Wędrowałem i wędrowałem. Wreszcie doszedłem na miejsce. Moim królestwem
była ogromna jaskinia ozdobiona w środku jak w pałacu. Pola obronnego
nie zastałem i mogłem spokojnie wejść na teren. Gdy przechodziłem
widziałem prawie wszystkich moich znajomych. Nic do mnie nie mówili, bo
po rządach złych sądach mojego młodszego brata mieli wszystko zakazane.
Wyczarowałem sobie miecz i skrzydła na wszelki wypadek. Szedłem wprost
do jaskini. Żadnych straży, nikogo. Wyglądało to jak pułapka ale tak
naprawdę ją nie była. Wszedłem do jaskini i właśnie patrzyłem na wesołe
witraże z dawnych czasów na którym byliśmy ja i mój brat Artemis/Damien.
Potem zobaczyłem coś o wyglądzie wychodka, położonego wyżej niż
podłoga. Nagle na niego wyszedł mój brat...
- Witaj, Solaris'ie... Co Cię tu do mnie sprowadza? Chcesz operować złem jak ja? - spytał szyderczo.
- Nie. Jestem tu w innej sprawie... - odpowiedziałem.
-
A w tej? Wiesz jak to jest źle jak nikt Cię nie docenia i nie
dostrzega piękna mojej nocy?! Może być tylko jeden książę kraju... I
tym księciem BĘDĘ JA! - krzyknął uderzając dwoma łapami w wychodek,
niszcząc ścianę.
Wyczarował skrzydła wzniósł się w powietrze,
przywołał księżyc na dzienne niebo i zasłonił słońce... Nagle obok niego
zgromadziły się cienie i wstąpiły w niego. Byłem świadkiem
transformacji. Przede mną stanął na łapach inny i nowy zły mój brat...
Tak wyglądał:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz