- Nie możemy jeszcze spróbować tutaj? Nie wierzę, żeby takie miejsce zostawiło nas bez niczego - oznajmiła Yui po chwili namysłu.
- Przestań, tutaj niczego nie ma! - syknęłam niezadowolona. Kilka minut później udało nam się zgramolić ze stromych schodów, zejść na parter i wyjść z zamczyska. Kiedy byłyśmy w bezpiecznej odległości od siedliska tej chmary kruków, Yui przystanęła za jednym z pustych konarów drzew. Zaczęła rozwijać czarne bandaże. Obserwowałam ze znudzeniem, jak ta się odwracała, oglądała swoje rany, aż w końcu nałożyła świeży opatrunek. W końcu jej spojrzenie zatrzymało się na mnie. Zrobiło mi się zimno. Już wiedziałam, o co chciała zapytać.
- Zmienić ci bandaże?
- Co? Nie, jeszcze są w dobrym stanie - bąknęłam, odwracając wzrok. Na moje nieszczęście chyba podchwyciła, że muszę coś ukrywać, bo niebezpiecznie zbliżyła się do mojego boku i zapytała:
- Co tam masz?
- Rany, jakbyś nie wiedziała - Przewróciłam oczami, odsuwając swój łeb od jej pyska. Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu. - Idziemy?
Moja towarzyszka uznała, że to chyba najlepszy pomysł. Szczerze wątpiłam, że faktycznie uwierzyła w to, że nie mam nic do ukrycia, ale wolałam nie kusić losu, więc uparcie milczałam.
Minęło trochę czasu, aż nie stanęłyśmy na skrzyżowaniu. Rozglądałyśmy się przez chwilę, namyślając się, którędy podążyć. Nie konsultując się z towarzyszką, od razu ruszyłam w kierunku nieco wyróżniającej się drogi, która była przysłonięta rozkruszającymi się, pustymi w środku konarami drzew. Z wrażenia aż przystanęłam, gdy do moich uszu dobiegł cichy szum wody. Dopiero teraz poczułam, że moje usta są wysuszone na wiór. Posłałam Yui znaczące spojrzenie, na co ona odpowiedziała tym samym. Następną czynnością przez nią wykonaną było wyczarowanie gładko czarnych schodów ponad stertą drewna. Przez chwilę wahałam się, czy warto tam się wdrapywać, ale kiedy wadera ochoczo zaczęła wspinać się na górę, podjęłam decyzję, by postąpić tak samo.
Szybko ją dogoniłam, gdyż zatrzymała się na ich szczycie. Mnie również nieco przytkało. Moim oczom ukazała się zielona łączka z soczyście zieloną trawą, przyozdobiona gdzieniegdzie barwnymi kwiatami. Dookoła porastał ją najzwyczajniejszy w świecie las, który w tej sytuacji zdawał się być dla mnie najpiękniejszym widokiem, jaki mógł mnie spotkać. Poczułam się niemalże zaszczycona. Puściłam się biegiem w dół schodów, potykając się kilkakrotnie, lecz nie upadając. Czując chłód świeżej trawy oraz jej miękkość zaczęłam się głośno, acz radośnie śmiać i zwiedzać każdy zakamarek nowo odkrytego miejsca. Czułam się jak wolna. W końcu coś, co przypominało mi dom! Yui mnie wyprzedziła. Zareagowała dokładnie tak samo. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia.
Prawie padłam na trawnik, jeszcze lekko chichocząc. Nagle uśmiech zniknął z mojego pyska, otworzyłam szerzej oczy. Choć miałam dość słaby słuch i tak postawiłam uszy, nasłuchując jakiś dźwięków. Yui wciąż się śmiała, więc szepnęłam:
- Cicho.
- Co jest? - zapytała, również nieruchomiejąc. Wyglądała na dość zaniepokojoną.
- Zamilcz - Syknęłam ponownie, wpatrując się w gęste zarośla, jakich było tutaj całe mnóstwo. - Zostań tu i nie rób żadnej głupoty.
Po tych słowach zaczęłam się czołgać między gałęziami. Dziwne dźwięki zaczęły się nasilać. Tak. Teraz słyszałam wyraźnie. Szum wody, dźwięk stukających kopyt, ciche prychanie... wtedy ją ujrzałam. Smukła postać o czterech kopytach, utrzymująca się na swoich chuderlawych nogach.
- Cześć, sarenko - powiedziałam do siebie ledwo słyszalnie, po czym natychmiast obudził się we mnie instynkt drapieżcy. Rzuciłam się na zwierzę, na co to zareagowało paniczną ucieczką. Byłam zbyt głodna, by jej odpuścić. Warknęłam kilkakrotnie ścigając ją, przez co wyglądała na jeszcze bardziej spanikowaną. Zignorowałam palący ból ran oraz mojego biodra. Liczył się tylko potencjalny posiłek. Niedługo potem z zarośli wyłoniła się i Yui, która również przystąpiła do ataku. Choć początkowo szło jej to raczej marnie (od razu widziałam, że była ona niewyszkolona w polowaniu), koniec końców udało nam się schwytać tłustą sarnę.
Kiedy ta się wykrwawiała na trawie, my łakomie pożerałyśmy ją kawałek po kawałeczku. Zbyt wiele czasu spędziłyśmy bez posiłku, przez co niemalże zapomniałam jak smakuje świeże mięso. Choć nie przepadałam za taką brutalnością, a gustowałam raczej w owocach leśnych, wiedziałam, że to była jedyna rzecz, która mogła dać ukojenie mojemu dotychczas pustemu żołądkowi.
- Chce mi się pić - oznajmiła Yui po uczcie. Przytaknęłam jej, od razu zrywając się na równe łapy. Nie było czasu na leżakowanie. Nie teraz. Najpierw powinnyśmy ukoić pragnienie.
Kilka minut później, rozchylając kolejne gałęzie krzaków, naszym oczom ukazało się rozległe jezioro o krystalicznie czystej wodzie. Już miałyśmy się radośnie rzucić w jego kierunku, kiedy do naszych uszu dobiegł niski, kpiący głos:
- Witam, panienki.
Samica odwróciła się jako pierwsza, a widząc jej nastawienie do gościa, wiedziałam już, na co być przygotowaną. Nie myliłam się. Ujrzałyśmy basiora, który był nam już znany z kilku wizji. Szczerzył się, jakby powiedział jakiś wyśmienity żart. Postąpiłam krok do tyłu. Czułam przed nim lekką trwogę, ale większe było raczej zainteresowanie. Przewyższał mnie o dobre trzy głowy, Yui za to o dwie. Był czarnym, masywnym basiorem z radosnymi iskierkami w oku.
- Jak mniemam, pewna... wadera zdążyła wam już powiedzieć, znalazłyście
niewłaściwy kamień. - W tej chwili z jego pyska uśmiech całkiem zniknął. Brwi zmarszczyły się, co oznaczało nie nic innego, jak wściekłość. - Żaden z tych kamieni nie
miał prawa znaleźć się w waszych wścibskich łapskach! Ale to nieistotne. Oddaj kamień, a
nic się nikomu nie stanie.
Poczułam się tak, jakby wywiercał wzrokiem dziurę w mojej piersi. Nie spuściłam wzroku, patrzyłam na niego pewnie, choć serce łomotało mi jak szalone. Miałam wrażenie, że zaraz rzuci we mnie potężnym gromem, który w jednej chwili zakończy me życie.
- Ale my nie mamy żadnego kamienia! - Wykrzyknęła zrozpaczona wadera.
- Nie wtrącaj się, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wrócić do swojego
świata.
Postanowiłam się odezwać. Nie chciałam, by Yui miała sobie radzić z nim sama:
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Kłamiesz. - Jego głos stał się bardziej zachrypnięty. Niecierpliwił się. To nie wróżyło niczego dobre. - Oddaj mi to, a... - Zamyślił się, lecz po chwili dokończył, mówiąc coś, czego nawet ja nie przewidziałam: -
zagwarantuję wam powrót do domu.
- Na jakiej podstawie mamy ci ufać? - Syknęłam, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. Analizowałam jego mimikę pyska, grę ciała i ton głosu. Sama już nie wiedziałam, kto po czyjej stronie stoi.
- A na jakiej podstawie macie mi NIE ufać? Nie mówcie, że wierzycie w te
puste słowa cukrowej lali ze skrzydłami? - Po tych słowach wybuchnął śmiechem, tak bardzo charakterystycznym dla wszystkich psychopatów.
- Dlaczego zakładasz, że mamy w ogóle jakiś kamień? - Dopytywałam.
- Nie jestem głupi ani ślepy, w przeciwieństwie do waszej dwójki.
Śledziłem was od samego początku.
- Pestka? - Zapytała zaniepokojona Yui. Musiała być zagubiona. Przymrużyłam oczy, nie odpowiadając samcowi ani słowem.
- Koniec pogawędki, drogie panie, czas ucieka. - Nim skończył mówić, zniknął, a ja poczułam szarpnięcie i dźwięk rozrywanego materiału. Obróciłam się i ujrzałam za sobą basiora, błyskającego swoim kpiącym okiem. W pysku trzymał szary kamień, który sprawnie przeniósł w powietrze za pomocą kuli many, by mieć wolne szczęki. Odruchowo rzuciłam się na niego, lecz z marnym skutkiem. Zrobił szybki zwrot, chwycił za mój kark, a następnie szarpnął mną gdzieś w bok. Wszystko zawirowało, a ja poczułam szczęk nadwyrężonych kręgów. Uderzyłam o coś szorstkiego, co musiało być drzewem. Z trudem orientowałam się, co się dzieje. Bydlak był silny. Podniosłam się po chwili, jednak wszystko wirowało, a ja nie byłam zdolna do żadnego konkretnego ruchu. Nie wiedziałam, co się dzieje. Z trudem dostrzegłam zarys sylwetki samca i powiewający na wietrze skrawek czarnego materiału, który doczepił się do jego pazura. Był na wyciągnięcie łapy. Chwyciłam zębami "chorągiewkę", jednak coś on powiedział i gwałtownie przechylił swoją kończynę tak, że niemalże upadłam na ziemię i zaryłam pyskiem w trawnik. Ten jednak na nowo popchnął mnie na drzewo i przycisnął do niego.
- Pobawmy się trochę... - Tym razem dotarły do mnie jego słowa. Mówiąc to przycisnął swoją umięśnioną łapę do mojego gardła. Zaczęłam się miotać, czując, że się zaczynam dusić, a on może mi zmiażdżyć krtań. Wyczarował z fioletowej kuli many długi, zdobiony sztylet i przyłożył do mojego policzka. Z braku tlenu szybko straciłam przytomność.
***
Obudził mnie szyderczy śmiech basiora.
- Tak bardzo nie chciałyście już tam tkwić, że nabrałyście się na
najłatwiejszą sztuczkę - iluzję. Twoja przyjaciółeczka nie powinna długo tam zostawać,
jeśli nie chce zdechnąć od trucizny.
Poczułam, że mam już prawie całkowicie swobodny dostęp do tlenu... tlenu, który drażnił płuca. W sumie nie było w tym nic dziwnego, gdyż wszystko na nowo stało się doliną cierpienia i rozpaczy. Dopiero po chwili dotarły do mnie wypowiedziane przez niego słowa. Patrzył w stronę jeziora. Czy tam... czy tam była Yui?
- Przestań! - krzyknęłam, choć słabo, bo wciąż nie zdążyłam odetchnąć. Moją klatkę piersiową krępowały ciasne więzy. Basior nawet się nie odwrócił. - Mówię ci, przestań! Przywróć to wszystko do poprzedniego stanu, nawet jeśli to będzie trucizna! Błagam!
- Tak? I co jeszcze? Żebym sprawił, że to wszystko stanie się na nowo słodką krainą? Żebym zaczął się przyjaźnić z Ivter? Chyba śnisz!
Ivter? Ivter? Zaczęłam przetwarzać dane. Doszłam do wniosku, że mogła to być ta skrzydlata wadera.
- Tego nie powiedziałam. Po prostu ją uwolnij! Kamień możesz zatrzymać, ale zostaw ją w spokoju! - Spróbowałam się uwolnić z lin, ale nic z tego. Były ponadto wykonane z czegoś, co mogłoby jedynie mi stępić zęby lub nawet całkiem wyłamać.
- Wtedy nie byłoby żadnej zabawy. Pomyślałaś o tym?
- Skąd w ogóle wiesz, po czyjej stronie stoimy? Jak myślisz, dlaczego nie przekazałam tej całej Ivter kamienia? Gdybym jej ufała, z całą pewnością bym to zrobiła. I nie obchodzi mnie to, czy to usłyszy, czy też nie. A ty o tym pomyślałeś?
Wybuchnął śmiechem.
- Próbujesz mnie przekonać, że stoicie po mojej stronie, pomożecie mi w zagładzie tego wymiaru, tylko po to, aby mnie przechytrzyć i zabić. Jesteś całkowicie żałosna.
- Może i jestem... ale proszę, zrobię wszystko, bylebyś tylko ją ocalił! - krzyknęłam coraz bardziej zrozpaczona i zrezygnowana tą sytuacją. Znieruchomiał.
- Wszystko, powiadasz?
- Wszystko!
- Bez względu na konsekwencje, jakie poniesiesz? Nawet, jeśli w ten sposób ubzduram sobie, żeby cię zabić z uprzednimi torturami, przez które zwariujesz z bólu?
- TAK! Ale najpierw wyciągnij ją stamtąd!
Po chwili namysłu wykonał gest łapą, po którym na powierzchnię wypłynęło nieruchome ciało Yui, na szczęście pyskiem do góry. Odetchnęłam z ulgą. Samiec odwrócił się w moją stronę. Uśmiechał się złowieszczo.
- W takim razie... jesteś od teraz moją marionetką do wykonywania wszystkich moich poleceń, po wiek wieków - Wyszczerzył się szeroko. Spodziewałam się długiej umowy, ale że aż tak? Miałam na głowie jeszcze watahę, ale wiedziałam, że nie był typem wilka, który wysłuchiwałby mojego wyżalania się. Najwyżej ktoś przejmie moje stanowisko. Nigdy nie uważałam siebie za godną następczynię Kiiyuko.
- Czyli mam rozumieć, że pierwszym twoim poleceniem będzie bycie przywiązanym do drzewa, aż mnie nie oblezą mrówki i nie obgryzą aż do kości?
Yui zaczęła się dławić i wypluwać wodę. Budziła się. Basior za to wyglądał na mocno zirytowanego. Liny pętające moje ciało zniknęły. Upadłam na ubitą ziemię. Dostrzegłam, że od jakiegoś czasu nie było również u jego boku unoszącego się szarego kamienia. Zaczęłam się zastanawiać, cóż mógł z nim uczynić. Zniszczyć? Teleportować gdzieś?
Nagle zerwało się silne wietrzysko, unoszące grudki ziemi w powietrze, wyłamujące kruche gałęzie oraz falujące powierzchnię burego jeziora. Następnym objawem teleportacji była jasna smuga światła, a zaraz po tym bordowy zarys skrzydlatej sylwetki.
- Zdradziłaś mnie! - wykrzyknęła coraz to wyraźniejsza różowa wadera. Tym razem jej oczy groźnie łypały na moją osobę. Przeniosła wzrok na basiora.
- Birerosie! Za twe niecne poczynania będę zmuszona cię unicestwić!
Samiec wybuchnął głośnym śmiechem.
- Tak? A niby przez kogo? Nie mów mi tylko, że przez ciebie! Nie zapominaj, że przez twoje ego utraciłaś znaczną część umiejętności! Jesteś teraz nikim w porównaniu do mnie!
Wadera się skrzywiła, ale nie ustępowała.
- Mam po swojej stronie wiele potężnych wilków, które pozbędą się stąd zła, w tym ciebie!
- Wiesz, że bez zła dobro nie istnieje? - Zażartował z niej. Wyglądała na naprawdę wściekłą. Chcąc chyba pokazać, jaka jest potężna, rzuciła we mnie falą mocy, która odepchnęła mnie na kilka metrów i sprawiła, że zaczęło mi dzwonić w uszach, po czym zniknęła. Bireros wczepił się pazurami w ziemię, przez co to nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Dlaczego to zawsze na mnie muszą się wyżywać?
Rzuciłam spojrzenie w stronę już wybudzonej Yui, która leżała na brzegu jeziora i patrzyła zdumiona to na mnie, to na mojego nowego "władcę", nim nie otoczyła mnie ciemność. Kiedy ustąpiła, znalazłam się w skąpanej w mroku komnacie. Czułam ciężki zapach pleśni i wilgoci. Musiałam być w podziemiach. Bireros już się pojawił naprzeciwko mnie i w tej chwili wyczarował coś na wzór obroży z ćwiekami na mojej szyi. Me futro pociemniało, przez co wszystko co było białe, stało się szare, a to, co różowe fioletowe.
- Ten róż gryzł mnie po oczach. - Wytłumaczył się szybko. - Obroża ta sprawi, że mam nad tobą kontrolę. Musisz być posłuszna. Widzę wszystko, co robisz. Próba zdjęcia tego skończy się śmiercią. - Uśmiechnął się złowieszczo. Spodziewałam się tego, więc nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Chyba spodziewał się poruszenia, bo speszony kontynuował swoją mowę: - Twoim pierwszym zdaniem będzie obserwowanie twojej przyjaciółki. W razie, jakby radziła sobie za dobrze, masz przekręcić tę gałkę.
Wskazał mi mały przycisk, który znajdował się przed jasno lśniącą kulą, którą do tej pory zasłaniał swoim potężnym cielskiem. Zainteresowana podeszłam bliżej. Ujrzałam w niej wizję, w której to przemoczona do suchej nitki Yui wędruje po wyniszczonej ścieżce. Wyglądała na naprawdę przerażoną. Gdy obróciłam się w stronę, gdzie powinien stać Bireros, zorientowałam się, że ten już zdążył zniknąć. Wróciłam do obserwowania kuli. Wyglądało na to, że muszę sobie radzić sama. No dobra. Więc co dalej? Mam tak siedzieć w samotności i umierać z nudów? W sumie to nie byłby taki zły pomysł. Mam przynajmniej święty spokój i nikt nie będzie mi przeszkadzać. Brakowało tylko dobrej książki. Fakt, sytuacja była dość dziwna, ale ku własnemu zaskoczeniu, nie traktowałam jej jako jakąkolwiek tragedię. Ba! Czułam się z tym całkiem dobrze.
Mijały minuty, a ja podziwiając poczynania mojej byłej towarzyszki łykałam ślinę, złudnie sądząc, że w ten sposób przestanę być spragniona. Wolałam o nic nie prosić basiora. Chciałam być samowystarczalna. Oczy mnie bolały od słabego oświetlenia, mrugałam często, a po moich policzkach spływały liczne łzy zmęczenia. Kiedy dostrzegłam, że Yui znalazła jakąś jaskinię i zaczyna ją przygotowywać do celów sypialnych, natychmiast rzuciłam się na zimną, przesiąkniętą wilgocią podłogę i szybko usnęłam.
Obudziłam się... w sumie nie wiem kiedy. Nadal bolały mnie oczy. Yui zdążyła się już wybudzić i ruszyła w dalszą podróż. Nic ciekawego prócz eksploracji terenu się nie działo, aż do czasu, gdy znowu jej się objawiła... Enevris? Czy jak jej tam było? Nieważne, grunt, że to była ta różowa, skrzydlata lala. Zaczepiła waderę i pytała o coś. Wcześniej zdążyłam się zorientować, że po przyłożeniu łapy do szklanej kuli, usłyszę w swojej głowie również dźwięk, więc tak właśnie zrobiłam.
- Czy chcesz być tak niewdzięczna i zdradliwa jak twoja towarzyszka?
- Pestka nie jest niewdzięczna!
- W takim razie jak usprawiedliwisz jej decyzję?
- Ratowała mnie! I nie miała za co tobie dziękować.
- Uratowałam wam życie. Powiedziałam, co macie robić. Czego chcieć więcej? Mogłyście uratować ten świat przed zagładą, stać się sławne i cenione... ale wygląda na to, że tylko ty możesz zostać bohaterką, niszcząc Birerosa i tą zdrajczynię. - Ostatnie słowa wypowiedziała ze złością. -
Jeśli zechcesz, mogę ci nawet sprowadzić kogoś jeszcze, kto będzie w przeciwieństwie do niej godny zaufania. Wystarczy, że powiesz mi, kim ma być. - Z wrażenia aż nachyliłam się nad kulą, wyczekując reakcji Yui.
<Yui? Postaram się odpisywać nieco szybciej. xd>