Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 31 lipca 2018

Od Valkoinen "Dźwięki nadchodzące znad wody" cz.2

Lipiec 2021
Alfa właśnie stała nad Wodospadem i wpatrywała się w niego. Dla mnie wyglądał dokładnie tak samo, jak przedtem. Nie wiem czego tak w nim wypatrywała. Niczym się różnił, słońce jedynie mocniej odbijało się od tafli wody. Wydawała się teraz świeższa, niż przedtem. Jednak osoba, która wcześniej się jej nie przyglądała nie mogłaby tego zauważyć, może to? Jeszcze niedawno słońce na zmianę z chmurami przebijały się na prowadzenie. Każde z nich chciało mieć przewagę nad pogodą. Jednak teraz widocznie było widać jednego zwycięzcę, którego promienie spadały na ziemię, jakby szczerzył się w promienistym uśmiechu wygranego. Szczerze muszę przyznać, że kibicowałem innemu zawodnikowi. Jestem raczej stworzeniem, hmm, jakby to powiedzieć... cieniolubnym. Nie wiem czy to dobre określenie.
Jednak nigdy nie byłem geniuszem jeśli chodziło o myślenie. W żadnej innej dziedzinie nim nie byłem, tak szczerze mówiąc.
Pomyśleć, że akurat, kiedy gnałem nad wodospad, chmury specjalnie pochowały się. - pomyślałem. Nie mogło być inaczej! Pogoda bawiła się mną! Nie widząc siebie i tak wiedziałem, że wyglądam jak obrażone szczenię.
Jednak przypomniałem sobie, że mogę łatwo to sprawdzić, skoro obok mnie jest woda. Jednak mój wyraz pyska szybko się zmienił. Było to tak, jakbym sam przed sobą nie chciał być gburem. Podszedłem dość niepewnym krokiem jak na mnie do wadery stojącej już teraz niedaleko.
W takich momentach nigdy nie wiem, co powinienem powiedzieć. Mam przywitać się jakoś uroczyście? Czy może trochę mniej, ale jak do osoby bardzo doświadczonej? Co prawda musiałem porozmawiać kilka razy z Alfą, jednak teraz było to co innego. Wcześniej musiałem się po prostu zapytać o jakieś rzeczy. Teraz było to zupełnie coś innego. Przerażała mnie mniej niż na początku, to prawda, ale nadal było w niej coś strasznego. Podszedłem już bardzo blisko, nawet jakbym chciał, nie wywinąłbym się z rozmowy. Jej wzrok przeciął się z moim, a ja kierując wzrok w zasuszoną ziemię podszedłem do niej. Sytuacja była na tyle dobra, że stała sama, jakby obok ktoś był pewnie bym nawet nie podszedł.
- Dzień dobry, Alfo – powiedziałem bardzo oficjalnym tonem. Nie wpadłem na nic innego, a dłuższe czekanie przed rozmową nic nie zmieni.
- Dzień dobry – odparła jak zawsze z tą samą powagą na pysku. O rany. - Coś się stało?
- Słyszałem, o lekcjach liczenia... – Zawiesiłem się na moment i nie wiedziałem co powiedzieć dalej, jednak Alfa dokończyła za mnie.
- Czyli chcesz się nauczyć liczenia? - Spojrzała po mnie pytająco, na co ja przytaknąłem głową. - Siadaj.
Usiadła pierwsza, a ja zaraz po niej. Czy wie, że ja wcale nie umiem liczyć? Czy zacznie od skomplikowanych liczb tak, że nic nie zrozumiem?
- Podstawowymi liczbami są jeden, dwa – Alfa zaczęła wymieniać liczby, dopóki nie powiedziała dziesięć, na której skończyła. Jeżeli zapamiętałem chociaż połowę z tego to będzie dobrze. - Powtórz teraz wszystkie.
- Jeden, dwa – powiedziałem pytająco, na co tylko leciutko przytaknęła. Zatrzymałem się na liczbie sześć. Recytowałem liczby, powtarzając po niej.
- Tak więc jest jeszcze liczba zero. Jest ona najmniejsza. Oznacza tyle samo co nic. - Zaczynałem nawet łapać, o co chodzi w tym całym liczeniu.
Taaak geniuszu, łapać coś, co dopiero zacząłeś, pomyślałem. Moja rodzina to ma jednak szczęście, że się spaliła. Nie muszą przebywać z takim debilem, pomyślałem. Moment później zdałem sobie sprawę, ile tego jest. Później jeszcze raz wróciłem do mojej pamięci. Wspaniała i zawodna w momentach, kiedy się uczę i zapamiętuję imiona.
- Liczba jeden oznacza, że coś jest, ale najmniejsza ilość. Masz jeden nos, jesteś jeden.
Widać było, że Alfa mówi podobne rzeczy więcej niż jeden raz. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Mogła też być bardzo zmęczona lub bardziej znudzona sytuacją.
- Później jest liczba dwa – powiedziała, po czym głośno odchrząknęła. - Jest jeszcze inne słowo, które znaczy to samo. Para. - Kiwałem głową w zrozumieniu. Pewnie zrozumiałem z tego o wiele mniej, niż mi się zdawało.
To tłumaczenie wyglądało jak rozmowa sam ze sobą. Po prostu nie musiałem nic mówić. Było to nawet lepsze. Pewnie palnąłbym jakąś głupotę, a wolałem się nie pogrążać.
- Jeżeli upolujesz dwa króliki i zjesz jednego, to wiesz ile ci ich zostanie? - Przechyliłem głowę na bok.
Czy myślenie może boleć? Mógłbym przysiąść, że poczułem ruch w mojej głowie. Prawie usłyszałem pisk wszystkich części znajdujących się w mózgu. Czyli jednak coś tam mam? Po tylu latach mojego życia chyba coś tam się stało. Elementy zaczęły współpracować. Ktoś tam na pewno stał i próbował nimi poruszać, ale wiem, że to na pewno było trudne. Pewnie są tam ciężkie kamienie, którymi trzeba podrzucać, żeby cokolwiek zadziałało. One ocierają się o siebie wywołując ogień. Co prawda szybko to gaśnie, ale jednak coś pozostaje, przynajmniej w niektórych wypadkach. W moim chyba nie do końca. Później zostaje jakby ciepło wlewające się do umysłu, które za niedługo i tak by uciekło uszami. Wiedziałem jednak, że za wszelką cenę muszę je zatrzymać, jeżeli do końca życie nie zamierzam być matołem. Gdyby jeszcze dla kogoś takiego jak ja był ratunek.
- Eee... - odpowiedziałem bardzo mądrze. Ta zagadka na pewno musi mieć rozwiązanie! - Czy to będzie jeden?
- Tak, bardzo dobrze. Zaczynasz już najłatwiejsze rzeczy rozumieć. - Nie wiem, czy to była pochwała, czy jednak nie do końca. Uznajmy, że mnie pochwaliła. Prawie wyparłem pierś i spojrzałem w górę jak zwycięzca. Jednak fakt, że byłem mniej pewny siebie, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać powstrzymał mnie.
- Zróbmy kolejne zadanie. - To chyba za dużo jak na mój mózg, pomyślałem. On nic nie rozumie! Nie! Nie mogę go obrażać, bo nie będzie ze mną współpracować. - Wyobraź sobie, że upolowałeś jednego jelenia. A za dwie godziny kolejnego. Ile ich łącznie masz?
Z trudem hamowałem się, żeby ślina nie pociekła mi z pyska. Od długiego czasu nie byłem taki głodny. To będzie jeden. Skoro mam dwie godziny przerwy, to w tym czasie już go zjem. Sam nie dam rady, ale z kimś to już go na pewno nie będzie. Chociaż chyba mam założyć, że nie zostanie tknięty. To wtedy będzie... To jest za trudne! Ja się na to nie pisałem!
- Wiem! - krzyknąłem uradowany. Chociaż to brzmiało bardziej jak rozgryzana świnia. Brzmię jak jeden wielki debil. - Będę miał dwa jelenie. - Alfa pokiwała głową, uznając moją odpowiedź. Zacząłem uśmiechać się i ledwo powstrzymałem od ukłonów. Valkoinen ty matole, skończ się popisywać, jęknęła jakaś część we mnie. Jestem po prostu zwykłym idiotą, co uważa, że wszystko mu wolno i wszystko potrafi.
- Teraz może przejdziemy do czegoś trochę trudniejszego. - Spojrzałem się na Alfę z powątpiewaniem. Czy to na pewno dobry pomysł? Jednak nawet jeżeli tak sądziła, to nie dawała tego po sobie poznać. - Rano upolowałeś dwa króliki, jednak ktoś ci zabrał jednego, później upolowałeś połowę z tego ile miałeś, ale byłeś głodny i go zjadłeś. Pod wieczór oddałeś komuś jednego z pozostałości. Ile zostało ci królików?
Mój umysł musiał sporo pomyśleć, trochę to zadanie go przerastało. Jednak co jak co, ale na zostanie geniuszem z tej dziedziny to chyba nie mam szans. Jednak kiedy chwilę się zastanowiłem. Nie wiem, czy ta chwila była dłuższa, czy raczej krótsza, (ale zdawało mi się, że to pierwsze) jednak wymyśliłem pewną odpowiedź. Nie wiem, jak bardzo była ona inteligentna, a co dopiero poprawna. Jednak zadowolenie prawie tańczyło we mnie jakiś rytmiczny, wesoły taniec, zapewne ludzki, ale nie znałem się na tym. Zawadiacki uśmiech prawie wkroczył mi na pysk, ale przypomniałem sobie, że nie udzieliłem jeszcze odpowiedzi. Wznosiłem się na skrzydłach mądrości do gwiazd, które na mnie spoglądały. Oczywiście gwiazd nie było ani skrzydeł, tym bardziej mądrości. Moje skrzydła nie zaniosły mnie daleko i upadłem jedynie na tyłek rzeczywistości. Co za głupek, zgoniłem siebie w myślach.
- Czy to będzie raczej nic? - Popatrzyłem się na Alfę i czekałem na jej jakikolwiek ruch. Coś jej się jednak nie spodobało w mojej odpowiedzi.
- Odpowiedź jest dobra, jednak ta liczba, która oznacza "nic" ma swoją nazwę. - Przechyliłem głowę i wgłębiłem wzrok w Alfę. Faktycznie, coś w tym jest. Przypomina mi się jakiś urywek naszej nauki, w którym o tym wspomniała. Jednak wiedziałem, że na najświętsze albinosy nie przypomnę sobie tego. Gdyby moje drugie wcielenie umiało cofać się do przeszłości... Nie, nie umie, a próbowanie tylko marnowało mój czas.
- Nie pamiętam tego – westchnąłem cichutko i lekko zmarszczyłem nos. Słońce w końcu powinno się schować. Przez jego nadmiar wszystko zaczyna już piec, a duża ilość sierści wcale nie pomaga. (A powinna!)
- Dobrze geniuszu, widzę, że już nic więcej nie wymyślisz – Chyba to będzie na tyle dzisiaj, tak? Czy właśnie mi odpuszcza zajęcia? - Liczba to zero.
Faktycznie, ma w tym rację, było coś takiego. Jednak mój mózg, czy tam jego pozostałości chyba nie chciały tego do siebie przyjąć.
- Teraz ostatnia liczba i już daję ci spokój. - Co? To czeka mnie jeszcze ostatnia?! Ja się na to nie pisałem. Czuję się bardziej wyczerpany niż po godzinnym maratonie. Dla mądrości trzeba cierpieć, prawda?
- Jest to trzy, nie mamy jednak nic w swoim ciele, czego jest trzy. Także musisz dodać jeden nos i parę oczu. Wtedy uzyskasz liczbę trzy. - Dobra, tak więc to jest trzy?
To wszystko jest za głupie albo ja jestem na to za głupi. Nie, to jest za głupie na mnie. Przecież to nie ma sensu. Tutaj nic nie ma sensu! Polowanie ma sens, owszem. Bieganie, skakanie i inne rzeczy też mają sens. To wszystko jest potrzebne do przeżycia. Tam jest ogromny sens Czy tutaj jest coś, co też go ma, chociaż odrobinę? Nic mi się stąd nigdy nie przyda. To wszystko jest nie w porządku! Od urodzenia powinniśmy automatycznie, umieć to wszystko! Liczenie robi sobie z nas jakieś nieśmieszne żarty. Czemu to nie może być prostsze?
Jednak jest plus tej całej sytuacji, gdyby nie patrzeć to już skończyła mi się lekcja. Umiem już liczyć do trzech. Chociaż daję słowo, że minie kilka dni i nic z tych umiejętności nie pozostanie w moim pustym łbie.
Było mi strasznie gorąco. Nie wytrzymywałem już takich temperatur. Gdybym tylko miał żywioł wody... Albo wcześniej wpadł na genialny pomysł ochłodzenia się w Wodospadzie. Muszę chyba w końcu zacząć myśleć. Cofnąłem się kilka kroków w tył, na pewno więcej niż te trzy. Jednak nie pamiętam nazwy tej liczby. Może sześć? Czy jak to tam było? W każdym razie to nie było za bardzo ważne. Mam już gdzieś to liczenie. Będę się tym przejmować następnym razem. Wyciągnąłem łapy przed siebie i chlupnąłem wodę z niesamowitą lekkością, prawie ja motyl. Kogo ja oszukuję? Brzmiało to gorzej, niż jakby wskoczyło stado morsów. Dobrze, że wokół nikogo nie było, bo byliby mokrzy na całym swoim ciele. Wiem, że rośliny rosnące nad wodą w głębi siebie mi dziękują, a ja w końcu mogę się pokłonić. Podniosłem trzy łapy w górę i pochyliłem się w pokłonie. Zupełnie nieprzygotowany poczułem ciepłe zderzenie mojego pyska z wodą. Rozglądnąłem się wokół czy nikogo nie ma. Na moje szczęście bawiły się jedynie jakieś szczeniaki. Przynajmniej nic nie widziały. W końcu mogłem w spokoju odpocząć.

C.D.N

Uwagi: Nie zapisuj myśli jak wypowiedzi! Pomyliłaś jelenie z kozami. Cyfry w op. zapisuj słownie.

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 19

Styczeń 2021 r.
Pod koniec grudnia do naszej grupy dołączyła niejaka Gaja. Miała bardzo zaskakujące, bo zielone futro. Sama nazywała je raczej limonkowym, cokolwiek miałoby to znaczyć. Może kiedyś się tego dowiem. Tak czy inaczej Gaja była z nas najmłodsza. Było to uczucie niezwykle dziwne, gdyż dotychczas to ja zajmowałam to stanowisko, nie licząc Sakury. Nie dzieliło nas jednak aż tak wiele miesięcy, jak z zieloną waderą. Z tego właśnie powodu miewałam problemy z dogadaniem się z Gają... Aoki miała więcej prób rozmowy z nią, czemu przyglądałam się zwykle z pewnej odległości. Nasza młodsza koleżanka miała także oddzielnie zajęcia. O tych samych godzinach, ale otrzymywała całkiem inne zadania niż my. Widywałyśmy się jedynie na lekcjach polowania. Na pozostałych lekcjach byłam skazana na Aoki.
Choć czy tak bardzo skazana? Sama nie wiem. Zaczęłam przyzwyczajać się do jej obecności. Póki nie miała równie wrednego towarzystwa była całkiem znośna. Przyzwyczajenie się do tej świadomości zajęło mi sporo czasu, ale koniec końców się udało. Aoki przestała być moim wrogiem. Choć wciąż zdarzało się jej patrzeć na mnie nieprzyjaznym wzrokiem, to brak jakichkolwiek wstrętnych uwag powodował, że byłam skłonna nawet usiąść bliżej. Nauczyciele wyglądali na uspokojonych, widząc, że się jakoś dogadujemy. Rozmawiałyśmy niewiele i w dodatku nic poza tematami zajęć, ale lepsze było to niż nic. W sumie lubiłam ją obserwować. Nie wiem, czy to zauważała. Właściwie niewiele mnie to obchodziło. Zmieniła się, a zmiany mnie interesowały.
- Dzisiaj odbędziemy lekcję sztuk walki - Oznajmił Hitam, tym samym sprawiając, że w końcu odwróciłam wzrok od zamyślonej Aoki. - Mam nadzieję, że coś zapamiętałyście z poprzedniej, bo będziemy kontynuować ten temat.
- Ćwiczyłyśmy uderzenia tylnymi łapami bez odwracania głowy w stronę przeciwnika - wyrecytowała znużonym głosem Aoki.
- Świetnie - Uśmiechnął się lekko Hitam. Ten wilk zaskakująco często to robił. Co prawda były zazwyczaj bywały to uśmiechy blade lub ledwo zauważalne, jednak nie zmieniało to faktu, że miał pewne przyzwyczajenie do tej czynności.
- Dzisiaj będziemy omawiać wciąż kopnięcia tylnymi łapami, jednak z zamachu. Wymaga to dobrego wsparcia na przednich i zablokowania łokci, inaczej upadniecie na pysk. Ostatnio szło wam dość dobrze, więc sądzę, że sobie poradzicie.
Aoki ramiona opadły z zrezygnowania. Raczej nie przepadała za lekcjami sztuk walki. Miałam wrażenie, że zbyt bardzo bała się o zniszczenie swojego futerka. Ja osobiście uważałam, że i tak jest śliczne. Rudy to znacznie ciekawszy kolor od mojej pospolitej bieli.
- Nie będzie się kopać nawzajem, bo jeszcze zrobicie sobie krzywdę, a tego bym nie chciał. Na początek po prostu poćwiczcie odbicia przy drzewach, by się rozgrzać - oznajmił Hitam, wstając i idąc na skraj Zielonego Lasu. Znowu mieliśmy lekcje na Szczenięcej Polanie, więc kiedy podążyłyśmy w ślad za nim, już po chwili dotarliśmy do celu.
Wybrałyśmy sobie po jednym drzewie i zaczęłyśmy próbować. Hitam od czasu do czasu podchodził i poprawiał nas w razie, jakbyśmy robiły coś źle. Później objaśnił, jak prawidłowo wykonać zamach nogami, wskazał odpowiednią odległość od drzewa, byśmy sobie nie połamały niczego i przystąpiłyśmy do pracy. Szło całkiem dobrze. Aoki zdawała się wyżywać z maksymalną agresją. Dostrzegłam, że aż kora się sypała. Hitam nie zwracał na to większej uwagi. Czasem mówił, że lekcje sztuk walki są głównie po to, by wylać swoje negatywne uczucia, póki oczywiście nie zrobimy drugiemu wilkowi większej krzywdy. W końcu to tylko trening, a nie prawdziwe starcie.
Po zakończonej lekcji postanowiłam podejść do Aoki. Początkowo szłam kilka kroków za nią, aż nie odwróciła się i nie krzyknęła:
- Po co za mną leziesz?!
Zatrzymałam się i popatrzyłam na nią w milczeniu. Dopiero po chwili odparłam:
- Chcę porozmawiać.
Warknęła groźnie i przybrała pozę do ataku.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakaś nieswoja. Jeśli stało się coś złego...
- Zamknij się, gównojadzie!
Zamarłam w otwartym pyskiem. Gównojad? Ja przecież nigdy nie... Ach, to pewnie jakieś przezwisko. Niezbyt kulturalne, swoją drogą. Aoki odczuwała potrzebę wyżycia się? W porządku. Spokojnie usiadłam i czekałam na dalsze obelgi. Wadera wyglądała na zdezorientowaną.
- Wstawaj i walcz!
Patrzyłam na nią w milczeniu. Kogo ona oszukuje? Na lekcjach radziłam sobie zwykle lepiej niż ona. Prawdopodobnie pokonałabym ją bez trudu. Wezwanie do walki skończyłoby się jej własną porażką. Kłapnęła groźnie zębami na niewiele tuż przed moim pyskiem. Zaraz potem od razu się wycofała.
- Czemu się nie ruszasz? - zapytała ostro.
- Ponoszą cię emocje. Jeśli by doszło do bójki, obie miałybyśmy problemy. Da się to załatwić w inny sposób. O co chodzi? - Zadając to pytanie, nadal nie spuszczałam jej z oczu. Patrzyłam centralnie na jej pysk. Teraz już wyglądała na całkiem zagubioną. Nachyliłam się do krzaka, który rósł tuż przy moim boku, delikatnie zerwałam kwiatka i włożyłam Aoki za ucho. Nie broniła się przed tym. Patrzyła na mnie kompletnie oszołomiona. Wróciłam na swoje miejsce.
- Po co to zrobiłaś?
- Aby ci poprawić humor.
Tym razem to ona otworzyła pysk, nie wiedząc jak reagować. Trochę złagodniała. Uśmiechnęłam się lekko, ledwo dostrzegalnie. Podobnie jak robi to Hitam.
- Udało mi się?
Odwróciła pysk, zawstydzona.
- Daj mi spokój - mruknęła i wyminęła mnie. Nie odwróciłam się za nią, ale mój uśmiech nadal się utrzymywał. Sama nie do końca wiedziałam dlaczego.
***
Kiedy wróciłam do jaskini, taty jeszcze nie było. Rano wspominał coś, że będzie musiał zostać przy Alfach dłużej, bo mają coś ważnego do omówienia i nikt nie może im w tym przeszkodzić. Ułożyłam się więc na tyle jaskini i rozmyślałam. Nie miałam nic ciekawszego do roboty. Zerknęłam leniwie w kierunku kilku książek, które w czasie wolnym czytał mój tata. Ja jeszcze nie umiałam, choć chętnie bym się nauczyła... Może za jakiś czas spytam kogoś o udzielenie mi kilku lekcji. Ciekawiło mnie, co wszystkich tak interesuje w książkach.
- Hej, Navri? - usłyszałam cichy, męski głos. Podniosłam głowę i popatrzyłam w kierunku wyjścia, ale prócz zarysu sylwetki nie widziałam nic.
- Kto tam? - zapytałam chłodno.
- Magnus - odparł szybko basior, wchodząc do środka - Mam dla ciebie specjalne okulary. Skupiają światło. Możesz je nosić w mniej słoneczne dni. W kompletnych ciemnościach ci one nie pomogą, ale mam nadzieję, że będziesz zadowolona.
Podeszłam bliżej. Basior zmienił się w człowieka i założył mi na nos coś podobnego, co on sam miał. Mój model miał jednak okrągłe szkiełka i były nieco inaczej wygięte. Rozejrzałam się, szybko mrugając.
- Przez pierwsze kilka dni będzie ci się wszystko rozmazywać i może boleć głowa, ale z czasem się przyzwyczaisz. W razie jakbyś miała jakieś problemy, zgłoś się do mni... - Urwał - Albo do Suzanny, bo od niej mam te szkła. Albo do Kai'ego. Lepiej do Kai'ego. Może on coś tymi swoimi szamańskimi czarami pomoże.
Chciałam powiedzieć, że Kai wcale nie jest szamanem, ale Magnus już wyszedł. Rozejrzałam się po jaskini. Rzeczywiście nie widziałam większej różnicy, lecz postanowiłam mu zaufać. Może miał rację, że potrzeba odrobiny czasu.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Asgrima "Powrót do młodości" cz. 2

lipiec 2021r
Najbliżej było stanowisko, przy którym siedziała mała wilczyca. Co jakiś czas znikała za wyższymi wilkami, by po chwili można było znów zobaczyć jej napiętą sylwetkę. Obejrzałem się jeszcze i spojrzałem na moją przyjaciółkę. Tori dalej była zamyślona i nie zapowiadało się na to, by miało się coś zmienić. Pokręciłem pyskiem i ruszyłem w stronę młodszej wadery.
Samica miała krótkie, białe niczym śnieg futro. Patrzyła się z nienaturalnym wręcz spokojem i obojętnością na przechodzące wokół wilki. Gdy poczuła na sobie mój wzrok, zwróciła pysk w moją stronę. Słońce błysnęło w złotych tęczówkach, zanim ta ponownie odwróciła łeb. Jak chyba wszystkie wadery w tej watasze była ładna. Gdyby nie jej powaga, mogłaby uchodzić za uroczą przez te jej białe, oklapnięte uszy. Wydawała się mała, niewiele młodsza ode mnie, a jednak było w niej coś, co kojarzyło mi się ze znacznie starszymi wilkami.
Kiedy znalazłem się tuż przy niej, na moim pysku wykwitł wesoły uśmiech.
- Cześć.
Wilczyca w odpowiedzi skinęła głową. Była nadal całkowicie poważna.
- Jak masz na imię? - spytałem po chwili milczenia. Było to najbardziej zwyczajne pytanie, jakie przyszło mi do głowy. Nie chciałem jej do siebie zniechęcić, wystraszyć lub cokolwiek innego – Ja jestem As.
Złote oczy zmierzyły mnie spojrzeniem od łap po czubek uszu. Starałem się, żeby nie okazać zmieszania, gdy ta tak badawczo mi się przejrzała. Wiedziałem, że grzeszę urodą, ale zawsze czułem się odrobinę dziwnie, gdy ktoś tak mi się przyglądał.
- Navri – głos samicy był tak samo poważny, jak reszta w jej aparycji.
Skinąłem łbem, by pokazać, że przyjąłem to do wiadomości.
- Ładne imię – uśmiechnąłem się.
Wilczyca nie odniosła się do tego w żaden sposób, tylko nadal mi się przyglądała. Po chwili ciszy straciła zainteresowanie - o ile, tak można było to nazwać - i odwróciła pysk. Westchnąłem i postanowiłem przejść do rzeczy
– Navri, zajmujesz się tym stanowiskiem, tak? - nie obdarzywszy się spojrzeniem, wilczyca skinęła łbem – Mógłbym wziąć udział?
- Tak. Czym dokładniej chciałbyś się zająć?
- Mam wybór? - zmarszczyłem brwi. Wilczyca musiała się zajmować kilkoma konkurencjami, co mnie zaskoczyło. Było to jednak logiczne ze względu na dużą ilość konkurencji i niewielu animatorów. Poczułem, jak robi mi się głupio, że dopiero teraz to sobie uświadomiłem – No tak, oczywiście. To jakimi konkurencjami się zajmujesz?
- Bieg do kuchni i z powrotem lub skok do jeziora z pomocą liany – wytłumaczyła krótko Navri. Była zdecydowanie oszczędna w słowach, jednak nieszczególnie mi to przeszkadzało. Zamiast tego odznaczała się nawet uroczym wyglądem i z pewnością wysoką inteligencją.
Zastanowiłem się, którą konkurencję wybrać. Było gorąco, więc miałem ogromną ochotę, żeby wskoczyć prosto do chłodnej wody. Domyślałem się jednak, że nie wyjdzie mi to tak pięknie, jakbym tego chciał. A nie miałem zamiaru zbłaźnić się przed tą samicą. Tak, bieg w tym wypadku będzie znacznie lepszy. No i mógłbym od razu po nim skierować się do tego nieszczęsnego jeziora, żeby normalnie popływać.
- Pobiegnę – zdecydowałem się.
Navri ponownie skinęła łbem.
- Na dowód, że udało ci się pokonać trasę, zabierz ze sobą flagę. Znajduje się przy kuchni.
Pokiwałem łbem przypominając sobie zbiór kolorowych szmatek, które wisiały nad wejściem do jaskini.
Czyli to jednak nie jest ozdoba – pomyślałem tuż przed tym, jak usłyszałem poważny głos białej samicy.
- Gotowy?
Zwróciłem się w stronę kuchni i przygotowałem się do biegu. Przytaknąłem.
- Start.
Jej opanowany głos rozbrzmiał odrobinę głośniej niż zwykle. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem. Byłem szybszy, niż gdy dołączyłem do tej watahy, ale z bólem przyjmowałem do wiadomości, że nie wyciągałem zawrotnej prędkości. Zdecydowana większość wilków mogłaby mnie prześcignąć.
Przestań – nakazałem sobie w myślach i skupiłem na biegu.
Starałem się stawiać łapy w średniej odległości od siebie i nieszczególnie szybko. Wiedziałem, że jeśli chcę wrócić bez czołgania się, nie mogę stracić wszystkich sił od razu. Omijałem przechodzące wilki automatycznie. Jedyne, na czym byłem skupiony to bieg.
Zaczynałem czuć kłucie w brzuchu. Gorąco lało się z nieba, a ja biegłem jak nienormalny po terenach watahy. Tak bardzo żałowałem, że nie zebrałem swoich kilku liter i nie wziąłem w tym udziału wiosną. Teraz było na to stanowczo zbyt gorąco.
W końcu dostrzegłem jaskinię, w której znajdowała się kuchnia. Nie mogłem się powstrzymać i przyspieszyłem odrobinę. Ból w prawym boku brzucha się nasilił.
Z kuchni wychodziła właśnie Karou, więc posłałem jej uśmiech i podbiegłem do wejścia, nad którym wisiały kolorowe flagi. Postanowiłem nie wydziwiać i wziąć pierwszą z brzegu. Podskoczyłem starając się złapać ciemnozieloną szmatkę, jednak nadaremnie. Ponowiłem próbę i stłumiłem warknięcie, gdy znowu mi się nie udało.
- Nawet nie umiem porządnie skoczyć – mruknąłem zirytowany i spróbowałem jeszcze raz. Na szczęście moje i flagi, udało mi się ją pochwycić w zęby i zerwać. Nie tracąc więcej czasu, ruszyłem z powrotem do Navri.
Z każdym krokiem, czułem się coraz gorzej. Skręcało mnie w brzuchu, a mięśnie naciągały się bardziej niż zwykle. Moje futro skleiło się za sprawą potu.
W końcu, kiedy miałem wrażenie, że nie dam rady przebiec więcej, dostrzegłem stanowisko, które zajmowała biała wadera. Znalazłem w sobie siłę, by przyspieszyć i praktycznie upadłem u jej łap. Wypuściłem szmatkę, a ta spadła na ziemię. Korzystając z okazji, że mogę otworzyć pysk, wywaliłem język i dyszałem ciężko.
- Następnym razem... - powiedziałem między głębokimi oddechami – Będę biec jeszcze wolniej...
Navri zmierzyła mnie beznamiętnym spojrzeniem. Następnie pochwyciła zieloną flagę i odłożyła ją na niewielki stolik z pnia drzewa.
Gdy flaga znalazła się na pieńku, wilczyca zaczęła coś na nim rozstawiać. Obserwowałem z zainteresowaniem, jak przesuwa łapami po pniu, od czasu do czasu pomagając sobie w tym zębami. Kiedy skończyła, odwróciła się w moją stronę i wskazała łapą na pień.
Jako że czułem się już lepiej, wstałem i podszedłem do samicy.
- Wybierz nagrodę.
Skinąłem głową i przyjrzałem się kilku niewielkim stosom połyskujących kart. Nie zastanawiając się długo wskazałem na środkowy, który samica czym prędzej mi podała.
- Dzięki. Będę mógł tutaj wrócić? - spytałem, położywszy karty na ziemi.
- Tak. Nie ma limitu, ile razy możesz wziąć udział w jakiejś konkurencji.
- W takim razie wiedz, że niedługo do ciebie wrócę. Druga konkurencja brzmi jeszcze lepiej, niż ta – uśmiechnąłem się szeroko.
- Najpewniej, kiedy wrócisz, stanowisko będzie zajmował pan Joel – jej głos był ciągle tak samo obojętny i cichy.
- Joel? - zmrużyłem brwi.
- Animatorzy się zmieniają – wyjaśniła Navri i zwróciła się w stronę festynu.
- Dobrze wiedzieć. To do zobaczenia, Navri.
Wilczyca skinęła łbem i nie powiedziała nic więcej. Widocznie był dzisiaj dzień ignorowania Asa przez małe, urocze wilczyce. Pokręciłem pyskiem z niedowierzaniem. Zgadały się czy co takiego się działo?
Nagle zdałem sobie sprawę, że mój język był nieprzyjemnie suchy. Wcześniej byłem tak zaoferowany biegiem i tym, co nastąpiło po nim, że jakoś to olałem. Teraz jednak stwierdziłem, że umrę, jeśli od razu nie pójdę do Wodopoju. A ponieważ nie chciałem umierać, zabrałem swoje karty i poszedłem w odpowiednią stronę.

Kiedy miałem za sobą wypicie orzeźwiającej wody z Wodopoju, postanowiłem czym prędzej udać się nad Jezioro. Zerknąłem na stosik kart, który położyłem wcześniej na okolicznym kamieniu. Chyba powinienem go najpierw odłożyć w jakieś bezpieczne miejsce. Dopiero co je zdobyłem i naprawdę nie chciałem ich gdzieś zgubić. To byłoby... przykre.
Westchnąłem i postanowiłem zajść jednak do swojej jaskini i tam je zostawić. Wziąłem więc te przewiązane trawą cudeńka do pyska i ruszyłem w odpowiednią stronę. Jak wcześniej zauważyłem, karty były wykonane z czegoś, co nie rozpuszczało się pod wpływem śliny, ani nie gniotło od zębów. Nie powiem, przydatna właściwość. Ktoś musiał to naprawdę dobrze wymyślić... Ciekawiło mnie co ta była za substancja i stwierdziłem, że przy najbliższej okazji muszę podpytać o to Suzannę lub Hitama. Oni na pewno będą wiedzieć.

C.D.N.

Wygrane karty: brązowe: Wrzosowa Łąka, Jezioro; srebrne: Ziemia, Powietrze.

Uwagi: Nie "wyścignąć", a bardziej "prześcignąć".

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 18

Grudzień 2020 r.
Zima nastała niespodziewanie szybko. Po tych wszystkich katastrofach, które nastąpiły po powodzi spokojny grudzień był idealną odskocznią. Woda wyschła, a zamiast niej zalegał śnieg. Mimo, że był niewyobrażalnie zimny, to od biedy wolałam to, niż nigdy nie znikający staw, a raczej jezioro u stóp Góry. Lekcje co prawda odbywały się na zmianę albo w jaskini Alf, albo w jaskini Yuki, albo w jaskini Kai'ego, ale i tak wizja zalanej watahy była przygnębiająca. Znowu rzadziej widywałam się z koleżankami, aż w końcu doszło do tego, że nie spotykałyśmy się w ogóle. Dlaczego? Torance dorosła, a Sakura odeszła. Miało to miejsce już na przełomie lata i jesieni. Teraz musiałam się zadowalać towarzystwem jedynie Aoki, która siedziała na lekcjach cicho, nie skora do nawiązania rozmowy ze mną. Może to i lepiej. Bez obstawy nie była już takim chojrakiem. Poniekąd mnie to bawiło. Moone również zdążyła dorosnąć i nas opuścić. Byłyśmy skazanie na wyłącznie własne towarzystwo.
Tym śmieszniejsze było, że Aoki była od jakiegoś czasu niższa ode mnie. Początkowo sądziłam, że zwyczajnie urosłam, ale po kilku dniach dotarło do mnie, że wyglądała jednocześnie młodziej. Dłuższe obserwacje uświadomiły mi, że Aoki mogła... cofnąć swój wiek. Nie miałam pojęcia po co, ale innego wyjaśnienia nie mogłam znaleźć. Wyglądała jak całkiem małe szczenię, dopiero co zaczynające swoją edukację w szkole. Po jednej z lekcji postanowiłam zapytać Kai'ego, czy moje podejrzenia są prawdą. Potwierdził. Ponadto objaśnił, że ze względu na tak młody wygląd będzie kontynuować naukę aż do momentu, aż nie będzie wyglądać jak pełnoletnia wadera. Myśl, że będzie się dłużej męczyć w szkole powodowała, że bawiło mnie to jeszcze bardziej, choć tradycyjnie starałam się tego nie okazywać. W końcu Aoki nienawidziła nauki. Jak to mawiają: karma zawsze wraca. Jej najwyraźniej wróciła w takiej, a nie innej formie. Doigrała się. Choćby po jej minie było widać, że wcale nie godziła się na to całe odmładzanie.
Ponadto zima i coraz krótsze dni skłoniły mnie do refleksji nad swoim wzrokiem. Wiedziałam co z nim jest nie w porządku - nie widziałam, gdy jest ciemno. Zaobserwowałam też, że wszystkim wilkom czarne kropki w oczach, zwane źrenicami, kurczyły się lub rozszerzały pod wpływem światła. Pokruszone fragmenty lustra w jaskini, w której mieszkałam wraz z tatą, pozwoliły mi zorientować się, że z moimi wcale się tak nie działo. Była to jakaś niezwykła wada wzroku... Inną posiadał niejaki Magnus. Nosił okulary. Tata mówił, że pozwalają mu one widzieć wyraźnie. Postanowiłam więc któregoś dnia się do niego udać. Z rozmowy z nim dowiedziałam się jednak, że nie jest w stanie mi pomóc, bo u niego wini nie brak rozszerzalności źrenicy, a kształt gałki ocznej. Obiecał jednak mi pomóc. Miałam nadzieję, że mnie odwiedzi, ale mijały tygodnie, a ja widywałam go tylko od czasu przechadzającego się ścieżkami Góry. Unikał mojego wzroku. Było mi z tego powodu odrobinę przykro, ale nie chciałam mu się narzucać. Może miał ważniejsze sprawy na głowie.
Tego dnia, idąc na lekcje, również go wypatrywałam. Miałam cichą nadzieję, że się miniemy, a on zacznie temat... Tak się jednak nie stało. Nawet go nie zobaczyłam. Rozczarowana zmierzyłam do jaskini Alf, gdzie miały się odbyć lekcje obrony. Wciąż przesiadywaliśmy w środku choćby ze względu na ziąb oraz wszechobecny śnieg. Hitam mówił, że ma około metr wysokości, cokolwiek miałoby to znaczyć. Dla mnie najistotniejsze było to, że się zapadałam w nim na tyle głęboko, że nie było mnie widać. Ścieżka w Górach była zaś udeptana tak bardzo, że żaden śnieg nie był mi straszny - po każdej z małych śnieżyc już jakiś wilk zawsze zdołał go rozgarnąć tak, że nie miałam najmniejszego kłopotu.
- Dzień dobry - oznajmiłam wypranym z uczuć głosem, kiedy tylko dotarłam na miejsce. W jaskini nie było nikogo oprócz Hitama i Suzanny. Właściwie nieszczególnie mnie to dziwiło. Wadera posłała partnerowi porozumiewawcze spojrzenie i zabierając jakąś szklaną buteleczkę w pysk, potruchtała na zewnątrz. Skupiłam wzrok na Hitamie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Zdołaliśmy się poniekąd zaprzyjaźnić. Brak wilków w moim wieku, z którymi mogłabym porozmawiać spowodował, że moim towarzyszem do rozmów był albo tata, albo właśnie samiec Alfa. Nie przeszkadzało mu to chyba zbytnio. Zawsze kulturalnie odpowiadał na moje pytania, a czasem sam nawiązywał temat.
- Dzień dobry - odparł - Mijałaś może po drodze Aoki?
Pokręciłam przecząco głową. Rozczarowany wypuścił powietrze.
- Mam wrażenie, że zaspała. Mogłabyś, proszę, iść i ją obudzić?
Uniosłam brew, ale nie pytałam skąd ma takie przeczucie. Może miał moc z tym związaną. Kto wie? Ja swojej jeszcze nawet nie poznałam. Niespiesznie wyszłam na zewnątrz i od razu uderzył mnie chłód. Mimo, że moje futro było gęstsze niż kiedyś, to wciąż bywało to uciążliwe. To była chyba pierwsza zima, kiedy w końcu dorobiłam się sierści typowo zimowej. Może i dla niektórych mogło to wyglądać jak wyjątkowo żałosna podróbka, ale lepsze to niż nic.
Kiedy dotarłam do celu, zastałam Aoki zwiniętą w najodleglejszym kącie jaskini w kłębek. Rzeczywiście drzemała. Intuicja Hitama nie zawiodła. Zbliżyłam się ostrożnie. Wyglądała na zaskakująco kruchą w tym stanie. Jak zahipnotyzowana stanęłam i wpatrywałam się w jej opadającą i unoszącą się na przemian klatkę piersiową. Śpiąca Aoki. Była to dla mnie kompletna nowość. Usiadłam obok, po raz pierwszy uświadamiając sobie, że wcale nie mam ochoty iść na lekcje. Nawet jeśli były to lekcje z Hitamem. Chwila ta i widok był dla mnie na tyle dziwny, że nie chciałam go zbyt prędko tracić.
- Och, Aoki... - westchnęłam cicho. Wtedy poruszyła głową, brutalnie wybudzona ze snu. Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi z przerażenia oczyma.
- C-co to tu robisz? - zapytała drżącym głosem. Patrzyła na mnie nieufnie.
- Hitam kazał cię obudzić - odparłam bezbarwnym tonem.
- I dlatego siedziałaś tutaj i się gapiłaś...? - pytała, jeżąc futro. Nie była zachwycona. Zamiast tego pokręciłam głową, wstałam i oddaliłam się o pół kroku.
- Zbieraj się - rzekłam tylko. Aoki wciąż wpatrywała się we mnie z serdeczną nienawiścią, ale zignorowałam to. Pospiesznie wykonała poranną gimnastykę i wyjątkowo nie układając swojego futerka, wyszła na zewnątrz.
- Teraz obrona, co nie? - zapytała. Potaknęłam. Powędrowała w górę ścieżki, więc szłam tuż za nią. Cały czas coś mnie zastanawiało w tej waderze, ale wciąż nie miałam pewności co takiego...
Hitam powitał nas uśmiechem i zaraz przystąpił do objaśniania nowych chwytów mających sprawić, że unikniemy napadnięcia od tyłu. Początkowo szło mi raczej średnio, ale później zorientowałam się dokładnie co i jak. Od wtedy już umiałam odeprzeć atak nie tylko mniejszej ode mnie Aoki, ale i również Hitama. Dopiero kiedy był zadowolony również z pracy drugiej uczennicy, przystąpił do tłumaczenia, co zrobić w razie próby ugryzienia w szyję przez innego wilka. To akurat opanowałam od razu, gorzej z Aoki. Nawet nauczyciel nie umiał jej objaśnić, co robi źle. Wtedy chyba po raz pierwszy się nad nią ulitowałam i sama to zrobiłam... Nie wyglądała na zachwyconą, że to akurat ja musiałam jej co nieco objaśnić, ale w końcu zobaczyłam postęp. Pojęła gdzie znajdował się jej błąd.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

niedziela, 29 lipca 2018

Od Asgrima "Powrót do młodości" cz. 1

Lipiec 2021r.
Rozglądałem się po Wrzosowej Łące w poszukiwaniu stanowiska, które zajmowała moja przyjaciółka. Miałem małe problemy przez natłok wilków. W końcu nasza wataha była naprawdę liczna, a festyn był czymś bardzo wyjątkowym, więc nic dziwnego, że po jego terenach chodziło tak wiele wilków. Obserwowanie różnorodnych sylwetek należących do wilków, których imion nie znali nawet starsi członkowie, było czymś niesamowitym. Znałem większość wilków z części, do której sam należałem, jednak reszta była dla mnie całkowitą zagadką. A było ich tak wielu! Kilkakrotnie więcej niż nas.
W końcu dostrzegłem niewielką ladę ze starego konara oraz rozłożyste drzewo, a przy nim równie małą wilczycę o rudym, puchatym futrze. Uśmiechnąłem się lekko i skierowałem swoje kroki w tamtą stronę.
- Tori, hej! - zawołałem przechodząc między wilkami, które słysząc mój krzyk, spoglądały na mnie to z zaciekawieniem, irytacją lub po prostu obojętnością.
Wilczyca zdawała się mnie nie usłyszeć, ale równie dobrze mogła udawać. Ta samica miała czasem durne pomysły.
W końcu dopchałem się do stojącej do mnie tyłem wilczycy. Poprawiała właśnie artykuły, które sprzedawała.
- Cześć – powiedziałem klepiąc ją łapą w grzbiet. Wadera wzdrygnęła się i zdecydowanie zbyt szybko rzuciła w moją stronę. W jednej chwili normalnie stałem uśmiechając się szeroko, a w następnej leżałem na trawie przygnieciony silnymi łapami małej samicy - Tori, hej. To tylko ja.
Wadera potrząsnęła pyskiem i spojrzała na mnie zaskoczona.
- As? Co chciałeś?
- Porozmawiać po prostu. Jesteśmy jak na razie nieźle zapracowani i nie licząc prywatnych lekcji podczas których jedyne na czym się skupiasz to polowanie, niewiele rozmawiamy... - wytłumaczyłem uśmiechając się.
- Tak, masz rację...
- No jak zwykle – roześmiałem się, po czym poprosiłem trochę niepewnie – Mogłabyś ze mnie zejść? Proszę?
- Och, faktycznie. Przepraszam. Wystraszyłeś mnie – tłumaczyła nerwowo Torance. Słysząc to, nie mogłem opanować śmiechu. Była taka śmieszna, kiedy się zawstydziła.
Wypuściła mnie równie nerwowym ruchem, bo praktycznie odskakując ode mnie. Wstałem z ziemi i otrzepałem się. Następnie nie przestając się uśmiechać, puściłem jej oczko.
- Spokojnie. Nie przeszkadzało mi to szczególnie. Na szczęście jesteś lekka. Jeśli mnie nie zabijesz, to możesz to robić częściej.
- Idiota – mruknęła pod nosem przewracając oczami.
Postanowiłem udać, że nie słyszałem, w jaki sposób mnie nazwała. Zamiast tego rozsiadłem się tuż przy końcu lady. Tori po krótkim zastanowieniu również usiadła, tyle że po drugiej stronie.
- Opowiadaj, Młoda. Jak ci idzie praca sprzedawczyni? - wskazałem łapą na towar znajdujący się za nią.
- Nawet w porządku, chociaż chciałabym w końcu sprzedać te zwykłe artykuły. Albo ktoś przychodzi pytać o losy, albo o nagrody za zbieranie kart. Leah wspominała, że u niej sytuacja wygląda podobnie, zwłaszcza jeśli chodzi o losowanie. Zdaje się, że to właśnie zaoferowało najbardziej wilki.
Roześmiałem się.
- Dziwisz się? Ten dreszczyk emocji jest niesamowity! Co dostanę, czy warto było wydawać pieniądze na to? Jaka karta mi się trafi? Czy będzie to powtórka? - starałem się, żeby mój głos brzmiał najbardziej radośnie jak by mógł.
Tori przewróciła oczami, jednak na jej pysk i tak wkradł się uśmiech.
- Nie dziwię się. Sama próbowałam szczęścia, ale zdobyłam jedynie ozdoby, które nieszczególnie pasują do wystroju mojej jaskini. A ty już próbowałeś?
- Nie mam gwiazdek, ale kiedy uda mi się uzbierać odpowiednią kwotę z chęcią coś kupię. Ale najpierw chciałbym spróbować tych pyszności, które tworzą dla nas Karou i Sohara. Na samą myśl ślinka mi cieknie – powiedziałem wywalając język i wzdychając z rozmarzeniem.
- Niegłupie. Też muszę w końcu się tam wybrać.
- Możemy pójść razem, jeśli chcesz – zaproponowałem. Dopiero gdy Tori zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem, zmieszany pokręciłem pyskiem – Nie ciesz się tak, Mała. Przyjacielskie wyjście, nic więcej. Chociaż wiem, jak bardzo chciałabyś, żeby było inaczej.
Kiedy tylko skończyłem mówić, poczułem szturchnięcie pierś.
- Musisz mnie obmacywać? - mruknąłem rozbawiony, kiedy odzyskałem równowagę.
Tori zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem, jednak widziałem, jak ukrywa zawstydzenie. Byłem w jej głowie tyle razy, że raczej potrafiłem ją rozgryźć.
- Miało być w pysk, ale nie dosięgnęłabym – uśmiechnęła się słodko.
W odpowiedzi tylko prychnąłem i pokręciłem łbem z niedowierzaniem. Co za wadera...
- To idziesz czy nie?
Tori podniosła spojrzenie w niebo. Westchnęła teatralnie.
- Nie jest to oczywiste? Jasne, że tak – odpowiedziała – Ale tylko jako przyjaciele.
- Jeszcze czego? Nie jesteś w moim typie, Młoda – roześmiałem się, a moja przyjaciółka jedynie przewróciła oczami.
- Idealnie, bo ty w moim też nie. Jesteś zdecydowanie zbyt irytujący – mruknęła.
- Nie bardziej niż ty – wyszczerzyłem zęby w, jak miałem nadzieję, uroczym uśmiechu.
- Od kogoś się uczę.
- Na pewno nie ode mnie!
- Ty tak myślisz – widziałem jak próbuje nabrać powagi, co nie szło jej zbyt dobrze – W każdym razie... Jutro po twoim patrolu?
- Może być.
Między nami nastała cisza. Był to jednak ten szczególny rodzaj ciszy, gdy choć chcesz jeszcze porozmawiać, to nie wypowiadasz ani słowa. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że nie chciałem jej przerywać. Czasem miło było trochę pomilczeć...
- Em... As?
Podskoczyłem słysząc głos mojej przyjaciółki. Oczywiście, ta wilczyca nie potrafiła być zbyt długo cicho i musiała, po prostu musiała, się odezwać.
- Psuja – mruknąłem, żeby mnie nie usłyszała. Tori widząc, że coś mówię posłała mi pytające spojrzenie. Ja natomiast jak przystało na bardzo prawdomównego samca, zmieniłem temat z uśmiechem na pysku – Coś nie tak?
- Jednak nieważne – odpowiedziała zmieszana.
Zmarszczyłem brwi. O co chodziło?
Wadera widząc moje zaciekawienie, pokręciła głową, dając mi znak, żebym nie pytał. Zmierzyłem ją wzrokiem i kiwnąłem. Jej szczęście, że nie miałem ochoty naciskać.
- Chyba będę już iść. Chciałbym skorzystać z tego, co oferuje nam festyn. Nie miałem zbytnio okazji. Do zobaczenia.
Tori nie odpowiedziała od razu. Zdawała się być myślami gdzieś bardzo daleko i kusiło mnie, żeby zobaczyć, co myśli, ale opanowałem się. Od jakiegoś czasu była niechętna, żebym wchodził do jej umysłu, a ja postanowiłem to uszanować. Sam też nie lubiłem, gdy ktoś czytał mi w myślach, a przecież potrafiłem się obronić. Ona była bezbronna.
- Tak, widzimy się potem – mruknęła po chwili.
Pokręciłem głową w zamyśleniu i jeszcze raz spojrzałem na przyjaciółkę. Samica nie odrywała wzroku od swoich łap. Jej wyraz pyska był nadzwyczaj poważny. Bez uśmiechu i błyszczących oczu, wydawała się być znacznie starsza. Martwiło mnie, że nie chciała powiedzieć, co się dzieje. Z doświadczenia wiedziałem jednak, że jeśli chciałem się czegoś dowiedzieć, musiałem dać jej czas. Cokolwiek to było, najpierw sama musi to przemyśleć
Westchnąłem cicho i odwróciłem się w stronę festynu. Postanowiłem nie martwić się zanadto, a za to cieszyć festynem. Miałem zamiar wypróbować kilka konkurencji i pozbierać karty, które tak zafascynowały innych. Byłem ciekaw, co w nich było, że tak wciągały wilki. No i miałem nadzieję na wygranie czegoś interesującego

C.D.N.

Uwagi: "Tori podniosła spojrzała w niebo westchnęła teatralnie." - gdzieś tu uciekła składnia.

sobota, 28 lipca 2018

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 17

Lipiec 2020 r.
Shen niedawno odszedł. Nikt do końca nie wie dlaczego, ale pewne jest jedno - raczej nieprędko wróci. Minęło kilka tygodni, a słuch po nim zaginął. Nie chciałabym aby coś go zagryzło na śmierć, ale moje życzenia pewnie na nic się nie zdadzą. Wciąż w głowie brzmiały mi słowa Kai'ego - że moja moc nie ma nic wspólnego z umysłem. Nie miałam co się w ogóle trudzić... Mimo to nadal widziałam jego pysk, jak tylko zamykałam oczy. W końcu w tym ostatnim miesiącu dotrzymał słowa i dość często witał w mojej jaskini. Miałam wrażenie, że wykorzystywał dosłownie każdą chwilę wolną, byleby mnie odwiedzić. Pod warunkiem oczywiście, że nie było zbyt późno. Bywało to męczące, ale nigdy mu tego nie powiedziałam. Zdawał się tak bardzo cieszyć, że okrucieństwem by było mu to zepsuć. Poniekąd doceniałam jego starania, choć nadal nie byłam pewna zamiarów. Czasem było nawet zabawnie. Szczególnie wtedy, kiedy ja na swoich znacznie krótszych łapkach zdołałam go prześcigać, kiedy biegaliśmy przez las. Wydawał się oburzony, kiedy już docieraliśmy do umówionej mety, ale raczej tylko udawał. Chyba się trochę cieszył. Nawet, jeśli patrzyłam wtedy na niego z góry mimo bycia wciąż o głowę niższą. Czasem przynosił mi kwiaty, co tata kwitował uśmiechem. Niekiedy wracałam z całym wieńcem na głowie, czasem z bukietem w pysku... W pewnym momencie uzbierało się ich tyle, że mogliśmy na spokojnie ozdabiać nimi ściany jaskini.
Później zniknął. Lekcje stały się jeszcze bardziej smętne, jeszcze bardziej puste. Nawet, jeśli tak naprawdę tylko mnie tak dotykało zniknięcie Shena. Zawsze umiał wprowadzić trochę szczęścia, nawet niespodziewanego. Może właśnie to, że tak bardzo lubił zaskakiwać swoimi głupimi pomysłami sprawiało, że zapałałam do niego sympatią. Wszyscy, choć tak bardzo różni, zdawali się być do siebie podobni. Shen był inny. Od zawsze. Kompletnie różny ode mnie samej, zupełne przeciwieństwo. Sama nie wiedziałam, czy jestem w jakiejś żałobie czy w sumie mało mnie to obchodzi. Jak to mawiają - nie ma osób niezastąpionych. Zawsze mogę zaprzyjaźnić się z kimś innym.
Spojrzałam na Torance, teraz wpatrzoną jak zaczarowana na Hitama. Przyszedł wcześniej na lekcje, a jako, że nadal nie było połowy grupy, pozwolił sobie na opowieść z dnia poprzedniego. Nieszczególnie mnie ona interesowała, bo mówił o jakimś zagubionym na patrolu wilku, który okazał się być nad Wodospadem, zwyczajnie zapominając o swoim dyżurze. Pozwoliłam sobie na wyłączenie się. Dopiero w momencie, kiedy kończył historię, a Torance skomentowała to głośnym śmiechem, dostrzegłam Sakurę radośnie wybiegającą zza krzaków. Najpierw na jej pysku dostrzegłam szczerze przerażenie. Prawdopodobnie pomyślała, że się spóźniła, dlatego przyspieszyła, ale widząc łagodny wyraz twarzy Hitama chyba zrozumiała, że to my przybyłyśmy wcześniej.
- Coś mnie ominęło? - zapytała po zwyczajowym przywitaniu się z Alfą.
- Nie - Odparł Hitam, kręcąc głową - Jeszcze nawet nie zaczęliśmy. Czekamy na Moone i Aoki. Przyszłaś na czas.
Sakura słysząc to, rozpromieniła się. Alfa także odpowiedział uśmiechem, ale wyglądał na dziwnie zamyślonego. Zerkał w kierunku krzaków zza których zwykle wyłaniała się Aoki i Moone. Torance rozmawiała o czymś cicho z Sakurą, ale nie słuchałam. Zbyt wpatrzona byłam w pysk Hitama. Miał w sobie jakąś dziwną... nostalgię. Wyglądał młodo i staro jednocześnie. Być może był po prostu zmęczony. Mówi się, że zmęczone wilki wyglądają na starszych... Moje rozmyślania przerwało pojawienie się spóźnionych wader. Krzyknęły głośno "dzień dobry" i zajęły swoje miejsca. Hitam odpowiedział skinieniem głowy i jeszcze przez chwilę w zadumie się im przyglądał, a później rozpoczął swój wykład na temat obrony.
Jak zwykle słuchałam w maksymalnym skupieniu. Hitam posiadał zdolność rzeczowego i interesującego za razem mówienia. Było widać, że mówi o sprawach, o których ma jak największe pojęcie. Miałam wrażenie, że po lekcjach, we wszystkich wolnych chwilach od obowiązków Alfy, chodzi i pyta starsze wilki o wskazówki odnośnie potworów. W innym wypadku nie pojawiałby się na lekcjach z coraz to większą wiedzą. Czasem coś dopowiadał do poprzednich tematów. Według mnie wyróżniał się spośród innych nauczycieli. Suzanna i Yuki wydawały się wykonywać swoją pracę za karę. Kai może i miał w sobie pasję, ale momentami traktował nas jak małe szczeniaki, którymi przecież większość już nie była. Hitam był inny. Miał odpowiednie podejście, zupełnie jak do młodzieży. Temat prowadził zawsze lekko i zgrabnie...
Po lekcji postanowiłam zostać. Czekałam aż wszyscy się rozejdą. Miałam do Hitama pewne pytanie. Zdawał się on być być wilkiem bardzo inteligentnym, ale jednocześnie odpowiednio młodym, by umieć odpowiedzieć na moje pytanie dość elastycznie. Między innymi dlatego też po odpowiedź nie udałam się do Kai'ego. Ponadto Hitam wzbudził u mnie nieco większe zaufanie, a nawet trochę zainteresował.
- Proszę pana... - Zaczęłam, gdy nawet Torance i Sakura sobie poszły. Hitam, dotychczas wpatrzony w swoje własne łapy, podniósł głowę i się uśmiechnął.
- Tak?
- Co pan sądzi o miłości?
Miałam wrażenie, że uleciało z niego nieco powietrza. Mną to jednak nie wzruszyło. Nie mówiłam przecież, że będzie to proste pytanie.
- Co sądzę o miłości... - odchylił nieco głowę i przymknął oczy - Daj mi pomyśleć.
Czekałam. Wpatrywałam się w niego w skupieniu. Miałam czas. Przerwa między lekcjami trwała długo. Dopiero po upływie kilku minut na mnie popatrzył.
- Nie wiem, Navri. Nigdy się nie zakochałem. Mówi się, że to przyjemne uczucie. Chciałbym się kiedyś dowiedzieć jak to jest.
- Zakochać się w Suzannie? - dopytywałam, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie wiem... Traktuję ją bardziej jak przyjaciółkę. Wątpię, bym mógł ją pokochać w inny sposób - Uśmiechnął się blado.
- Mimo małżeństwa chce się pan zakochać w innej waderze?
- Wątpię, aby wasza Alfa miała coś przeciwko temu. Rozmawialiśmy już o tym. Mówiła, że mogę w tej kwestii robić co chcę.
Pokiwałam głową w zadumie. Związek naszych Alf od początku wydawał mi się czymś... ciekawym. Wyjątkowo chłodnym. Brakowało tego ciepła, jakim tata obdarzał mamę w każdej ze swoich opowieści. Opowiadał o niej z zapałem. Hitamowi i Suzannie brakowało tej iskry... Nie umiałam powiedzieć, czym ona dokładnie była, ale czegoś zdecydowanie było za mało. Tata mówił, że miłość polega na chęci bycia blisko. Nasze Alfy nie były sobie bliskie.
- Uważam, że nie ważne kogo się kocha. Grunt, by to uczucie było prawdziwe. Wtedy nie liczy się już nic - oznajmił w końcu.
- Rozumiem... - mruknęłam. Znowu zapanowała cisza. Tylko lekki, lipcowy wiatr cicho szumiał w moich uszach.
- Wybacz, Navri, ale muszę już iść... Obowiązki wzywają. Możemy dokończyć temat innym razem. Mogę zastanowić się nad tym pytaniem, jeśli chcesz.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
- Zależy czy pan chce.
Uśmiechnął się jeszcze i wstał, by odejść. Kiedy już się obrócił i przeszedł kilka kroków, znowu się odezwałam:
- Proszę pana...
Obrócił się do mnie z pytaniem wymalowanym na pysku.
- Chciałabym zostać nauczycielką. Nauczycielką obrony.
Teraz jego uśmiech był szerszy, uszczęśliwiony. Skinął głową, mówiąc nieme "cieszę się" i odszedł.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

piątek, 27 lipca 2018

Od Asgrima "Utracone wspomnienia" cz. 6

Marzec 2021r.
Moja przyjaciółka była dobrą przewodniczką. Nie przekazywała mi historii miejsc, w których się znajdowaliśmy. Swoją opowieść kończyła na nazwie miejsca oraz jaką funkcję ono spełnia. Wodospad, który mieliśmy odwiedzić, był miejscem, w którym mogliśmy się wykąpać. Tori wspomniała, że woda jest tam zawsze ciepła. Musiałem przyznać, że trochę mnie to zaskoczyło. Gorące źródła jako miejsce kąpieli... Tak, to miało sens. Miałem jednak wrażenie, że wcześniej się z tym nie spotkałem. Widocznie kąpiele w miejscu, w którym wcześniej byłem, nie były zbyt przyjemne i gorące. Nie to co tutaj, o czym przekonałem się, kiedy moja kochana przyjaciółka wepchnęła mnie do wody.
Zszokowany takim obrotem akcji, czym prędzej starałem się wynurzyć z jeziorka tworzącego się pod Wodospadem. Kiedy mi się to udało, podpłynąłem do samicy chlapiąc przy tym najbardziej jak umiałem. Gdy w końcu woda jej dosięgła, wadera zapiszczała i rzuciła się do wody. I nici z ochlapywania tego szczura lądowego.
Szukałem wzrokiem wilczycy. Musiała gdzieś być pod tą wodą, przecież nie wyparowała. Niestety, nigdzie nie potrafiłem zauważyć jej małej, puszystej sylwetki. Minęło kilka chwil, a ja dalej nie potrafiłem jej odnaleźć. Miałem nadzieję, że się nie utopiła w tym jeziorze...
Nagle poczułem jak coś wbija mi się w moją tylną łapę. Zawołałem krótkie „au” bardziej z szoku, niż z bólu. Szybko pożałowałem, że nie stłumiłem okrzyku, bo coś – lub ktoś – pociągnęło mnie w dół. Mój pysk zapełnił się wodą, która raczej nie była na tyle czysta, żeby ją pić.
Obróciłem się w wodzie, żeby zobaczyć jak Tori trzyma moją łapę w pysku. Co za...
Puść to – chciałem zawołać, jednak szybko się opanowałem. To chyba nie byłby zbyt dobry pomysł.
Czułem jak zaczyna brakować mi tlenu. Woda, która nadal znajdowała się w moim pysku zaczynała smakować okropnie. Otworzyłem szerzej oczy czując, że po moim ciele rozchodzi się strach. Nie chciałem tutaj utonąć.
Tori chyba dostrzegła moje spanikowanie, bo puściła moją nogę i podpłynęła bliżej karku gotowa w razie czego mnie pochwycić i wyciągnąć nad taflę wody. Nie czekałem na jej pomoc. Poruszałem łapami rytmicznie, starając się opanować natężające się przerażenie. Musiałem wypłynąć jak najszybciej, a paniczne ruchy bez ładu i składu mi w tym nie pomogą.
Miałem wrażenie, że płuca zaraz mi eksplodują, kiedy w końcu wynurzyłem pysk. Wyplułem wodę zalegającą w pysku i wziąłem ogromny haust cudownego powietrza. Dzięki niech będą Eydis, że przeżyłem.
Tuż obok mnie pojawił się łeb Tori. Długa sierść wilczycy skleiła się pod wpływem wody i wadera wydawała się jeszcze bardziej drobna. Jej niebieskie oczy błyszczały troską.
- Nie rób tak więcej, proszę – zwróciłem się do niej, kiedy mój oddech się w miarę wyrównał.
Tori wydukała przeprosiny. Słyszałem w jej głosie strach oraz zmartwienie.
- Jak dałaś radę tak długo tam być? - przerwałem jej. Woda w pysku z pewnością skróciła czas, który potrafiłbym spędzić pod wodą. Czułem jednak, że w zawodach na długie nurkowanie nie miałem zbyt dużych szans z tą waderą. Na Eydis, czy ona musiała być ode mnie lepsza we wszystkim? To było bardzo nie fair.
Wilczyca zmrużyła oczy.
- Normalnie. Dobrze pływam i nurkuję odkąd pamiętam. Myślałam, że wyniosłam to z watahy, do której wcześniej należeliśmy, ale patrząc na twoje umiejętności, to chyba jednak nie. Chociaż może po prostu byłeś złym uczniem w tej dziedzinie.
- Wypraszam sobie! - zawołałem ochlapując samicę wodą. - To wszystko wina tej wody w pysku! Normalnie jestem mistrzem!
Tori zmierzyła mnie rozbawionym spojrzeniem.
- Chcesz się zmierzyć? - zapytała niewinnym głosem. Wiedziałem, że chciała dobitnie pokazać mi, że była lepsza, a nie mogłem się na to zgodzić. Nie zniósłbym jej docinek na ten temat. Teraz z pewnością jakieś będą, ale nie będzie miała dowodów, których dostarczyłyby jej te nieszczęsne zawody.
- Nie muszę ci nic udowadniać.
- Ale możesz.
- Nie ma takiej potrzeby – uciąłem. Zabrzmiało to trochę zbyt ostro, więc uśmiechnąłem się wesoło, żeby załagodzić efekt.
Wadera pokręciła głową z rozbawieniem.
- Tchórzysz.
- Nieprawda. Nie wiem jak ty, ale ja czuję się już bardzo czysty. Chodźmy lepiej do Hitama, dobra?
Zmiana tematu zadziałała perfekcyjnie. Tori pokiwała głową i zaczęła płynąć do brzegu. Podążyłem za nią.
Teraz to dopiero będzie ciekawie – pomyślałem.

Tak jak jakiś czas wcześniej, znajdowałem się pod dość sporą jaskinią należącą do tutejszych Alf. Musiałem przyznać, że robiła ona wrażenie. Znajdowała się odrobinę wyżej od innych, więc widok z niej był obłędny. Tym razem miałem więcej czasu na podziwianie tego miejsca oraz cieszenie się piękną, wiosenną pogodą, niż było to w przypadku mojej wspaniałej podróży z Panem Idealnym.
Moja przyjaciółka wkroczyła do jaskini jak gdyby nigdy nic, co mnie trochę zaskoczyło. Jak mogła czuć się tak swobodnie mając przed sobą nieuchronną konfrontację z samicą Alfa i jej przerażającymi, ciemnymi oczyma?
Musi zdać raport tak jak każdego innego dnia. To dla niej rutyna – przypomniałem sobie – Chociaż według mnie do tego spojrzenia nie da się przyzwyczaić.
Usłyszawszy jak Tori się wita, westchnąłem i wkroczyłem do jaskini.
- Dzień dobry – przywitałem się już po raz drugi tego dnia.
Mój wzrok krążył po grocie w poszukiwaniu pary Alfa. Dość szybko dostrzegłem Hitama, który właśnie odwracał się w naszą stronę. Na jego pysku widniał lekki uśmiech, a oczy lekko rozbłysły. Pod jego spojrzeniem poczułem się lekko niezręcznie, więc czym prędzej skinąłem głową i odwróciłem wzrok.
- Witajcie. Cieszę się, że w końcu przybyliście – przemówił Hitam.
Skinąłem głową nie do końca słuchając, co mówił. W dalszym ciągu rozglądałem się po jaskini próbując odnaleźć wzrokiem Suzannę. Nie chciałem jej jeszcze bardziej podpaść, a nieprzywitanie się z nią mogło się dla mnie źle skończyć. Nigdzie jednak nie mogłem jej dostrzec. Gdzie poszła ta przerażająca wilczyca?
- Suzanna jest w trakcie zajęć – Hitam chyba zauważył moje poszukiwania.
- Zajęć? - zapytałem zanim ugryzłem się w język.
- Owszem. Jest nauczycielką sztuk kreatywnych oraz logiki – wyjaśnił samiec Alfa. Widząc moje zainteresowanie dodał – Tylko dla szczeniaków.
- Ach, dobrze.
Chwila... Czy on nie pomyślał, że podoba mi się jego partnerka? - przeraziłem się - O rany, oby nie. Nie to, żeby coś. Suzanna wygląda ślicznie, ale ma partnera. I trochę za bardzo mnie przeraża. Nie, to nie mój typ. Zdecydowanie nie.
Miałem nadzieję, że ta cała sytuacja nie skojarzyła mu się z czymś takim, bo wówczas moje szanse na przyjęcie do tej watahy mogłyby mocno zmaleć. I to przez moją durną ciekawość...
- Hitamie? - moje rozmyślania przerwał głos Tori. - Powinnam zdać dokładny raport teraz?
Czarny basior pokręcił głową.
- Najpierw chciałbym porozmawiać z twoim przyjacielem. O ile nie masz nic przeciwko.
Ruda samica zaprzeczyła i spojrzała na mnie wymownie.
Tylko tego nie spapraj – zdawała się mówić.
Posłałem jej w odpowiedzi uśmiech. Ja miałbym coś zepsuć? Phi, niedoczekanie twoje.
- W dalszym ciągu chciałbyś dołączyć do naszej watahy? - zapytał samiec. Pokiwałem głową z niepewnym uśmiechem. Obawiałem się, że nie uzyskam zgody i będę musiał stąd odejść. Niby Hitam udzielił mi wstępnej zgody, ale co jeśli się rozmyślił? - Świetnie. Wspomniałem Suzannie o twojej prośbie. Razem ustaliliśmy, że możemy przyjąć cię na okres próbny. W zależności od twojego zachowania, mógłbyś w przyszłości zostać przyjęty jako pełnoprawny członek.
Poczułem jak wypełnia mnie radość. Miałem ochotę tańczyć i skakać z radości. Zgodzili się! Mogłem tutaj zostać!
- Czym właściwie jest ten cały okres próbny? - zapytałem, kiedy udało mi się w miarę opanować.
- Nic nadzwyczajnego. Nasza wataha jest dość liczna, więc przyjmując nowych członków zwracamy szczególną uwagę na to, jak się sprawują. Jedyna niedogodność wiążąca się z byciem na próbnym jest to, że częściej jesteś kontrolowany w jaki sposób spełniasz swoje obowiązki. Ewentualnie niektórzy starsi członkowie mogą być wobec ciebie podejrzliwi.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. To miało całkiem sporo sensu.
- Teraz musimy wybrać dla ciebie stanowisko. Nowi członkowie mają do wyboru stanowiska polowań oraz zostaniem wojownikiem lub strażnikiem terenów. Są to jedne z najprostszych funkcji. W zależności od twoich umiejętności, chęci oraz przede wszystkim zaufania, które zdobędziesz, możesz zmienić stanowisko na inne – kontynuował samiec Alfa. Chyba to była dla niego dość standardowa gadka, bo nawet się nie zająknął. - Z tego co mówiłeś, stanowiska polowań jak na razie odpadają. Masz więc do wyboru funkcję wojownika lub strażnika.
Basior zakończył swój wywód i zaczął się we mnie wpatrywać oczekując odpowiedzi.
Musiałem z bólem serca przyznać, że polowania nie były moją dobrą stroną. Najlepsze co mogłem zrobić, żeby pomóc w zdobywaniu świeżej zwierzyny dla watahy, było trzymanie się jak najdalej od polujących. W takim razie nie miałem zbyt dużego wyboru. Patrolowanie albo codzienne zbiórki i inne takie rzeczy, które nieszczególnie napawały mnie optymizmem. W razie jakiejś bitwy chciałbym pomóc, ale codzienne ćwiczenia mające szkolić mnie jak dobrze atakować? Cóż, to chyba nie dla mnie. Łażąc po terenach miałem chociaż szansę, że wydarzy się coś interesującego.
- Chciałbym zostać strażnikiem, jeśli to nie problem – powiedziałem, kiedy w końcu się namyśliłem.
- Jasne, że nie. Za jakiś czas powiem ci, kiedy i które tereny będziesz patrolować, dobrze? - zapytał Hitam.
- Dobrze – odpowiedziałem. Nagle przypomniało mi się coś, o co koniecznie chciałem zapytać. - Co do tej pracy... Może mógłbym w jakiś sposób z tym festynem?
Czarny basior uśmiechnął się słysząc moje słowa.
- Oczywiście. Chciałbyś robić coś konkretnego?
Zamyśliłem się. W sumie nie wiedziałem, co mógłbym robić. Chciałem mieć w to wszystko spory wkład, jednak nie znałem swoich talentów na tyle dobrze, żeby wiedzieć czy nadawałbym się na jakieś stanowiska rozrywkowe. Poza tym... Byłem nowy i trochę obawiałem się, w jaki sposób zostanę przyjęty przez innych członków. Tak, to zdecydowanie odpada.
- Może mógłbym w jakiś sposób stale pomagać? Organizacja i te sprawy?
- Masz na myśli technika? - zapytał, a gdy zobaczył moją minę wyrażającą czyste niezrozumienie, dodał: – Technicy są odpowiedzialni za między innymi za wystrój. Kiedy kucharzom czegoś zabraknie, muszą to przynieść. Pilnują porządku i ładu.
- Tak, to chyba to.
- W porządku. Myślę, że znajdzie się dla ciebie jakaś praca. Technicy zawsze mają dużo do roboty – mówił samiec. W pewnej chwili zobaczyłem, że coś mu się przypomniało. - Znasz już Magnusa. Jest jednym z techników. Myślę, że w razie czego chętnie ci pomoże.
Stłumiłem jęknięcie. Czy mój pobyt w tej watasze równał się ciągłemu spędzania czasu z Panem Idealnym? Nie na to się pisałem...
Chciałem jakoś delikatnie wytłumaczyć Hitamowi, że to może się nie sprawdzić, ale nawet nie miałem takiej okazji. Alfa zwrócił się już w stronę mojej przyjaciółki, która dotychczas siedziała tak cicho, że prawie zapomniałem o jej obecności. Trudno, chyba przeżyje z tym całym Magnusem. Jest też szansa, że on również.
– Torance, chciałbym żebyś znalazła Asowi jakąś wolną jaskinię. Następnie wróć tutaj i zdaj w końcu ten nieszczęsny raport. Och, i wybacz, że cały dzień cię tak ganiam.
- Nic się nie stało, Hitamie – schyliła łeb w lekkim ukłonie, a następnie spojrzała na mnie. – Asgrim, chodź.
- Musisz pełnym imieniem? - jęknąłem krzywiąc się.
- Tak.
Westchnąłem ciężko i pożegnawszy się z Hitamem, wyszedłem z jaskini. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, Tori wyprzedziła mnie. Mruczała coś pod nosem w czystym skupieniu. Widocznie miała problem z przypomnieniem sobie, gdzie może znaleźć jakąś niezamieszkaną grotę. Po jakimś – moim zdaniem zdecydowanie zbyt długim – czasie podskoczyła i ruszyła szybkim tempem w jakąś stronę. Co miałem innego zrobić jak nie popędzić za nią?

- To chyba tutaj.
Tori wskazała łapą na jedną z jaskiń. Żeby móc się jej przyjrzeć, musiałem podnieść lekko łeb. Podobnie jak Jaskinia Alf znajdowała się na lekkim – chociaż nie tak dużym jak przy jaskini Hitama i Suzanny - podwyższeniu względem innych. Jednak ścieżka do niej prowadząca nie była tak szeroka i dobrze wydeptana. O ile wąską dróżkę wiodącą przez niezarośnięte jeszcze krzaki można było nazwać ścieżką. Widać było, że poprzedni właściciel albo odszedł stąd dawno temu, albo nie miał zbyt często gości.
Zaciekawiony ruszyłem w stronę jaskini. Gałązki krzaczków ocierały się o moje łapy, ale prawie tego nie zauważałem. Jedyne co mnie w tamtej chwili interesowało, to moje nowe lokum. Kiedy w końcu wspiąłem się na ten pagórek, przeszedłem przez stosunkowo niskie wejście. Mijając je bałem się, że przywalę o nie łbem, co na szczęście się nie wydarzyło. Otwór kończył się niewiele powyżej czubków moich uszu.
Wewnątrz grota była raczej niewielka, jednak nie przeszkadzało mi to. Jak dla mnie była wystarczająca. W końcu miałem miejsce, gdzie mógłbym się wygodnie umieścić i nadal zostawało trochę miejsca na moje osobiste przedmioty, których tak właściwie w ogóle nie miałem.
Co prawda dostrzegłem kilka pajęczyn, ale nieszczególnie mnie to obchodziło. Pająki też zwierzęta, jeśli będą wyłapywać co gorsze owady, to mogą zostać – pomyślałem uśmiechając się lekko.
- I jak ci się podoba?
Odwróciłem się do mojej przyjaciółki. Oczy wilczycy błyszczały się radośnie, a na pysku widniał uśmiech. Nie wiedziałem jak długo tutaj była. Może cały czas szła tuż za mną?
- Jest idealna.

Uwagi: Brak.

czwartek, 26 lipca 2018

Od Torance "Czarne chmury imigrują do nas jak uchodźcy" cz. 6

Listopad 2019r.
Moje rozmowy z Moone tego dnia były dość... mało interesujące. Wilczyca bez Aokigahary wydawała się być znacznie bardziej nieprzyjemna, niż zwykle. Niby nic się nie zmieniło, ale jednak wyczuwałam jej niechęć względem mnie. Stosunkowo szybko zrozumiałam, że ta tolerowała mnie jedynie ze względu na Aoki. Kiedy byłyśmy z Shenem ciężej było to odczuć, bo przy nim Moone zawsze była bardziej powściągliwa. Jak widać przy mnie sytuacja wyglądała podobnie...
Było mi przykro z tego powodu. Myślałam, że mam koleżankę, a teraz okazało się, że ta tak naprawdę nieszczególnie mnie lubiła. Koniec końców siedziałyśmy niedaleko siebie jak zawsze, ale rozmowy się nie kleiły. Po jakimś czasie całkiem zabrakło nam tematów.
Natomiast Shen jak zwykle starał siedzieć jak najbliżej Navri. Wydawał się bardzo z siebie zadowolony, bo mała wilczyca od jakiegoś czasu częściej zgadzała się na spędzanie z nim czasu.
W wolnych chwilach przyglądałam się im z zainteresowaniem. Shen co rusz próbował z nią porozmawiać. A kiedy mała obdarzyła go uśmiechem lub chociaż mu odpowiedziała, samiec z pewnością był najbardziej szczęśliwym szczeniakiem na świecie.
W sumie to pomimo znacznej różnicy wieku, mogliby być całkiem uroczą parą. Zresztą, Shen i tak był dziecinny jak na swój wiek, a Navri z kolei była nad wyraz dojrzała. Czasem miałam wrażenie, że jest ona najmądrzejsza z nas wszystkich. Nigdy nie mieszała się w żadne spory, ogólnie niewiele mówiła, więc wszystkie szczenięce dramaty zdawały się ją omijać. Wydawała się być z tego całkiem zadowolona.
Kilkakrotnie kusiło mnie, żeby podejść i porozmawiać z tą dwójką, jednak się nie odważyłam. Bałam się ich reakcji. Niby Navri nie miałaby nic przeciwko temu, żebyśmy porozmawiały, a Shen zdawał odnosić się do mnie znacznie milej niż przed naszą akcją ratunkową, ale i tak miałam duże obawy. W końcu kolegowałam się z Aoki, a ta nie cieszyła się zbyt dużą sympatią u tej dwójki...
Moje rozmyślania przerwał głos Suzanny, która oznajmiła nam, że lekcja się skończyła i możemy już iść.
- Pójdę zapytać Shena, dobra? - niemal od razu zwróciłam się do Moone.
Wilczyca mruknęła coś na znak zgody i wstała lekko się przy tym przeciągając.
- Będę u Aoki – powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wyjścia z naszej polany.
Westchnęłam cicho i podeszłam do Shena, który w dalszym ciągu próbował zagadać białą samicę. Głupio było mi przerywać ich rozmowę – o ile tak można było nazwać długie wypowiedzi basiora i oszczędne słowa Navri – ale nie miałam wyjścia. I tak zwlekałam z tym bardzo długo.
- Shen?
Samiec – zresztą podobnie jak jego towarzyszka - zastrzygł uszami i zwrócił łeb w moją stronę.
- Tak? - w jego głosie bez trudu można było dostrzec zdziwienie i zainteresowanie.
- Chciałbyś iść zobaczyć jak miewa się Aoki?
Basior w pierwszej chwili spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale już po chwili się zreflektował i zaczął zastanawiać. Ja natomiast czułam jak robi mi się głupio. Przecież nie ma szans, żeby się zgodził.
- Chyba powinienem, prawda? - westchnął głośno.
- Jak chcesz. Do niczego cię nie zmuszam.
Shen ponownie westchnął i zerknął na Navri, która stała pozornie niewzruszona. Widziałam jednak w jej oczach tłumioną ciekawość. No tak, ona o niczym nie wiedziała. Przydałoby się jej to wytłumaczyć w najbliższym czasie...
- Dobra. Pójdę – odezwał się w końcu samiec. - Do jutra, Navri.
- Cześć – uśmiechnęłam się lekko do samicy, która jedynie pokiwała nam głową i poszła w swoją stronę.
- Nie spodziewałam się, że się zgodzisz – powiedziałam po dłuższej ciszy.
Basior zmarszczył brwi.
- Czemu?
- Z tego co wiem, nieszczególnie lubisz Aoki. Zresztą tak samo jak mnie oraz Moone.
Słysząc to, roześmiał się, jednak w jego głosie nie dostrzegłam ani odrobinki rozbawienia.
- Wiesz w ogóle dlaczego? - spytał sucho.
Pokręciłam łbem. Nie miałam pojęcia. Odkąd dołączyłam do tej watahy, ta trójka nie dogadywała się zbyt dobrze. A kiedy pytałam o to Aoki i Moone, te odpowiadały mi zawsze w podobny sposób: „Shen to kretyn. Nie warto się z nim zadawać”. A ze względu na to, że jako pierwsze wyciągnęły do mnie pomocną łapę, wierzyłam im i nie dopytałam więcej. Widocznie nie było o czym mówić.
Jednak w tej chwili Shen zbudził dawno uśpioną ciekawość.
- Nie chciały mi powiedzieć, a z tobą... Powiedzmy, że nie rozmawiałam zbyt wiele, o ile nie liczyć obrażania się wzajemnie – skrzywiłam się.
- Nic dziwnego, że ci nie mówiły – westchnął. - To ten moment, w którym powinienem ci wszystko wyjaśnić, nie?
- Tak, chyba tak – pokiwałam łbem.
Basior ponownie westchnął, jednak nic nie powiedział. Wydawał się być całkowicie pogrążony w myślach. Obawiając się, że odzywając się przerwę naszą cienką nić porozumienia, milczałam.
Po jakimś czasie, Shen przerwał ciszę, która między nami zagościła. Gdy przemówił, jego głos brzmiał całkowicie inaczej niż zwykle. Brakowało w nim rozbawienia i kpiny, tak typowej dla niego.
- Kiedy dołączyłem, bardzo mi się podobały. Zwłaszcza Aoki. Chciałem się z nimi zaprzyjaźnić, jednak na każdą moją próbę, reagowały niechęcią. Ba, były po prostu niewyobrażalnie chamskie. Moone od początku nawet nie udawała, że mnie lubi. Natomiast Aokigahara... - zamilkł na chwilę - Któregoś dnia zebrałem się na odwagę i zapytałem, czy moglibyśmy się spotkać. Zgodziła się. Czekałem na nią cały wieczór i jak pewnie się domyślasz, nie przyszła. Od tego czasu zaczęły mnie jeszcze bardziej prześladować, a ja nie mogłem przecież pozwolić się poniżać. Musiałem się bronić.
Nie wiedziałam kiedy, ale w którymś momencie jego opowieści poczułam łzy w oczach. Było mi go tak mocno żal... Czułam, że nie kłamał i to jeszcze bardziej mnie poruszyło. Zwierzył się mi, przyjaciółce wader, które się nad nim znęcały.
- Jeny, Shen... Nie miałam pojęcia. Przepraszam...
- Przepraszasz? Za co? - zamrugał ze zdezorientowaniem.
- Za wszystko. Miałam cię za dupka. Trzymałam ich stronę, chociaż nie wiedziałam nic o tym wszystkim. Zachowałam się jak idealna przedstawicielka mojego gatunku, jeżeli wiesz, co mam na myśli.
- Może trochę – roześmiał się basior, a ja mu wtórowałam – Też nie zachowałem się w porządku. Kiedy zobaczyłem, że dogadujesz się dobrze z tamtymi dwoma, poczułem do ciebie ogromną niechęć. Stwierdziłem, że musisz być taka jak one, tak naprawdę w ogóle cię nie znając. Nawet nie wyobrażasz sobie jak trudno jest przyznanie się do błędu.
- Błędu? - powtórzyłam zdezorientowana. Totalnie się zgubiłam w tym wszystkim.
Co tu się odwala? - pomyślałam.
Godzisz się ze Skrzydlatym... - uraczył mnie odpowiedzią As.
Pokręciłam łbem z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo.
- Musisz wszystko utrudniać? - westchnął samiec. Wydawał się być zirytowany, jednak nietrudno było dostrzec, że jedynie udawał – Tak, do błędu. Możliwe, że nie jesteś aż tak zła, jak myślałem. Zadowolona?
- Zadowolona – roześmiałam się – Ty również. Chociaż mogłeś darować sobie te wszystkie uwagi względem mojego pochodzenia. To nie było za miłe...
- Och, no tak. Przepraszam? Może zaczniemy wszystko od nowa, co?
- Spoko. W takim razie... Tori jestem – zatrzymałam się i wyciągnęłam łapę w stronę samca.
- Shen – basior również wyciągnął swoją. Zderzyliśmy się lekko łapami naśladując ludzkie powitanie, które czasem można było dostrzec u wilków zmieniających się w ludzi. Oboje uśmiechaliśmy się szeroko.
- Ciekawe ile wytrzymamy bez kłócenia się. Obstawiam jeden dzień.
- Aż tyle? Jeszcze dzisiaj pokłócimy się przynajmniej raz! - zawołał samiec.
- No już bez przesady. Zostawmy ten jeden dzień spokoju.
- Nie da rady.
- Niby dlaczego?
- Bo się nie da.
- Nieprawda.
- Prawda. Już teraz się kłócimy, zauważyłaś?
Zrobiłam głupią minę. Miał rację, ale postanowiłam tego nie przyznać, więc tylko prychnęłam. Shen widząc moje niezadowolenie, roześmiał się.
- Chodź lepiej, co? Moonia pewnie za nami tęskni – powiedział, kiedy się opanował.
Pokiwałam głową. Tak, z pewnością bardzo się niecierpliwiła.
- Za tobą w szczególności – uśmiechnęłam się, żeby basior nie odebrał tego w zły sposób.
- Oczywiście, że tak – mruknął i ruszył biegiem w stronę Wilczego Szpitala.
Roześmiałam się cicho i pobiegłam za moim nowym kolegą. Byłam naprawdę szczęśliwa z tego obrotu akcji...

C.D.N.

Uwagi: Brak.

środa, 25 lipca 2018

Podsumowanie maja i czerwca

Oto i jest jedno z najbardziej spóźnionych podsumowań w dziejach WMW. Możecie mi poklaskać. Zrobiłam je mimo, że minęło dużo czasu minęło od początku lipca dlatego, by Wam nie uniemożliwiać zgarnięcia dodatkowego bonusu za stanowiska, czy też przywileju automatycznego wpisania przeze mnie usprawiedliwienia za niepisanie w lipcu.
Tym razem jednak nie będę się jakoś bardzo rozpisywać, gdyż za kilka dni (mam nadzieję) pojawi się kolejne podsumowanie, gdzie postaram się bardziej rozpisać. Mogę jednak powiedzieć, że wynik z przynajmniej czerwca jest naprawdę ładny i chciałabym specjalnie wyszczególnić za dokonania osoby... A zresztą możecie zobaczyć w rozpisce "kto ile napisał" poniżej dokładne wyniki. Zalecałabym specjalne podziękowania dla właścicieli tych wilków. Kilka innych osób (w tym ja... wybaczcie!) z kolei powinno dostać porządnego kopa w tyłek za to obijanie się. Szczególnie, że połowę z nich widuję na czatach na co dzień i widzę, że nic nie robicie. Nie będzie tak dobrze! Skoro ja mam zamiar wziąć się w garść, to Wy też powinnyście.
Do zobaczenia w kolejnym podsumowaniu!
Pozdrawiam, Suzanna/Hitam/Kai/Joel

Zapraszam na moje trzy inne blogi:
(o ile oczywiście ktoś ma sporo czasu i będzie nadal aktywny i tu, i tam)
Cyberpunk: Jeden z moich najnowszych i za razem aktywny blog w klimacie cyberpunk. Ma dość aktywną fabułę, gdyż prowadzę ją niemal nieustannie, więc sądzę, że jest to dość ciekawe jeśli chodzi o strony tego typu. Każda nowa osoba odgrywa bardzo ważną rolę w akcji. PILNIE POSZUKIWANI NOWI CZŁONKOWIE!
Klany Kotów Magicznego Kryształu: Cztery kocie klany w klimatach książek Erin Hunter pt. "Wojownicy". Niezwykle klimatyczne miejsce. Blog nie całkiem mój, bo jestem tam wyłącznie moderatorem oraz przywódcą Klanu Deszczu. POSZUKIWANI CHĘTNI DO DOŁĄCZENIA!
Wataha Purpurowej Róży: Choć blog jeszcze nie jest ukończony, poszukujemy chętnych do dołączenia. Może to zmotywuje nas do kończenia tej strony, która swoją drogą prezentuje się dość obiecująco. Blog powiązany fabularnie z WMW. POSZUKIWANI CHĘTNI DO DOŁĄCZENIA!

Ponadto zapraszam do korzystania z zapoznania oraz innych przygód. Przypominam również o konkursach.

*****************************
Leniwe Alfy:
Suzanna: 0
Hitam: 0
---------------------------------------------
Gaja: 8 (+2 = 10)
Lind: 7 (+1 = 8) <-- Beta
Navri: 3 (+2 = 5)
Bona Caeli: 2 (+1 = 3) <--- Gamma
Torance: 1 (+2 = 3) <--- Delta
Joel Treunis: 1 (+2 = 3)
Magnus Arvid Eriksen: 1 (+2 = 3)

Aokigahara: 0 (+3 = 3)
Asgrim: 2
Dante: 1 (+0 = 1)
Stella: 0 (+1 = 1)
Leah: 0 (+0 = 0)
Karou: 0 (+0 = 0)
Manahane: 0 (+0 = 0)
Yuki: 0 (+0 = 0)
Kai: 0 (+0 = 0)
Aurelliah: 0 (+0 = 0)
Sohara: 0 (+0 = 0)
Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.

Okres próbny ukończyli:
Magnus: 1 (3) (masz czas do 10.08 na napisanie 2 op.!)
Gaja: 8 (10)
**********
Asgrim: 2

Skreślone są te, które nie przeszły. Wilki, które napisały poniżej 4 op. i są dość długo na watasze zostają wyrzucone, a te mające powyżej 4 op. są już pełnoprawnymi członkami. Zaznaczone na fioletowo mają drugą szansę.
Tak, ilość napisanych op. podczas okresu próbnego też ma znaczenie! 

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa. 

wtorek, 24 lipca 2018

Loteria do 03.08

Loteria będzie się odbywać regularnie co 5 dni (wtedy również pojawią się wyniki z poprzedniego losowania), a losy można zakupić zwyczajnie informując mnie o tym. Nie istnieje limit, ile kto może ich zakupić, jednak ograniczająca może być dostępna ilość.
Startowo jest to 6 małych, 4 średnie i 2 duże, jednak kolejne można odblokować pisząc opowiadania na festyn. Nie ważne kto, grunt, byleby ktoś. 1 op. = +3 małe, +2 średnie i +1 duży do zakupu możliwego dla każdego z członków stada.
Nie ma pustych losów, a wygrać można naprawdę wiele rzeczy: nie tylko SG, towarzyszów, punkty doświadczenia, pożywienia czy magiczne przedmioty, ale także całkowicie nowe obiekty, których nie można normalnie zdobyć. Zawartość losów przewyższa koszt losu.
Nie musicie się martwić o oszustwo z mojej strony, bo numerki przeznaczane wszystkim postaciom losuję, a listę nagród stworzyłam już wcześniej. Co prawda wyniki znam prędzej, ale oczywiste jest, że nie zdradzę - ot, tajemnica zawodowa.

Wyniki poprzedniej loterii
Magnus
1x mały los: 20 pkt. pożywienia

Joel
1x średni los: koń z Sho, samica

Aktualne losowanie
Małe losy (10 SG)
Numerek 19: wolny
Numerek 22: wolny
Numerek 23: wolny
Numerek 26: wolny
Numerek 28: wolny
Numerek 29: wolny
Numerek 32: wolny
Numerek 33: wolny
Numerek 34: Joel
Numerek 35: wolny
Numerek 36: wolny
Numerek 37: wolny
Numerek 38: wolny
Numerek 39: wolny
Numerek 40: wolny
Numerek 41: wolny
Numerek 42: wolny

Średnie losy (25 SG)
Numerek 14: wolny
Numerek 17: wolny
Numerek 20: wolny
Numerek 21: wolny
Numerek 23: Joel
Numerek 24: wolny
Numerek 25: wolny
Numerek 26: wolny
Numerek 27: wolny
Numerek 28: wolny

Duże losy (50 SG)
Numerek 11: Joel
Numerek 12: wolny
Numerek 13: wolny
Numerek 14: wolny

poniedziałek, 23 lipca 2018

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 16

Maj 2020 r.
Po lekcjach poszłyśmy w Góry, by tam upolować najbardziej tłustą kozicę, jaką tylko znajdziemy. Sakura jak się okazało miała najlepszy węch, a jako, że już na lekcjach polowania zdołała poznać zapach każdej z jadalnych zwierząt zamieszkujących nasze tereny, postanowiła robić nam za przewodnika. Poruszałyśmy się cicho, niemal bezszelestnie, a kiedy któraś z nas wydawała zbyt głośne dźwięki, natychmiast dawałam o tym znać. Mój słuch był zdecydowanie najlepszy.
Ostatecznie trafiłyśmy na nie za duże stadko. Sakura nie wyglądała na przekonaną o słuszności mojego pozornie szalonego planu, ale nie mogła mieć pojęcia o tym, że tak naprawdę moje zdolności, w tym polowania, były lepsze niż by się mogło zdawać.
- To którą bierzemy? - zapytała cicho Torance. Wskazałam ruchem głowy największą kozicę, która pasła się nieopodal jeszcze nie zdatnych do jedzenia jagód, idealnie tyłem do nas. Koleżanki cicho się do niej zbliżyły, najbardziej jak tylko mogły. Ja byłam już wystarczająco blisko i jednocześnie w strategicznym punkcie, więc nie ruszyłam się z miejsca.
Pierwsza wyruszyła Sakura, która jako, że była z nas najsłabsza, miała jedynie ją nastraszyć. Kolejna rzuciła się Torance, a na końcu ja. Swoją pracę wykonałam w rekordowym tempie. Nim się obejrzały już była martwa. Ze spokojem usiadłam na ziemi. Musiałam być brudna od krwi. Torance i Sakura zbliżyły się do mnie z rozdziawionymi w zdumieniu pyskami. Pokręciłam tylko głową, dając znak, by o nic nie pytały.
- Idę się umyć. Idźcie już z tym do jaskiń. Spotkamy się po drodze.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Ruszyły niepewnie w swoim kierunku, a ja w swoim. Wymyłam się w nie za dużym górskim stawie. Woda była zimna, ale za to widoki piękne... Czułam się jakbym pływała w chmurach. Niewiele brakowało, a bym się zasiedziała o chwilę zbyt długo. Kiedy opłukałam krew, wyszłam, otrzepałam się i pogalopowałam do koleżanek. Nie zdążyły zajść za daleko, miały problem z przeniesieniem prezentu. Z moją pomocą poszło to znacznie sprawniej.
Ostatecznie dotarłyśmy na miejsce. Byłyśmy w porę. Shen już czekał odrobinę zniecierpliwiony przy wejściu, a widząc kozicę jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Kiedy ją położyłyśmy przed nim i odśpiewałyśmy piosenkę urodzinową, której nauczyła nas wczoraj Torance, wciąż wyglądał na zdumionego.
- D-dziękuję - wymamrotał, a po chwili wahania wciągnął kozicę do środka. Musiał być pod wrażeniem.
Okazało się, że jaskinia była wystrojona, a Sohara siedziała w najodleglejszym kącie, tuż obok pokaźnego naczynia wypełnionego wodą, zapewne zabarwioną sokiem jakichś owoców. Było przygotowane również kilka upolowanych myszek, które zostały nabite na patyk, pewnie byśmy mogły je podpiec na ognisku, do tego jakieś prowizoryczne zabawki...
- I jak się podoba? - zapytał podekscytowany Shen.
- Wygląda super! - pochwaliła Torance.
- Kto ostatni przy piniacie, ten zgniłe jajo! - wrzasnęła Sakura.
Oczywiście tym zgniłym jajem byłam ja, bo w przeciwieństwie do pozostałych nie miałam chęci by biec jak oszalała.
***
Ostatecznie dzień spędziłyśmy całkiem miło. Bawiłam się zaskakująco dobrze, mimo, że wymyślone przez Shena i opiekunkę szczeniąt zabawy były skierowane raczej dla osób młodszych. Nigdy mnie to nie bawiło, ale z osobami, które lubiłam, było to jakieś... ciekawsze. Rzucaliśmy do celu, tańczyłyśmy w rytm (o ile jakikolwiek tam istniał) gwizdania Shena, wspominaliśmy pojedyncze głupoty, które nam się przytrafiły w ostatnim czasie, jedliśmy, piliśmy... Na końcu było ognisko przyrządzone przez jakiegoś wilka ognia, prawdopodobnie z Watahy Czarnego Kruka. Nie znałam go nawet z widzenia.
Gdy tak patrzyliśmy na ogień, Sakura przysnęła. Torance musiała ją budzić, by nie przypaliła sobie grzywki. Shen za to usiadł blisko mnie, w dodatku tak bardzo, że dotykaliśmy się ramionami. Nie przeszkadzało mi to. Oparłam się o niego głową. Zrobiło mi się jakoś ciepło na duchu. Aż dziwne, że początkowo nawet nie chciałam przychodzić na to całe przyjęcie, chcąc się w ten czas szkolić razem z tatą.


*Następnego dnia*
Poprzedniego dnia wróciłyśmy do siebie dość późno, więc na lekcji magii byłyśmy wykończone. Kai skwitował to lekkim uśmiechem. Prawdopodobnie doszły go słuchy o przyjęciu urodzinowym Shena, na którym siedziałyśmy do wieczora. Niewykluczone również, że przekazała mu to moja ciotka czy też nawet tata. W końcu z tego co słyszałam byli niegdyś jego uczniami i mieli całkiem niezły kontakt...
- Możecie leżeć, ale nie uśnijcie, proszę - Zaśmiał się. Odpowiedzieliśmy mu przeciągłym mruknięciem.
Tym razem lekcje odbyć się miały na Szczenięcej Polanie. Pogoda była całkiem dogodna, więc nie przeszkadzało nam szczególnie. Przynajmniej było nam ciepło w grzbiet, bo słońce akurat znajdowało się za nami. Słysząc ciche szuranie trawy, zastrzygłam uchem. Twierdząc po zapachu, to  tylko Kai się przemieszczał. Ta myśl mnie uspokoiła. Ponadto w tej chwili w mojej głowie pojawiła się myśl, że lekcje bez Shena to już nie to samo. Nigdy nie było aż tak spokojnie.
- Nikt z was, prócz Moone, którą dzisiaj zwolniłem z zajęć, nie zna swojej mocy - zaczął Kai - Nie ma jej tutaj dlatego, że miała to być lekcja czysto przeznaczona dla was: dla szczeniąt, które nawet nie wiedzą, w którym kierunku dążyć - zrobił krótką pauzę - Z waszych umysłów wyczytałem, że najsilniejsze moce niemal wszystkich będą mieć efekty kinetyczne.
- Niemal? - powtórzyła Torance.
- Niemal, bo za wyjątkiem ciebie. Powinnaś szukać w innym kierunku. Nie jest to żaden żywioł wody, ognia, powietrza, ziemi, czy innych takich. Zupełnie, jak w moim przypadku: mam żywioł umysłu, czasu, oraz jeszcze jeden, tym razem bardziej kinetyczny, ale nadal nieokreślony.
- Można stwierdzić, czy jaki będzie żywioł podstawowy? I jak pan to zrobił, że dało się określić? - pytała tym razem Aoki.
- Każdy ma wokół swojego umysłu aurę mocy o określonym natężeniu, o odpowiedniej barwie czy odczuciu. Jedne są ciepłe, inne chłodne, jeszcze inne się jakby magnetyzują, a pozostałe zdają się być pod tym względem neutralne. Chodzę już tyle lat po tym świecie, że nabrałem intuicji. Nie da się całkowicie precyzyjnie określić na tej podstawie, szczególnie, kiedy ta moc nie jest jeszcze aktywowana. Mogę jedynie przewidywać. Moce niekinetyczne mają słabszą aurę, lecz zwykle bardziej magnetyczną.
Mam moc kinetyczną... - powtórzyłam w myślach, mocniej zaciskając dotychczas zamknięte powieki. Próbowałam skupić się na próbie wyczucia własnej aury, na podstawie której Kai to określił, ale im dłużej próbowałam, tym bardziej pewna byłam, że nic z tego nie wyjdzie. Słyszałam o przypadkach zdolności wyczytywania tego bez żywiołu umysłu, ale albo ja się do tego nie nadawałam, albo robiłam to źle, albo po prostu miałam póki co za słabą moc.
Otworzyłam ślepia i popatrzyłam na nauczyciela. Akurat dyskutował z Torance na temat jego przewidywań na temat jej przyszłych zdolności. Mówił także, że nie użyje żywiołu czasu, by nie psuć nam, ani też sobie, niespodzianki.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.