Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

niedziela, 1 lutego 2015

Od Vanderus "Moja Historia" cz. 1 (cd. Ajax lub Kiiyuko)


Urodziłam się w licznej rodzinie. Miałam 10 sióstr. Najmłodszą z miotu rodzice „wyrzuci” jakby była zwykłym śmieciem. Ma szczęście, że nie dostała jeszcze imienia. Rodzice wymyślają piękne imiona. Ja jestem Vanderus, a moje siostry to: Terazomesa, Kaylithanic, Unasura, Heradorina, Serandopersa, Yuukona, Fenayuka, Lenafokamora i Nathalika. Czyż nie pięknie? Rodzice wyrzucili ją, bo nienawidzą magii. Ona jak się urodziła, chciała się popisać i zatrzymała czas. Brawo siostrzyczko! Rodzice szybko ją wyrzucili. Ja też posiadam magiczne zdolności, ale nigdy o tym nikomu nie mówię. Tak jest lepiej. Ale może starczy o mojej rodzince świrów. Leżałam sobie pod drzewem i oglądałam obłoki z nudów, obok mnie siedziała moje najlepsza przyjaciółka Sierra. Gadałyśmy sobie o.... no właśnie o czym? O wszystkim i niczym.
- Vandzia! Chodź tutaj! - usłyszałam głos matki. Sierra jak tylko usłyszała słowo „Vandzia” parsknęła śmiechem, ja przewróciłam oczami.
- Już idę. - powiedziałam niechętnie i ruszyłam w stronę rodzinnej jaskini. Kiedy tam weszłam natknęłam się na mocno wnerwionych rodziców.
- Vanderus, już wszystko wiemy. - powiedział zdenerwowany ojciec
- No to wy wiecie, a ja nie wiem wiele rzeczy. Przykładem może być to, że nie wiem co wam znowu odwala. - warknęłam
- Oj droga panno wiesz i to, aż za dobrze. - wtrąciła matka
- No właśnie nie wiem. - podparłam się o ścianę jaskini
- Posiadasz magię! - powiedzieli razem takim głosem jakby to było coś złego.
- No iii? - spytałam. Rodzice się zdziwili, widocznie myśleli, że będę się tego wypierać.
- No i to, że masz się stąd jak najszybciej wynosić! - wybuchnął ojciec
- Ok. - wzruszyłam ramionami – Kto wam powiedział?
- Fenuyusia. - powiedziała łagodnie matka
- Jak ją złapię to będzie piszczeć z bólu. - mruknęłam wychodząc z jaskini
- Vandzia! - skarciła mnie matka
- Daj mi spokój, teraz to zrobię co mi się będzie żywnie podobało. Już nie możecie mnie trzymać pod kloszem. I nigdy nie nazywaj mnie Vandzią!!! - warknęłam odwracając głowę w stronę matki. Odpowiedziała mi z jej strony tylko cisza. Odeszłam powoli w stronę granic rodzinnej watahy. Po drodze natknęłam się na jedną z moich sióstr. Dokładniej tą wrednotę pospolitą Fenayukę.
- I co jesteś z siebie zadowolona?! - warknęłam
- O co chodzi? - spytałam
- Wydałaś mnie rodzicom! Po co zrobiłaś i skąd do jasnej ciasnej wiedziałaś o magii!? - zaczęłam się niewyobrażalnie głośno się drzeć
- Po co, po co? Po to, bym miała więcej miejsca dla siebie. - powiedziała. No tak ona zawsze była bardzo samolubna. Nie rozumiem czemu ja taka nie jestem skoro według wielu to ja jestem czarną owcą w rodzinie....
- Osz ty! - warknęłam i rzuciłam się na nią. Szybko wbiłam kły w jej kark
- Spadaj wampirze! - wyrwała się i uciekła.
- Nie zdążyłam dać jej wystarczająco dużo jadu by zdechła! - warknęłam. Niestety Fena przeżyje. Zmieniłam się w postać ludzką i mieszkałam u mojej ludzkiej kumpeli przez tydzień. Trochę niewygodnie tak cały czas chodzić na dwóch łapach. Jak ludzie to wytrzymują?! Po tym długim tygodniu, w którym głównie uczyłam się nazw różnych farb (może kiedyś mi się to przyda...) postanowiłam wrócić do życia wilka i ułożyć sobie życie w mojej prawdziwej postaci. W niedzielę poszłam w stronę lasu, schowałam się za krzakami i zmieniłam swoją postać. Jak cudownie znowu poczuć wszystkie zapachy, chodzić na czterech łapach! Jak cudownie być wilkiem! Byłam taka szczęśliwa, jednak moje szczęście nie trwało długo, bo po drodze natknęłam się na Lenafokamorę.
- Cześć. - przywitała się
- Hej. - spochmurniałam
- Vanderus... - zaczęła
- Czego?! - warknęłam
- Rodzice chcą, żebyś wróciła. - powiedziała zlękniona
- Po co? - spytałam zaciekawiona
- Nie wiem, pójdziesz ze mną? - spytała kuląc się
- Tak, chcę się dowiedzieć o co tu chodzi. Coś mi tu śmierdzi... - mruknęłam. Lenafokamora się rozjaśniła.
- To dobrze! Chodź za mną. - uśmiechnęła się
- Wiem jak tam dojść. - prychnęłam
- Skoro tak mówisz. - wzruszyła ramionami. W milczeniu doszłyśmy do rodzinnej jaskini.
- Vandzia! - uśmiechnęła się matka – Jak dobrze, że jesteś!
- O co chodzi?! - warknęłam.
- Razem z ojcem zrozumieliśmy swój błąd. Czy zechciałabyś u nas zostać? - spytała wesoło. Nie wiedziałam co powiedzieć, mruknęłam tylko, że tak, bo to może mnie zbliżyć do odkrycia tego wszystkiego. Nie wierze, że oni mają dobre intencję.
- To wspaniale! - matka pochyliła się by mnie przytulić, odruchowo (i umyślnie) odsunęłam się. - Vanderus mam do ciebie jedną prośbę.
- Jaką? - spytałam obojętnie
- Czy mogłabyś iść poszukać twojej siostry? No wiesz której, tej małej porzuconej przez nas... - powiedziała – Zrozumieliśmy, że z nią będzie lepiej. Cała rodzina w komplecie.
- Ok. - mruknęłam. Ona zasługuje wiedzieć jaką ma „wspaniałą” rodzinkę. - Czemu nie może zrobić tego Terazomesa?
- Bo to ty jesteś najsilniejsza z was wszystkich. - powiedziała matka. Nie zaprzeczyłam, bo moje siostry są... Hmm..... Są słabe fizycznie.
- Idź już spać maleńka. - powiedziała matka i poszła do swojego „pokoju”. Zakradłam się za nią, natknęłam się na nią rozmawiającą z ojcem. Schowałam się i nasłuchiwałam.
- I co? - zapytał ojciec
- Zgodziła się. - roześmiała się zadowolona matka
- Brawo! Jak będziemy mieć moc Vandzi i tej małej będziemy najsilniejsi na świecie! - uśmiechnął się ojciec. Wiedziałam, że coś jest nie tak! Czym prędzej uciekłam. Była już noc, ale na szczęście widziałam w ciemności. Biegłam i biegłam. Po godzinie szaleńczego biegu ktoś we mnie wszedł od prawej strony.
- Ej! - usłyszałam
- Kim jesteś?! - krzyknęłam
- Lilith? - spytał
- Nie wyglądasz na dziewczynę. - spojrzałam na niego
- Jestem basiorem! - zaprzeczył – Czy ty jesteś Lilith?
- Nie, jestem Vanderus, a ty?
- Ja Jack. - spochmurniał
- Kim jest ta Lilith? - spytałam
- Piękna magiczna wilczyca, no znaczy bardziej suczka. - powiedział, a oczy mu zalśniły
- Szukam takiej! Gdzie ona jest?
- Poszła w świat, trochę z mojej winy... - zarumienił się. W normalnych okolicznościach od razu, bym go wszystkiego wypytała.
- W którą stronę poszła?!
- W tamtą. - pokazał mi kierunek – Ale i tak pewnie nic nie zobaczysz.
- Dzięki! - krzyknęłam i zostawiłam go z tyłu. Biegłam tak do świtu. Rano natknęłam się na jakiegoś basiora.
- Kim jesteś?! - warknął
- Nazywam się Vanderus. Czy jest gdzieś tutaj wadera o imieniu Lilith? - spytałam
- Tego, nie mogę ci powiedzieć. Czy zdajesz sobie sprawę gdzie jesteś? - mówił basior
- Nie. - odpowiedziałam
- Jesteś na terenie Watahy Magicznych Wilków. - powiedział
- No iii... ? - spytałam obojętnie
- No i to, że będę musiał, cię zabić. - powiedział ze wymuszoną smutną miną
- No zobaczymy. - odparłam. Basior się na mnie rzucił, chciałam użyć jadu, ale nie zamiast na niego, jad spadł na trawę, która zżółkła, zaczęła się palić, zrobiła się czarna, znowu zaczęła płonąć i w końcu została tylko sucha ziemia.
- Jak ty to?! - wykrzyknął
- Mam jad w kłach. Jeśli mi nie powiesz gdzie jest Lilith to użyje go na tobie! - zagroziłam
- W tamtym lesie. - powiedział. Poszłam do tego lasku. Była tam jedna wadera podeszłam do niej.
- Hej. - powiedziałam
- Czeeść... Czy my się znamy? - spytała spoglądając na mnie
- Jesteś moją siostrą. - powiedziałam
- Ta jasne. - przewróciła oczami. Nie wierzyła mi...
- Nie wierzysz? To słuchaj. - powiedziałam i opowiedziałam jej o wszystkim.
- Okay, wierzę. - westchnęła
- Zaczekaj muszę coś zrobić. - odparłam i oddaliłam się od niej trochę. W myślach zabiłam całą moją rodzinę (oprócz mnie i Lilly oczywiście). Właśnie teraz umierają. Wróciłam do siostry. Nie była jednak sama, obok niej była wadera i.... O w mordę! Ten basior, któremu groziłam!
- To ona! - krzyknął basior na mój widok
- Kim jesteś? - spytała spokojnie biała wadera z różowo-białymi (lub biało-różowymi, nie jestem pewna) włosami
- Jestem Vanderus, a ty?
- Ja Kiiyuko. Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś na terenach Watahy Magicznych Wilków?
- Tak, ten o – wskazałam basiora stojącego obok niej – mi powiedział.
- Ten o ma imię. - fuknął basior
- Ohh... Przepraszam bardzo, ale się nie przedstawiłeś. - warknęłam
- Ajax. - powiedział niechętnie

<Ajax, Kiiyuko?> 

Uwagi: "Niewygodnie" piszemy razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz