Szłam sztywno nieco w tyle za samcem. Wpatrywałam się czasem w niego
nieufnie. Od pewnego czasu otaczały nas drzewa, a więc i cień. Stawiając
kolejne kroki, patrzyłam na ziemię pod sobą. Jasna i sucha.
Wreszcie dotarliśmy nad jezioro. Samiec od razu pobiegł do wody,
zwalniając przy brzegu. Zamoczył dwie przednie łapy, a potem stopniowo
się zanurzał. Gdy już widać było tylko jego głowę, odwrócił się i
zawołał do mnie:
- Nie idziesz?
Podeszłam do wody. Niechętnie weszłam do niej po kostki.
- Na razie nie... - odparłam siadając w wodzie.
Niezręczna cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Po chwili postanowiłam skrócić nasze ''cierpienia''.
- A... Co robisz w watasze, jakie stanowisko pełnisz?
<Cole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz