- Nie... Znaczy się... Ja już będę wracać do domu...
- A twoje koleżanki?
- Nie muszą wiedzieć...
- Ale... - zaczął, ale ja się rozpłakałam.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony, lecz ja nie odpowiedziałam, tylko szlochałam dalej.
- Halo...
- Nie... Nic... Po prostu ja... Ja... Mam wrażenie że... To przeze mnie ona... Nie ma jej, rozumiesz!
- Co? - zmarszczył brwi - O kim mówisz?
- O mojej przyjaciółce! Zostawiłam ją, a teraz niedawno się dowiedziałam, że miesiąc po moim odejściu jej miejsce zamieszkania zostało całkowicie zniszczone i nie zostawiło przy życiu ani jednego wilka...
- Może przeżyła?...
- Nie! Ona nie żyje, rozumiesz?!
- Ale to nie jest twoja wina... Nic nie mogłaś na to poradzić, cokolwiek się stało...
- Ale to moja wina!... Moja... Moja... Jakbym tam została, to by wszyscy żyli... Tam było około dziesięciu tysięcy wilków!
- To naprawdę olbrzymia była ta wataha...
- To nie była wataha, tylko całe Królestwo! Największe jakie kiedykolwiek istniało! Nie mogę się już dłużej przekonywać, że dobrze jej się żyje! Jakby przeżyła, to tak bardzo chciałabym ją spotkać...
- Królestwo?
- Tak! Mój dawny dom...
- Ale...
- Nie zrozumiesz lub uznasz mnie za dziwaczkę... Jestem wilkołakiem, rozumiesz?! - wykrztusiłam przez potok łez, a potem pobiegłam w stronę wyjścia.
- Hej, wracaj! - krzyczał za mną, ale ja biegłam dalej, w stronę lasu, po drodze zmieniając się w wilka. Nie wiem, co mnie w ogóle zmusiło, żeby przychodzić tam i maskować się w tłumie ludzi. Przecież to ja jestem okropnym odmieńcem, niechcianą istotą, parszywym potworem, straszną morderczynią!...
Oddychało mi się coraz trudniej, chociaż nigdy się nie męczyłam. Pewnie to z nerwów... Potknęłam się i wywróciłam. Zrobiło mi się ciemno przed oczami: zemdlałam.
<Rafael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz