Właśnie zaczęłam medytować, gdy usłyszałam czyiś krzyk głośno proszący o
pomoc.
- Szlag. - mruknęłam pod nosem i ruszyłam kierując się zapachem
krwi. Po chwili zauważyłam w ciemnościach sylwetkę znajomego mi wilka.
On widział jedynie moje złote ślepia, więc odsunął się trochę,
przestraszony, ale chwilę później zemdlał. Zerknęłam na pułapkę.
-
Często cię muszę ratować, co? - prychnęłam i rzuciłam w nią małą kulką
many, uważając, żeby nie uszkodzić łapy. Zatrzaski puściły, widać było
ulgę na jego pysku. Szturchnęłam go nosem, nie reagował. Wzięłam go więc
na grzbiet i zaniosłam do jego jaskini. Starałam się wygodnie go ułożyć
w legowisku, lecz niespecjalnie mi to wyszło. Chciałam odejść, ale nie
mogłam go tak zostawić. Dyszał głośno, wijąc się niespokojnie. Poszłam
do swojej groty po małą torbę na ramię ukradzioną kiedyś ludziom. Gdy
wróciłam, obejrzałam jego ranę.
- Pułapka nie uszkodziła kości...
Szczęściarzu. - szepnęłam przemywając ją. Z torby wyciągnęłam zioła i
bandaż. Nałożyłam delikatnie liście z drzewa, tego samego, z którego
zrywałam liście na jego skaleczenia, gdy się spotkaliśmy. Zabandażowałam
starannie jego łapę i przy okazji zmieniłam też swój opatrunek na
łapie.
- Co ci się stało? - szepnął zmęczony.
- Wstyd mówić.
Odpocznij... - zerknęłam na niego. W moich oczach widać było troskę,
jednak ta szybko zniknęła. Zdziwiłam się, ale nie okazywałam tego. Tej
nocy siedziałam przy jego legowisku i obserwowałam go milcząca.
<Dragon? Przepraszam, że krótkie, wena się wyczerpała...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz