- Po oczach już widzę, że chcesz... - zaśmiałem się. - Lubię cię... Wyróżniasz się spośród innych wader.
- No to mamy problem. - powiedziała z uśmiechem.
- Dlaczego?
- Bo ja cię kocham.
- Hehe... Mówisz naprawdę? - zapytałem.
- Tak, naprawdę. - spojrzała szczerze w moje oczy. Teraz byłem już pewien. Bez wahania ująłem jej usta w swoje i pogrążeni w tym szaleństwie straciliśmy grunt pod łapami i upadliśmy razem na ziemię. Nie bolało, ponieważ to uczucie było silniejsze.
***
Otworzyłem oczy. To była jedna z tych najpiękniejszych nocy jakie w życiu miałem. Promień księżyca nieśmiało zaglądał do wnętrza jaskini, słabnąc z minuty na minutę by ustąpić za jakiś czas słońcu. Poruszyłem się i szepnąłem:
- Śpisz?
- Nie. Już nie. - odparła Sora z głową położoną na mojej piersi.
- Obudziłem cię?
- Nie.
Skierowała powoli wzrok nadal trochę zmęczona po tym, co się działo przed naszym snem, na wyjście jaskini i powiedziała niechętnie:
- Niedługo świt. Powinieneś już chyba iść, żeby to nie wyszło na jaw.
Skinąłem posłusznie głową i stęknąłem wstając ciężko. Człapałem w stronę wyjścia. Gdy upewniłem się, że nikt nie patrzy, rzuciłem tęskne spojrzenie w stronę Sory, po czym pobiegłem do wspólnej jaskini Leo i Valixy.
Położyłem się obok tej wadery i zamknąłem oczy w oczekiwaniu na nadejście słońca, by stać się ponownie niewinnym Leonardem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz