Szedłem wolno, bardzo wolno, bardzo bardzo wolno przez cmentarz. Nie
znałem tych wilków połowy tak dokładnie, ale i tak patrząc na nagrobki
robiło mi się smutno. Westchnąłem, nawet nie zdałem sobie sprawy, że
siedzę miedzy "lasem wykutych kamieni".
- A ty tu co? - mruknął głos zza mnie. Znałem ten głos, aż za dobrze. Desari...
- Jestem jakby nie patrzeć - mruknąłem ponuro.
- No ja jakby też - powiedziała naśladując mój ton i usiadła obok.
- Co się stało, że tu przyszłaś? - podniosłem na nią wzrok.
- Chciałam być sama, ale widocznie wszędzie gdzieś ktoś jest - mruknęła.
- A to ja tak samo - spojrzałem w niebo, ale po chwili już patrzyłem na Des, która medytowała.
- Szkoda, że już tak nie mogę - szepcze do siebie.
- Dlaczego? - Des podniosła powiekę widocznie zainteresowana.
- Bo wtedy kumuluje się moja moc i mogę... - głos mi się niekontrolowanie załamał.
- Rozsadzić?
- Tak - skinąłem.
Zapadła głęboka cisza, oboje wbiliśmy wzrok w czerwoną mgłę która, mozolnie płynęła do nas. Przewałem ja.
- Widziałaś coś takiego, bo ja nie - szepnąłem.
- Ja również - mruknęła cicho.
Czekaliśmy w ciszy na na mgłę, która nas oplotła po czasie. Naglę zrobiło
mi się słabo, Desari widocznie też bo upadła. Dołączyłem do niej i
opatuliła mnie ciemność. Ile minęło czasu? Dzień?.. Dwa? Może trzy?
Podniosłem się i widziałem nieznaną mi łąkę. Wszystko było czarne
jedynie niebo było szare. Naglę zdałem sobie sprawę, że obok leży Des.
Zacząłem ją wybudzać. Zaspana otworzyła powieki z ropą w kącikach.
- Co się dzieje? - wyszeptała.
- Wstawaj - podniosłem ją do siadu.
Ogarnęła się w piorunującym tempie.
- Gdzie mu do cholery jesteśmy? - rozejrzała się.
- Nie mam pojęcia - mruknąłem.
Ruszyłem tam gdzie zachodziło ciemnoszare słońce. No to mamy zachód. Desari szła obok.
<Masz Desia>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz