- Interesujące... - szepnęłam zauważywszy nieznajomego basiora na naszym
terenie. Szłam za nim powoli, nawet nie zmieniając koloru futra na
niewidzialne, ot taki kaprys, żeby pójść za obcym wilkiem. Obserwowałam
go spokojnie, świadoma, że mnie widzi. Gdy spytał mnie, co robię, nie
odpowiedziałam. W końcu się zatrzymał. Gdy spróbował do mnie odejść, ja
się oddaliłam. Chwilę mnie gonił, ale byłam szybsza. Warknął i
najwyraźniej sobie odpuścił. Zaczął głośniej dyszeć, rany i zmęczenie
musiały zrobić swoje. Przystanął, potem usiadł. Zerknęłam na niego i
pobiegłam w krzaki. Zakładam, że pomyślał, że go zostawię na pewną
śmierć. Ale nie, za dużo martwych istnień już stało się z mojej winy.
Ruszyłam w poszukiwaniu padliny. Znalazłam nieżywego zająca, którego
miał zamiar skonsumować lis, jednak gdy mnie wyczuł, uciekł
zrezygnowany. Chwyciłam trupa w kły i przetransportowałam go do rannego
wilczura. Spojrzał na mnie ze zdziwionym, acz dziękującym wzrokiem i
zabrał się do jedzenia, a ja znowu ruszyłam. Tym razem do wodopoju.
Znalazłam drobną skałę, którą wydrążyłam kulą many i służąc za miskę
nabrałam do niej wody. Niosąc ją delikatnie podałam mu. Później milcząco
obejrzałam rany i z drugą rundą po wodę obmyłam je. odbiegłam do
jakiegoś większego drzewa, której nazwy nie pamiętałam, jednak
przypomniało mi się, że jego liście mają lecznicze właściwości, w końcu
musiałam wiedzieć takie rzeczy, skoro moja matka była zielarzem... Kiedy
już się ocknęłam z tych wspomnień wróciłam do niego i obłożyłam
skaleczenia. Zmęczona już usiadłam naprzeciw niego.
- Dziękuję, ale... Po co to zrobiłaś? - patrzył na mnie bardziej ze zdziwieniem niż z
radością. A ja tylko wzruszyłam barkami i obserwowałam jak je uszatego.
<Dragon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz