- Nie żartuj, uratowałaś mi życie. - uśmiechnął się delikatnie.
- Jeśli już, to tylko łapę. - prychnęłam.
- No dobrze... Skoro tak chcesz. - samiec skrzyżował łapy i położył się na nich. Patrzył obojętnie przed siebie. Przewróciłam złotymi ślepiami.
- Okej. Będziesz cały tydzień polował na mój obiad, kiedy już rana się zagoi. Stoi? - machnęłam czarnym ogonem.
- Pewnie. - odpowiedział już uśmiechnięty. Wstałam powoli.
- Wpadnę do ciebie wieczorem, poradzisz sobie? - spytałam przeciągając się.
- Dam radę, nie przejmuj się tak mną. - zaśmiał się cicho.
- Tylko nie wstawaj i się nie przemęczaj! - pouczyłam go i ruszyłam truchtem w stronę swojej jaskini.
- Oczywiście, mamo... - teraz on wywrócił ślepiami i usiadł powoli.
<Dragon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz