Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 31 lipca 2014

Od Desari "(Nie)czysta gra cz. 6" (cd. Sofferenza Morte lub Kiiyuko)

Tej nocy nie mogłam skupić się na medytacji. Moją głowę przesiąkły złe przeczucia i myśli o ojcu. Poszłam się przewietrzyć i zapolować na jakiegoś futrzaka. Na zewnątrz było chłodno, ale to nie pogorszyło mojego nastroju. Przeciwnie, delikatny wiatr niby oczyścił mój umysł. Ruszyłam średnim tempem, dostosowanym do dłuższej przechadzki. Zamyślona szybko opuściłam tereny watahy. Zerknęłam za siebie. Wyczuwałam czyjąś obecność, ale wiem, że to było mylne odczucie. Przyspieszyłam, rzuciłam się przed siebie. Niespodziewanie przemknęła myśl o tym, by już nie wrócić... Mimo, że czasem chciałam, myśl ta nie należała do mnie. Zastanowiłam się.
- Kovu? - szepnęłam, przestraszona. Możliwe. Może to on mnie obserwował, w końcu często to robił. Wbiłam długie pazury w uśpioną ziemię. Węszyłam w powietrzu. Stado kopytnych. Tego mi było trzeba. Podążyłam za wonią. Po krótkim marszu zauważyłam grupę kilkunastu jeleni, w tym około dziesięć łań i dwa byki, przynajmniej tak podpowiadał mi wzrok. Podeszłam bezszelestnie do samicy z cielakiem i ruszyłam na malca. Niestety, jego matka zdążyła obudzić się i poinformować resztę chmary głośnym rykiem. Samice spłoszyły się, a samce zaczęły na mnie nacierać. Nie miałam z nimi większych szans, zwłaszcza, że byłam sama i nie należałam do najsilniejszych wader. Jeszcze raz spróbowałam zabić cielaka, ale ostatecznie uciekłam, a z mojej tylnej łapy sączyła się złota ciecz, gdyż jeden z samców otarł o nią swoim porożem.
Z cichym sykiem i resztkami godności pobiegłam przed siebie. Wschodziło Słońce, gdy znalazłam się na obrzeżach miasta. Głód zaczął się nasilać. Natrafiłam na wieś. Nie czułam dużej obecności ludzi, więc przeszłam przez walący się, drewniany płot do pierwszego lepszego domu. Dawno nie widziałam żywego człowieka, od dawna sama nie umiałam się już przemienić... Węszyłam. Woń ptaków hodowlanych mnie ucieszyła. Zapolowałam na jednego z większych i po krótkiej chwili wybiegłam już z podwórka z umierającym kurczakiem w pysku. Zjadłam go, a później usiadłam na minutę. Zakopałam go i odmawiając modlitwę proszącą o szczęśliwą podróż do Raju nauczoną od matki ruszyłam dalej, w kierunku watahy.
Już na naszym terenie poczułam, że coś jest nie tak. Zatrzymałam się przy martwym zajęczaku. Potem drugi... Teraz byłam już pewna. Wzięłam delikatnie świeżą padlinę i kierując się instynktem, natrafiłam na wodopój, a nad nim zemdlałą waderę. Przyjrzałam się jej.
- No proszę... Sofferenza Morte, wilczyca rzekomo torturowana przez matkę. Rozejrzałam się. Znalazłam roztrzaskany naszyjnik i błyszczącą fiolkę. Pociągnęłam nad nią nosem.
- Trucizna. - warknęłam. Więc była szpiegiem. Jednak nie zdziwiło mnie to bardzo. Od jej przybycia wiedziałam, że nie należy do naszej watahy. Kiiyuko musiała być naiwna, przyjmując ją tutaj. Usiadłam nad wodą, przyglądając się martwym rybom dryfującym po zamarłej tafli wody. Przypomniałam sobie o nieżywym zającu. Rozcięłam mu brzuch i żołądek.
- Atakuje układ pokarmowy. Długo się utrzymuje... Ofiara ginie po kilku minutach od wypicia. Trzeba poinformować Kiiyuko. - chciałam pójść po Alfę, ale Soffe zaczęła się budzić.
- Nie ruszaj się! - warknęłam i pobiegłam po Kii. Po chwili wróciłam z biało-różową waderą i spojrzałam z pogardą na ocuconą już Morte.

<Soffe? Kii?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz