- Co się stało, Kirke?! - spytał Toboe podbiegając do mnie na moje zawołanie z trzema innymi wilkami.
- Mamy rannego. Zabierzcie go do mnie.
- Nie lepiej do szpitala wilczego?
- Ziołami będzie szybciej! Chodźcie! - wilki podniosły rannego basiora i zaprowadzili do mojej jaskini.
- Połóżcie go tutaj - wskazałam łapą miejsce, gdzie mają odstawić nieprzytomnego wilka. Gdy to zrobili zaczęli się kierować w stronę wyjścia.
- Połóżcie go tutaj - wskazałam łapą miejsce, gdzie mają odstawić nieprzytomnego wilka. Gdy to zrobili zaczęli się kierować w stronę wyjścia.
- Nie informujcie Alfy, że ktoś tu jest.
- Dlaczego? - spytali.
-
Może jest typem cichacza i nie ma ochoty rozmawiać? - spytałam
retorycznie. Wyszli idąc w stronę lasu, a ja zaczęłam robić maść na jego
rany. Robiąc je patrzyłam na nieprzytomnego i nieprzewidywalnego
gościa. Ciekawe kim jest... może podróżnikiem? Albo byłym Alfą jakiejś
watahy? Nieee... rzadko widujemy takich gości. Ale będzie lepiej jak
będę trzymać język za zębami. W sumie zawszę tak robię. Odpowiadam tylko
na pytania, a jak się martwię to odezwę się więcej razy.
Podeszłam
do rannego i obejrzałam jego ranę. Miał w środku kulkę po strzale.
Dodatkowo była dość duża, co mi ułatwia zadanie wyciągnięcia tego
naboju. Tyle że... nie mam odpowiednich rzeczy, by wyjąć ciało obce z
jego ciała. Cóż... trzeba to zrobić zębami. Przybliżyłam pysk do naboju i
go chwyciłam, następnie wyciągnęłam powoli. Wyrzuciłam nabój, a mój pysk
był delikatnie zakrwawiony. Wzięłam liście i zaczęłam powoli smarować
ranę mojego gościa. W sumie... Moment. Co ja robię?
- Riven... mógłbyś? - spytałam
go w myślach, a ten od razu zaczął leczyć ranę. Powoli się leczyła, ale
nie dał rady do końca. Zabandażowałam draśnięcie, by nie wpadło tam
zakażenie. Wyszłam na chwilę, by zapolować. Wzięłam swoją torbę i
pobiegłam do lasu. Muszę to szybko załatwić.
*******
Zaczęłam
się czaić na jelenia. Był nieświadomy tego, że zaraz skoczę na niego i
zagryzę na śmierć, a potem wyrwę z niego mięso i pociągnę do siebie.
Zaczęłam powoli iść. Wnet skoczyłam na jelenia z zębami na wierzchu i
wgryzłam się w jego kark. Jeleń walczył i łopotał mną uderzając o
drzewa. W końcu skonał wykrwawiając się na śmierć. Wyrwałam mięso z jego
ciała i schowałam do torby, a mój pysk był od krwi, aż czerwony.
Zaczęłam wracać powoli do jaskini, ale zdałam sobie z tego sprawę, że
kuleję. Musiałam coś zwichnąć. Riven zaczął
mi nawijać o tym, że mam nie iść i poczekać na kogoś, że nie powinnam
polować.
- A ty co, moim ojcem jesteś?!
- przerwałam mu zdenerwowana - jak ja z tobą wytrzymuję? Weź idź stąd -
wymamrotałam mimo tego, że dobrze wiedziałam, że nie odejdzie. Od jego
paplaniny zaczęła mnie znowu boleć głowa. Gdy to usłyszał zamknął się od
razu. W ciszy szłam z mięsem w stronę swojego domu.
*****
Gdy
weszłam do jaskini odstawiłam mięso blisko basiora, który oprzytomniał.
Gdy podeszłam do swojego ulubionego miejsca zdałam sobie z tego sprawę.
Odwróciłam się. Popatrzyłam na niego. Jego wzrok oznaczał, że jest w
szoku. Co? Myślał, że go tam zostawię na pastwę losu? Przekrzywiłam
głowę w niezrozumieniu. Stanęłam przy nim i wyjęłam z torby mięso i mu
podałam przed pyskiem. Ponownie na mnie popatrzył w niezrozumieniu.
Wszystko działo się w ciszy. Ani ja, ani on się nie odezwał. Umyłam pysk
w wodzie i sama przekąsiłam kawałek mięsa. Usiadłam i patrzyłam na
niego. Nawet nie tknął jedzenia.
- Nie otruję Cię - wymamrotałam - jak mi nie ufasz, mogę Ci dać inny kawałek - mówiłam dokończając swoją porcję.
<Onux? Mi można zaufać>
Uwagi: "Nieprzewidywalny" piszemy razem. Znalazłam kilka powtórzeń.
Uwagi: "Nieprzewidywalny" piszemy razem. Znalazłam kilka powtórzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz