Następny dzień w tym zadupiu... Nie mogę po prostu zapaść w śpiączkę?
Najlepiej taką cztero i pół miesięczną. Ciekawe, co Nirvaren teraz
porabia... Może ma teraz nowego opiekuna? Na przykład tą Miniru... A
może czeka na nowego opiekuna... A co jeśli coś mu się stało? Po co się
zamartwiasz? Przecież i tak wiesz, że wataha jest o wiele szczęśliwsza
bez takiej psycholki, jak ty... Nie ma się co użalać... Wstałam i się
otrzepałam. W brzuchu zaburczało mi. Nie jadłam od około paru dni...
Dziś muszę coś upolować, a raczej odnaleźć jakieś resztki... Tu jest
chyba teren tych stworów... Może powinnam raz się zbuntować? Ale
potrzebuję siły... A aby mieć siłę potrzeba dobrego jedzenia. Muszę coś
upolować, tak by oni mi tego nie ukradli.
Wyszłam z jaskini i zaczęłam
poszukiwać zdobycz. Po chwili wyczułam królika. Spał pod pierzynką z
liści przykrytą śniegiem. Zauważyłam lekki pagórek. Obejrzałam się.
Wokół mnie nie było nikogo. Widziałam jak lisy polują. Wykorzystałam ich
strategię. Odbiłam się od ziemi i wylądowałam pyskiem w śniegu. Ku
mojemu zdziwieniu poczułam puchate zwierzę. Chwyciłam je i obejrzałam
się. Nagle zobaczyłam, że parę metrów ode mnie stoi grupka tych
przeklętych stworzeń. A sami polować nie umieją... Popatrzałam na nie
groźnie i zaczęłam biec do swojej kryjówki. Usłyszałam, że za mną biegną.
Odwróciłam głowę i to co zobaczyłam było straszne, jak dla mnie. Były
parę metrów ode mnie. Zobaczyłam wejście do mojej nory. Gdy już
wskakiwałam do kryjówki, poczułam lekkie uszczypnięcie w ogon. Spadłam na
skały. Popatrzałam do góry. Stworzenia próbowały się tutaj dostać, ale
były za duże.
- UPOLUJCIE SOBIE COŚ SAMI!!! - krzyknęłam na nich. Zasyczały. Zaczęłam
jeść królika. W końcu normalne mięso... Delektowałam się mięsem i nawet
się nie zorientowałam, kiedy stworzenia odeszły. Zjadłam połowę królika.
Resztę zachowałam na później. Od czasu wygnania zjadłam coś
porządnego...
Może jakiś mały trening? W sumie nie chcę powrócić do
watahy jako słabsza... Mam energię by upolować coś. Chcę mieć zapas, by
później nie polować. Wyszłam z nory. Obejrzałam się. Nagle zobaczyłam
ich się czających. Czemu na mnie się uwzięły? Zaczęły biec w moją
stronę. A będę rebeliantką. A co mi tam. I tak mnie nie zabiją.
Uśmiechnęłam się i nastawiłam do uniku. Pierwszy osobnik skoczył na
mnie. Siła uderzenia poturlała nas. Próbował mnie ugryźć. Kopnęłam go
tylnymi nogami w brzuch. Poleciał na pobliskie drzewo. Poczułam
wbijające się kły w moją skórę. Odwróciłam głowę i zobaczyłam innego
osobnika gryzącego mnie w słabiznę lewej nogi. Przez ból noga odmówiła
posłuszeństwa i spadłam. Istota zaczęła wgryzać się coraz głębiej.
Zaczęłam drapać to coś, by przestało. Wygięłam się, tak że zdołałam
ugryźć jego ucho i mocno szarpnąć. Zwierze ryknęło i puściło moją nogę.
Zaczęła się regenerować. Puściłam ucho.
Przeteleportowałam się, tak że byłam nad stworzeniem. Spadłam na jego
grzbiet i wgryzłam się w jego kark. Istota stanęła dęba i przewróciła
się na grzbiet. Czując ogromny ciężar puściłam jego kark.
Zmaterializowałam się nad nim i zaczęłam gryźć jego krtań. Poczułam
metaliczny smak krwi. Istota zaczęła kopać mnie w klatkę piersiową. Po
chwili przestała. Reszta popatrzała na nią ze strachem. Puściłam martwe
stworzenie. Gdy popatrzałam na resztę, nie widziałam w ich oczach chęci
zemsty. Widziałam strach. Zawarczałam, tym samym pokazując okrwawione
kły. Stały jak słupy soli. Zaczęłam biec w ich stronę, a one uciekły.
Zatrzymałam się i wróciłam do martwego zwierzęcia. Ciekawe jak smakuje.
Chwyciłam jego kopyto w pysk i przeteleportowałam się do jaskini. Tam
gdzie leżała połowa królika, pozostawiłam to ciało.
Wyszłam z nory i
skierowałam się do strumyku, którego niedawno odkryłam. Woda w nim jest
stale pod wysokim ciśnieniem, więc nie ma szans by zamarzła. Po paru
minutowej wędrówce w mrozie doszłam do celu. Znad wody unosiła się para.
Ta woda jako jedyna była ciepła, co można było wytłumaczyć tym że
wydobywała się z gorącego źródła. Zaczęłam pić ciepłą ciecz. Prawię
sobie poparzyłam język. Wróciłam do jaskini. Poza terenami watahy nie ma
żadnej biblioteki. Zanudzę się na śmierć. Może pójdę na spacer? Albo
zaznaczę że to jest moja jaskinia? Chociaż... Lepiej pójść na spacer.
Wyszłam z jaskini i poszłam na wschód. Ale na serio, to nie wiem gdzie
poszłam. Słońce świeciło nade mną, więc nie miałam jak określić
kierunków.
Idąc tak dłuższy czas natrafiłam na coś zrobionego z
kamienia. Kamień, z którego było to coś zrobione był czarny. Przecinała
las i na swoim środku miała białe przerywane pasy. Powąchałam to
diabelstwo. Śmierdziało czymś okropnym. Usłyszałam dziwny szałas.
Rozejrzałam się. Ku mnie jechała jakaś skrzynka. Świeciła swoimi, tak
myślę, ślepiami i przemieszczała się bardzo szybko. Tak mi się zdaje, że
to coś na mnie warczało. Odpowiedziałam mu tym samym. Ruszyłam wolnym
krokiem ku temu czemuś. Nastroszyłam sierść na grzbiecie, by zdawać się
większa. Nie zatrzymywało się. Gdy było około dziesięć metrów przede
mną, zrozumiałam że się nie zatrzyma. Skoczyłam, lecz w locie poczułam,
że w coś uderzam. Usłyszałam pisk i poczułam, że się "odbijam". Gdy
otworzyłam oczy zobaczyłam rozbite szkło i zatrzymane to diabelstwo.
Zauważyłam człowieka wychodzącego z tego czegoś i podbiegającego do
mnie. Zawarczałam, gdy próbował mnie dotknąć. Poczułam, że rany zaczynają
się regenerować. Spróbowałam wstać. Przez ten wypadek straciłam dużo
siły. Człowiek wyjął jakąś kartę, która zaświeciła własnym światłem.
Klikał jakieś numerki i po chwili rozmawiał z tą kartą. W moim ciele
utknęło parę odłamków szkła. Nie mogę się regenerować, jak mam coś w
ciele. Nie chcę, by wołał tu swoje stado. Ludzie są okropni. Jeszcze
pomyślą że mam śmiertelne obrażenia...
C.D.N
Uwagi: Poćwicz nad robieniem akapitów, aby tekst nie był taką zbitą masą. To odpycha czytelnika. Cały czas wypowiedzi są źle zapisywane... Poza tym: przecinki. Może poczytaj nieco o zasadach stawiania ich, co? Momentami coś złego dzieje się z szykiem zdań, przez co powstaje "efekt Yody". Dogłębnej analizy op. dokonałam na Skype.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz