członków watahy. Lekko poirytowana nagłym przerwaniem mojej próby zawarcia przyjaźni ze szczeniakiem, odwróciłam głowę w stronę źródła hałasu. Pod sceną stała Kazuma, a zaraz obok niej leżało doszczętnie zniszczone pudło identyczne do tego, za którym schowała się mała rysowniczka. Cała jego - jak się okazało, niezwykle krucha, bo szklana - zawartość również uległa zniszczeniu.
- Co ty zrobiłaś? - zapytałam zaskoczona.
- Jak to co? - syknęła - Spadło mi, rozwaliło i się nie naprawi.
Zamrugałam zdezorientowana oczami. To był nasz ostatni komplet szklanej zastawy, do której miały być wlane napoje i wyłożone wszelkiego rodzaju przekąski zakupione w mieście bądź znalezione w lesie. Sprawnie zeskoczyłam ze sceny i ukucnęłam przy odłamkach szkła.
- I co my teraz zrobimy?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to - wzruszyła obojętnie ramionami, po czym odeszła, kopiąc jakiś kamyk, który niedawno wypłynął z morza. Mój wzrok powędrował właśnie ku niemu. Trzeba było coś wymyślić, i to szybko! Odwróciłam się w stronę małego tłumu pomocników, którzy również w osłupieniu patrzyli na porozrzucane szkło.
- No dobra, nic się nie stało! - mówiąc to, zaśmiałam się kłopotliwie - Trzeba to tylko wybrać z piasku, żeby nikt się nie pokaleczył, zakopać i po problemie...
- A co z zastawą? - zapytał ktoś. Znieruchomiałam. Właśnie akurat na to nie miałam najmniejszego pomysłu... Wtedy doznałam olśnienia.
- Jak na razie po prostu zbierzcie to na jedną kupkę... I wiecie co? Nie zakopujcie. W zamian tego chcę znać imiona wszystkich wilków o żywiole ognia!
Wilki przemienione we większości w ludzkie postacie popatrzyły na siebie nawzajem.
- Na pewno ty masz żywioł ognia...
- Sora i oczywiście Tsume...
- I Toboe, ale on tak raczej nie do końca.
- Ja mam żywioł ognia.
- Vanessa chyba coś wspominała.
- Ta nowa Igła, czy jak jej tam.
- Hehe... Szydełko, wiesz?
- Tylko bez obrażania, ok? - poprosiłam błagalnym tonem. Po tym wszyscy zamilkli.
- Tsume - ktoś jeszcze dodał, ale na to odpowiedział mu inny wilk:
- Już to mówiłam.
- W takim razie... Poproszę wszystkich dostępnych ognio... hm... - zamyśliłam się, nie mogąc znaleźć właściwego słowa. Postanowiłam wymyślić własne. - ...ogniożywiolnych tutaj!
Niektórzy słysząc obcobrzmiące słowo zaczęli chichotać, a inni nawet nie zwrócili uwagi na moje ogłoszenie, gdyż już zbierali odłamki szkła, które gdzieś zaczęły tonąć w złocistym piasku. Niektóre wilki jednak zniknęły gdzieś za skałami pokrywającymi skraj plaży, a jedna z samic podeszła bliżej mnie.
- Jestem Mizuki. Miałam w czymś pomóc...
Uśmiechnęłam się, chwytając w garść połamane szkło, które ktoś przed sekundą położył na brzegu sceny. Nie zwróciłam uwagi na to, że przejrzyste drobinki weszły mi pod skórę, a nieco większe spowodowały krwawienie. Już wcześniej obiło mi się o uszy, że nie dość, że jestem nieśmiertelna, to jeszcze każda, nawet najmniejsza rana, zagoi się w przeciągu kilkunastu sekund.
- Wystarczy, że rozgrzejemy to do właściwej temperatury i uformujemy nowe, dużo ładniejsze naczynie. Wspólnymi siłami wszystko się uda! - powiedziałam ciepło. Mizuki wciąż patrzyła na mnie niepewnie.
- Nigdy nie próbowałam topić szkła... Nie wiem, co z tego wyjdzie. Nie mam talentu artystycznego.
- Ale warto spróbować!
- Siemka, po co miałyśmy przyjść? - odezwała się jakaś wadera z sympatycznym uśmiechem na pysku. U boku miała inną, ciemniejszą waderę, która nie zdradzała żadnych większych uczuć, no może prócz małego zagubienia.
- A wam jak jest na imię?
- Ja jestem Igła, a ta to Vanessa! Van, powiedz coś!
- Cześć - powiedziała cicho fioletowo-czarna wadera. Chyba czuła się zmiażdżona przez optymizm i gadatliwość Igły.
- To co mamy zrobić? Przenieść coś? Ułożyć? Powiesić? Położyć? Zamieść? Posprzątać?
- Nie, ale jesteś blisko - zaśmiałam się - Możecie mi pomóc roztopić to szkło? Kazumcia przypadkowo upuściła pudło ze zastawą.
Dziewczyna ubrana w czarno-zielone barwy, mające na myśl przywodzić strój policjanta, prychnęła. Stała akurat oparta biodrem o pusty stół, który zrobiły kilkanaście minut temu wilki o żywiole ziemi i natury.
- Kazumcia? Przypominam ci, że jestem dorosła i moje imię nie ma żadnych zdrobnień. Jest całkowicie poważne...
- Jak to nie ma? Kazumcia, Kazu, Zumba no i oczywiście Kazia, co za tym idzie Kazimiera. Jesteś pewna, że nie ma?
Wilki wybuchnęły głośnym śmiechem. Kazuma aż zagotowała się ze złości.
- Wymagam kultury, bo inaczej zniszczę wam kolejną rzecz... I wiedz, że talerzy i całej reszty nie zniszczyłam przypadkowo! - warknęła, a później sypiąc piaskiem spod ciężkich butów, odeszła.
- Ojej, ależ ona jest nerwowa - westchnęłam - Chyba musimy iść do zielarzy po melisę na uspokojenie dla naszej koleżanki.
Kolejny wybuch śmiechu. Uśmiechnęłam się do pozostałych. Lubiłam, gdy ktoś rozumiał moje żarty i śmiał się razem ze mną. Im więcej śmiechu na ziemi, tym lepiej! Każdy uśmiech wydłuża w końcu nasze życie!
- To jak? Pomożecie mi? Nie ma już chyba sensu czekać na resztę, bo nim to stwardnieje na dobre, trochę czasu minie.
Wadery popatrzyły po sobie. Jako pierwsza pewnie uśmiechnęła się Igła, czyli tak jak myślałam na początku, kolejna była Mizuki, a na samym końcu Vanessa.
- To super! - uradowałam się - Położę wam na tamtym stole więcej odłamków szkła, a wy już próbujcie je stopić.
Mówiąc to popatrzyłam na wyzbierane już z piasku odłamki szkła, które teraz lśniły, leżąc na jednej kupce na skraju sceny, tak jak te, które miałam w dłoniach. Następnie podeszłam do stołu, o który jeszcze kilka chwil temu opierała się Kazuma i tam delikatnie położyłam to, co do teraz ściskałam w dłoniach. Poczułam ulgę, widząc, że rzeczywiście skaleczenia goją się w natychmiastowym tempie, a ból ustaje. Pierwsza w człowieka zmieniła się Mizuki, kolejna Vanessa, a Igła patrzyła na nie niezadowolona.
- Hej! Jak wy możecie?! Ja nie potrafię zmieniać się w człowieka! To niesprawiedliwe!
Wadery wybuchnęły śmiechem, Igła po chwili również. Tymczasem ja poszłam po całą resztę i przeniosłam im na stół. Zadowolona stwierdziłam, że Mizuki już miała ułożone dłonie w miseczkę, a w nich znajdował się gęsty, przezroczysty płyn - stopione szkło.
- I co dalej? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco.
- Spróbuj z tego zrobić talerz - wyjaśniłam, jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna zmarszczyła cienkie, czarne brwi.
- Świetnie by było, jakbym chociaż wiedziała, jak to zrobić.
W skupieniu popatrzyłam na szkło. Miała rację. Ja również nie miałam zielonego pojęcia, jak to zrobić. Mimowolnie mój wzrok powędrował ku zgarbionej sylwetce, która przysiadła sobie pod drzewem i z zacięciem coś rysowała, a jej brązowa czupryna tylko lekko poruszała się za szkicownikiem.
- Wiesz co... Poczekaj. Chyba znalazłam duszę artystyczną, która byłaby w stanie nam pomóc.
Gdy Mizuki skinęła głową, podeszłam do dziewczyny. Za stolik służyło jej udo i kolano, na którym to opierała szkicownik.
- Co rysujesz? - zapytałam z zainteresowaniem. Brunetka szybko przycisnęła szkic do swojej piersi i z przestrachem popatrzyła na moją twarz.
- Nieważne.
- No pokaż, jestem ciekawa, co tam tworzysz. Kto wie, może jesteś konkurencją dla Shayle?
- Shayle? Tej młodej? - zapytała, marszcząc brwi.
- Tak. Jak się okazało ona również jest artystką.
Dziewczyna potrząsnęła krótkimi lokami o kolorze miedzi, wzdychając przy tym.
- Tsa... Rzeczywiście, mam konkurencję.
- To pokażesz, co narysowałaś? - prosiłam dalej. Popatrzyła na mnie nieufnie.
- No dobra... Ale to będzie tylko jednorazowe.
Odwróciła w moją stronę szkicownik. Rysunek przedstawiał Kazumę opierającą się o stół, patrząc wybrednym wzrokiem w moją stronę i moich rozmówców, usadowionych w tle. Niekoniecznie wszystko było całkowicie realistyczne, ale chociaż dobrze wykonane.
- Bardzo ładnie. Ja bym czegoś takiego nie narysowała - oświadczyłam szczerze. Po raz kolejny tego dnia ktoś oszołomił mnie swoim talentem artystycznym, którego ja nie posiadałam.
- To tylko szkic... I rysunek a szkic to nie jedno i to samo. Rysunek jest pokolorowanym szkicem, malunek lub obraz jest namalowany farbami - Gdy zobaczyła, że patrzę na nią nierozumiejącym wzrokiem, dodała speszona: - Po prostu wiem, że z całą pewnością pomylisz te pojęcia.
- Ok, rozumiem... Może nam pomożesz?
Podniosła na mnie wzrok, mrużąc oczy przed słońcem, które świeciło za moją głową. Właściwie to nie mrużyła tylko oczu, ale i także nos pokryty ledwo widocznymi piegami słonecznymi oraz marszczyła brwi.
- W czym?
- Kazuma nam roztłukła zastawę i trzeba uformować ze szkła nową...
- I co? Co mam niby zrobić? - mruknęła.
- Zrobić jakieś ładne naczynia.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, nerwowo przyciskając do piersi szkicownik, jednocześnie bawiąc się palcem kartką, która się z niego zaczęła wysuwać.
- Uformować? Z rozgrzanego szkła?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Popatrzę się.
- Nic sobie nie zrobisz. Użyjemy takiego zaklęcia, byś była na to odporna. Co ty na to?
- I tak jestem na nie.
Uniosłam brwi, zaskoczona jej decyzją. Aż tak obawiała się poparzeń?
- Dlaczego?
Spuściła wzrok.
- Bo nie. Jeśli nie chcę, to nie możesz mnie zmuszać.
Przykucnęłam przy niej, kładąc dłoń na jej kolanie. Posłała tylko urywane spojrzenie na moją dłoń, a później wróciła do upartego patrzenia w piach.
- Aż tak boisz się gorąca?
- Też... Ale nie o to chodzi.
- W takim razie o co?
- Nie chcę się ośmieszyć przed innymi, że czegoś nie potrafię.
- Jak nie spróbujesz, to nigdy się nie dowiesz, czy potrafisz, czy też nie. Być może okaże się, że to twój największy talent.
- Nie rozumiesz... Po prostu nie chcę pokazywać obcym swojego kiepskiego talentu... Jeśli jednak komuś się on spodoba, to zaczną się teksty z typu: "Suzi, narysuj mi coś" lub "ty to zrób, ty masz talent". Po prostu inni nie ogarniają, że nie mam ani ochoty, ani czasu rysować dla innych. Mam na głowie wystarczająco dużo obowiązków, a niektórzy nie rozumieją, że nie mam czasu na rysowanie.
Popatrzyłam na nią, myśląc co odpowiedzieć. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją w swoim życiu, a przynajmniej takowej nie pamiętam.
- To wyjaśnij innym, że nie życzysz sobie tego rodzaju zamówień i po problemie.
Popatrzyła na mnie jak na głupią.
- To niczego nie zmieni. Po prostu inni są głupi i nigdy nie zrozumieją twojej sytuacji nawet nie warto się fatygować, by mówić.
- Za bardzo się ograniczasz... Musisz się wziąć w garść i pokazać się światu! Ukrywanie talentów nie jest dobre, bo takim sposobem nigdy ich nie udoskonalisz i przejdziesz przez życie nie pozostawiając po sobie chociażby najmniejszego śladu. Zrób coś naprawdę pozytywnego, dzięki czemu na zawsze zapiszesz się na kartach historii! I pamiętaj: życie jest za krótkie, żeby nie bawić się dobrze, więc korzystaj z tego, jak tylko zdołasz!
Popatrzyła na mnie nieruchomym wzrokiem, jakby oczekiwała, że coś jeszcze powiem. Albo po prostu się zawiesiła? Wstałam.
- To jak? Pomożesz?
Zamknęła szkicownik i odłożyła go na bok, a następnie wstała i otrzepała się z piasku.
- Niech ci będzie, ale jeśli zrobię sobie krzywdę, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina.
Zaśmiałam się. Dziewczyna, choć dorosła, była o głowę ode mnie niższa, przez co czułam się nieco dziwnie. Zazwyczaj to inni mnie przewyższali wzrostem.
- Jasne. Przejmuję winę na siebie. W takim razie chodź, bo jeszcze chwila i Mizuki zdenerwuje się, że tak długo nam to zajęło.
Skierowałam się w stronę stołu, a Suzi poszła za mną. Była całkiem sympatyczna, choć było widać, że nie ma przekonania do szczerości ze strony innych wilków. Potrzebowała więcej zrozumienia... ale i tak zapewne go nie przyjmie. Jest dość zamknięta w sobie i potrzebuje czegoś, co by jej pozwoliło się otworzyć.
- I co? - powiedziała Mizuki, patrząc na moją koleżankę. Zmarszczyła brwi. Pewnie jeszcze się nie znały.
- To jest Suzi - uśmiechnęłam się, wskazując na towarzyszkę, a ta naburmuszona odpowiedziała:
- Suzanna. Suzi to idiotyczne imię.
Mizuki popatrzyła zszokowana na młodą dziewczynę. Ja dopiero po chwili połączyłam wątki, orientując się, że to Alfa watahy. Nie powiedziałam jednak nic na ten temat. Ja również nie spodziewałam się, że tak wyniosła wadera mogła być nie dość, że niska, to jeszcze wyjątkowo uparta.
- To jest to szkło? - popatrzyła na ciecz, którą nadal Mizuki trzymała w dłoniach pilnując, by nie zalała stołu. Niestety Igła nie mogła się tym pochwalić, bo jej porcja szkła najprawdopodobniej najpierw się roztopiła, a później stwardniała na stole. Spanikowana wadera właśnie próbowała jakoś je oderwać od drewna. Vanessa dopiero wzięła się za roztapianie, a patrząc na jej skupiony wyraz twarzy można było łatwo stwierdzić, że robiła to albo używając wzorku, albo siłą woli.
- Tak.
- W takim razie jak mam to niby uformować? - mruknęła. Chyba nie miała dziś zbytnio humoru... lub po prostu wyjątkowo bardzo nie lubiła pomagać.
- Nie wiem, wymyśl coś.
Po raz kolejny posłała mi spojrzenie z typu "czy ty jesteś głupia?". Patrząc na nią poczułam się dziwnie poniżona, więc odruchowo zaczerwieniłam się i posłałam jej kłopotliwy uśmiech. Widząc, że rzeczywiście jej w tym nie pomogę, wróciła wzrokiem do cieczy.
- Dalej, bo mi już ręce cierpną... - poskarżyła się Mizuki. Suzanna przygryzła wargę, próbując coś wymyślić. Koniec końców zanurzyła dłoń w rozgrzanym szkle i... wtedy zdałam sobie sprawę, że nie nałożyłam na nią obiecywanego jej zaklęcia chroniącego przed gorącem. Z sykiem wciągnęłam powietrze oczekując bolesnego wrzasku... ale nic takiego się nie stało. Alfa całkowicie pochłonięta pracą wzięła od Mizuki część szkła oraz zaczęła robić z niego placek na dłoni. Gdy skończyła wzięła rękę i ze zdumieniem wszystkie zauważyłyśmy, jak placek formuje się w idealnie równy talerzyk, a następnie pojawiają się na nim misterne zdobienia. Suzi z wrażenia aż upuściła swoje najnowsze dzieło. Na szczęście wylądowało w piasku, więc nic poważnego się nie stało. Szybko schyliłam się i wyciągnęłam je z piasku. O dziwo było również stwardniałe.
- Jak to zrobiłaś? - zapytałam.
- N-nie mam pojęcia - wykrztusiła, również zaskoczona swoim wyczynem.
- Możesz spróbować zrobić to jeszcze raz? - zaproponowała Vanessa.
- Um... Mogę... Ale nie gwarantuję, że się uda... - mruknęła, robiąc to samo, co wcześniej z kolejną porcją stopionego szkła, z tym samym efektem, a może i nawet lepszym. Wzory były ładniejsze i dokładniejsze. Gdy odkładała drżącą dłonią czwarty talerz na stertę, usłyszałyśmy trzaśnięcie, połączone z szarpnięciem stołem. Suzi w ostatniej chwili podtrzymała ręką ledwo co zrobioną zastawę i popatrzyła w stronę winowajcy problemu. Igła miała w pysku kawał oderwanego drewna ze stołu, na którym przyległo szkło. Upuściła deskę w piasek i wyszczerzyła się do nas.
- Wyczyściłam stół!
Ja i reszta dziewczyn zaczęłyśmy się śmiać, prócz Suzi, która tylko się krzywo uśmiechnęła.
- Tylko, że trzeba to jeszcze naprawić.
Igła popatrzyła zmieszana na dziurę.
- Eee... To ja może to po prostu czymś przykryję i nikt nie zauważy?
- Wątpię, aby to był dobry pomysł.
- Dlaczego?
- I tak jest dziura i tak - odpowiedziała Alfa.
- E, tam. Nikt nie zauważy. Po prostu zrób taki duży talerz czy coś...
Suzanna popatrzyła na nią, całkowicie poważniejąc. Od razu pojęłam o co chodzi: "ty to zrób, ty masz talent". Tekst, którego szczerze nienawidziła. Nie czekając na komentarze, poważna i najwyraźniej rozzłoszczona chwyciła Vanessę za nadgarstki i przyciągnęła do siebie. Następnie wzięła od niej szkło i w dłoniach urosła jej wspaniała figurka, która pochłonęła nawet szkło przyległe do deski, którą chwilę temu Igła oderwała od stołu. Suzi, nie mogąc już jej udźwignąć, położyła ją na stole.
- Proszę.
Z trudem popchnęła ją i zasłoniła dziurę w stole. Zszokowane popatrzyłyśmy na wspaniałą figurę. Nóżka była ozdobiona różnego rodzaju motywem roślinnym i owocami, na niej stał wilk z uniesioną głową, a na nosie miał misę, do której można było nakłaść owoców. Zatkało nas. Po prostu zatkało.
- Może być? - zapytała Alfa, krzyżując ręce na piersi.
- Jak najbardziej... - wykrztusiła pełna podziwu Vanessa.
- Suzanno, powiedz mi proszę... Czy ty masz żywioł szkła? - zapytałam.
- Szkła? - powtórzyła - Przecież nie ma takiego żywiołu.
- Najwyraźniej jest i ty go posiadasz.
Suzi patrzyła na mnie bez wyrazu. Znowu się zamyśliła. Jest bardzo skupioną osobą... Później wyciągnęła dłoń do Mizuki. Ta dopiero po chwili zorientowała się, o co chodzi i dała jej ostatnią i największą porcję szkła. Ta z niej zrobiła kilka kieliszków, misek i talerzy.
- Zadowolone? - zapytała.
- Tak...
- Coś jeszcze chcecie, czy mogę już iść?
- Jeśli chcesz, to idź... Tylko przyjdź na imprezę! - powiedziałam ze szczerym uśmiechem.
- Ta... I tak pewnie nie przyjdę - mruknęła pod nosem, już na odchodnym. Odwróciłam się w stronę Mizuki, Vanessy i Igły.
- Wy też jeśli chcecie idźcie się przygotować, ja zajmę się całą resztą.
Ku mojemu miłemu zaskoczeniu postanowiły zostać. Pomogły mi w montowaniu reszty oświetlenia oraz nagłośnienia, zasilanego przez wilki o żywiole elektryczności, które oddały część swojej mocy do zasilatora magicznego, którego miał na własność któryś z wilków. Szczeniaki nosiły wskazane przeze mnie jedzenie i picie, a mianowicie upolowane przez zespół polowań na moją prośbę, soki z owoców leśnych, wodę oraz różne owoce znalezione na terenie watahy. Pod wieczór wszystko było gotowe, więc musiałam jeszcze tylko wybrać się do siebie i przygotować.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Już pół godziny później byłam w swojej jaskini całkowicie gotowa - umyta, wyperfumowana, włosy miałam uczesane, a kokardy w nie wplecione poprawione. Znalazłam również przyciemniane okulary nabyte najprawdopodobniej podczas którejś wyprawy do miasta i nałożyłam je na nos. Wiedząc, że jest już chłodno i powinnam się przemienić w wilka, bo w tej postaci miałam grubszą skórę i futro, dlatego też tak zrobiłam. Wychodząc z jaskini, zobaczyłam, że jakiś basior idzie ścieżką tuż przed wyjściem od mojej groty. Z uśmiechem wpadłam na genialny pomysł. Chciałam go wystraszyć, wyskakując zaraz przed jego pyskiem. Plan się powiódł. O mało nie dostał zawału serca. Widząc jego minę wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Co ty tutaj robisz? I jak ci
na imię? Bo wiesz, miałam taki mały reset mózgu i mogę cię nie
kojarzyć - spytałam.
- Jestem Kai... - powiedział niepewnie, po czym zapanowała cisza. Czekałam, co jeszcze interesującego może mi powiedzieć.
-
Jeśli dobrze mi się zdaje, idziesz na tą imprezę. Może pójdziemy razem?
Gdy popatrzyłam na niego zdziwiona, ten zakłopotany spuścił wzrok. Po chwili jednak wykrzyknęłam, jednocześnie rzucając mu się na szyję:
-
Oczywiście, że idę!
Bardzo lubiłam się przytulać, więc nie było w tym niczego dziwnego. Kai jednak chyba miał inne zdanie o takim wyrażaniu szczęścia.
- Proszę nie rozczulaj się... - poprosił błagalnym tonem. Szybko puściłam go i cofnęłam się o jeden krok, a szeroki uśmiech wciąż nie schodzi z mojego pyska. Byłam w doskonałym nastroju i nie zamierzałam tego ukrywać.
-
No to idziemy, czy nie?
- No, ok idziemy - odparłam szybko, a następnie szybko ruszyłam w stronę Wschodniej Plaży. Basior podążył za mną, powłócząc leniwie łapami. W końcu nasze tempo się wyrównało, a ja z podniecenia skręcałam lekko to w prawą, to w lewą stronę. Kai czuł się z tego powodu chyba nieco niekomfortowo, gdyż za każdym razem się ode mnie odsuwał.
Kilka chwil później dotarliśmy do celu i spotkaliśmy się z tłumem wilków oczekujących na moje nadejście, czekając na rozpoczęcie zabawy. Byłam naprawdę szczęśliwa widząc, że nie było nas wcale aż tak mało. Przyszła nawet Suzi i Kazuma, co było już nie lada wyczynem i niesamowitą satysfakcją z sukcesu! Kiedy podbiegłam bliżej, rozległy się gwizdy, oklaski i okrzyki radości. Witałam się z każdym po kolei, nie przestając się uśmiechać. Kai zszedł na sam bok, obok stołu zapełnionego jedzeniem i przepięknymi dziełami Suzanny, zasiadając obok Desari.
- No, Kii! Otwieraj to już! - ponaglał tłum.
- Ok, tylko mi pomóżcie wejść! - odpowiedziałam zanosząc się śmiechem. Już po chwili ze zdziwieniem zorientowałam się, że wilki wzięły to zbyt dosłownie i uniosły mnie na rękach w górę, jak prawdziwą gwiazdę. Ja nie odrzuciłam ich pomocy, więc już po chwili byłam już na scenie. Szybko zorientowałam się, że mikrofon jest zamontowany w stojaku, więc podeszłam do niego i powiedziałam:
- Cześć, wszystkim świetnym wilkom, którym chciało się tutaj przyjść i bawić razem z nami! Imprezę czas zacząć! Tego wieczoru grać nam będzie zespół Lithium Vane! Zapraszam!
Wilki po raz kolejny wydały z siebie okrzyk radości, a chwilę później moje miejsce zajęła muzykalna Lith oraz jej koleżanki. Sprawnie zeskoczyłam ze sceny do publiczności, a mój upadek zamortyzowała wyciągnięta dłoń Tsume, której się chwyciłam. Kapela nastroiła instrumenty i zaczęła grać, a ja mogłam się bawić z przyjaciółmi. Nawet po jakimś czasie z uśmiechem na pysku zobaczyłam, że Desari i Kai, którzy początkowo raczej nie palili się do tańca, zajęli parkiet. Suzi przekonała się do tego trochę wcześniej i tańczyła na zmianę to z koleżankami, to z Toboe i próbowała odklejać niechętnych od stołu z przekąskami.
Zabawa skończyła się dopiero około czwartej nad ranem, gdyż było widać, że wszyscy są bardzo wykończeni. Wszyscy, prócz oczywiście mnie. Widząc pyski zmęczonych wilków, wpadłam na pewien pomysł, jak można by ich jeszcze na jakiś czas zjednoczyć. Weszłam na scenę i wzięłam do ręki mikrofon, przed chwilą zostawiony przez spoconą Lith. Ten wydał z siebie nieprzyjemny pisk, ale na szczęście po chwili ustał. Jeszcze moment temu skrzywione wilcze pyski na nowo się uśmiechały.
- Widzę, że jesteście bardzo zmęczeni... Ale tak świetnie się bawimy, że nie warto tego psuć, prawda? A więc zapraszam was serdecznie na Wrzosową Łąkę, na której to będziemy oglądać gwiazdy, bo z tego co mi wiadomo, dziś jest noc spadających gwiazd!
Pomysł się przyjął. Ponad połowa wilków podążała za mną, a właściwie za lewitującą przede mną kulą ognia, którą wznieciłam. Miała nam służyć jako pochodnia, więc tak się stało. Po upływie niecałych dziesięciu minut byliśmy już na miejscu. Teraz byliśmy już otoczeni wysokimi wrzosami. To było ostatni miesiąc, kiedy kwitną. Później będziemy musieli czekać aż do lutego, kiedy się trochę ociepli. Wszystkie wilki albo usiadły, albo położyły się na Łące i w ciszy obserwowały spadające gwiazdy. Ja również. Były piękne. Ale... czegoś mi zaczęło brakować do pełni szczęścia. Prawdziwej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz