Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 23 lipca 2018

Od Navri "Jestem młodsza, ale nie gorsza" cz. 16

Maj 2020 r.
Po lekcjach poszłyśmy w Góry, by tam upolować najbardziej tłustą kozicę, jaką tylko znajdziemy. Sakura jak się okazało miała najlepszy węch, a jako, że już na lekcjach polowania zdołała poznać zapach każdej z jadalnych zwierząt zamieszkujących nasze tereny, postanowiła robić nam za przewodnika. Poruszałyśmy się cicho, niemal bezszelestnie, a kiedy któraś z nas wydawała zbyt głośne dźwięki, natychmiast dawałam o tym znać. Mój słuch był zdecydowanie najlepszy.
Ostatecznie trafiłyśmy na nie za duże stadko. Sakura nie wyglądała na przekonaną o słuszności mojego pozornie szalonego planu, ale nie mogła mieć pojęcia o tym, że tak naprawdę moje zdolności, w tym polowania, były lepsze niż by się mogło zdawać.
- To którą bierzemy? - zapytała cicho Torance. Wskazałam ruchem głowy największą kozicę, która pasła się nieopodal jeszcze nie zdatnych do jedzenia jagód, idealnie tyłem do nas. Koleżanki cicho się do niej zbliżyły, najbardziej jak tylko mogły. Ja byłam już wystarczająco blisko i jednocześnie w strategicznym punkcie, więc nie ruszyłam się z miejsca.
Pierwsza wyruszyła Sakura, która jako, że była z nas najsłabsza, miała jedynie ją nastraszyć. Kolejna rzuciła się Torance, a na końcu ja. Swoją pracę wykonałam w rekordowym tempie. Nim się obejrzały już była martwa. Ze spokojem usiadłam na ziemi. Musiałam być brudna od krwi. Torance i Sakura zbliżyły się do mnie z rozdziawionymi w zdumieniu pyskami. Pokręciłam tylko głową, dając znak, by o nic nie pytały.
- Idę się umyć. Idźcie już z tym do jaskiń. Spotkamy się po drodze.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Ruszyły niepewnie w swoim kierunku, a ja w swoim. Wymyłam się w nie za dużym górskim stawie. Woda była zimna, ale za to widoki piękne... Czułam się jakbym pływała w chmurach. Niewiele brakowało, a bym się zasiedziała o chwilę zbyt długo. Kiedy opłukałam krew, wyszłam, otrzepałam się i pogalopowałam do koleżanek. Nie zdążyły zajść za daleko, miały problem z przeniesieniem prezentu. Z moją pomocą poszło to znacznie sprawniej.
Ostatecznie dotarłyśmy na miejsce. Byłyśmy w porę. Shen już czekał odrobinę zniecierpliwiony przy wejściu, a widząc kozicę jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Kiedy ją położyłyśmy przed nim i odśpiewałyśmy piosenkę urodzinową, której nauczyła nas wczoraj Torance, wciąż wyglądał na zdumionego.
- D-dziękuję - wymamrotał, a po chwili wahania wciągnął kozicę do środka. Musiał być pod wrażeniem.
Okazało się, że jaskinia była wystrojona, a Sohara siedziała w najodleglejszym kącie, tuż obok pokaźnego naczynia wypełnionego wodą, zapewne zabarwioną sokiem jakichś owoców. Było przygotowane również kilka upolowanych myszek, które zostały nabite na patyk, pewnie byśmy mogły je podpiec na ognisku, do tego jakieś prowizoryczne zabawki...
- I jak się podoba? - zapytał podekscytowany Shen.
- Wygląda super! - pochwaliła Torance.
- Kto ostatni przy piniacie, ten zgniłe jajo! - wrzasnęła Sakura.
Oczywiście tym zgniłym jajem byłam ja, bo w przeciwieństwie do pozostałych nie miałam chęci by biec jak oszalała.
***
Ostatecznie dzień spędziłyśmy całkiem miło. Bawiłam się zaskakująco dobrze, mimo, że wymyślone przez Shena i opiekunkę szczeniąt zabawy były skierowane raczej dla osób młodszych. Nigdy mnie to nie bawiło, ale z osobami, które lubiłam, było to jakieś... ciekawsze. Rzucaliśmy do celu, tańczyłyśmy w rytm (o ile jakikolwiek tam istniał) gwizdania Shena, wspominaliśmy pojedyncze głupoty, które nam się przytrafiły w ostatnim czasie, jedliśmy, piliśmy... Na końcu było ognisko przyrządzone przez jakiegoś wilka ognia, prawdopodobnie z Watahy Czarnego Kruka. Nie znałam go nawet z widzenia.
Gdy tak patrzyliśmy na ogień, Sakura przysnęła. Torance musiała ją budzić, by nie przypaliła sobie grzywki. Shen za to usiadł blisko mnie, w dodatku tak bardzo, że dotykaliśmy się ramionami. Nie przeszkadzało mi to. Oparłam się o niego głową. Zrobiło mi się jakoś ciepło na duchu. Aż dziwne, że początkowo nawet nie chciałam przychodzić na to całe przyjęcie, chcąc się w ten czas szkolić razem z tatą.


*Następnego dnia*
Poprzedniego dnia wróciłyśmy do siebie dość późno, więc na lekcji magii byłyśmy wykończone. Kai skwitował to lekkim uśmiechem. Prawdopodobnie doszły go słuchy o przyjęciu urodzinowym Shena, na którym siedziałyśmy do wieczora. Niewykluczone również, że przekazała mu to moja ciotka czy też nawet tata. W końcu z tego co słyszałam byli niegdyś jego uczniami i mieli całkiem niezły kontakt...
- Możecie leżeć, ale nie uśnijcie, proszę - Zaśmiał się. Odpowiedzieliśmy mu przeciągłym mruknięciem.
Tym razem lekcje odbyć się miały na Szczenięcej Polanie. Pogoda była całkiem dogodna, więc nie przeszkadzało nam szczególnie. Przynajmniej było nam ciepło w grzbiet, bo słońce akurat znajdowało się za nami. Słysząc ciche szuranie trawy, zastrzygłam uchem. Twierdząc po zapachu, to  tylko Kai się przemieszczał. Ta myśl mnie uspokoiła. Ponadto w tej chwili w mojej głowie pojawiła się myśl, że lekcje bez Shena to już nie to samo. Nigdy nie było aż tak spokojnie.
- Nikt z was, prócz Moone, którą dzisiaj zwolniłem z zajęć, nie zna swojej mocy - zaczął Kai - Nie ma jej tutaj dlatego, że miała to być lekcja czysto przeznaczona dla was: dla szczeniąt, które nawet nie wiedzą, w którym kierunku dążyć - zrobił krótką pauzę - Z waszych umysłów wyczytałem, że najsilniejsze moce niemal wszystkich będą mieć efekty kinetyczne.
- Niemal? - powtórzyła Torance.
- Niemal, bo za wyjątkiem ciebie. Powinnaś szukać w innym kierunku. Nie jest to żaden żywioł wody, ognia, powietrza, ziemi, czy innych takich. Zupełnie, jak w moim przypadku: mam żywioł umysłu, czasu, oraz jeszcze jeden, tym razem bardziej kinetyczny, ale nadal nieokreślony.
- Można stwierdzić, czy jaki będzie żywioł podstawowy? I jak pan to zrobił, że dało się określić? - pytała tym razem Aoki.
- Każdy ma wokół swojego umysłu aurę mocy o określonym natężeniu, o odpowiedniej barwie czy odczuciu. Jedne są ciepłe, inne chłodne, jeszcze inne się jakby magnetyzują, a pozostałe zdają się być pod tym względem neutralne. Chodzę już tyle lat po tym świecie, że nabrałem intuicji. Nie da się całkowicie precyzyjnie określić na tej podstawie, szczególnie, kiedy ta moc nie jest jeszcze aktywowana. Mogę jedynie przewidywać. Moce niekinetyczne mają słabszą aurę, lecz zwykle bardziej magnetyczną.
Mam moc kinetyczną... - powtórzyłam w myślach, mocniej zaciskając dotychczas zamknięte powieki. Próbowałam skupić się na próbie wyczucia własnej aury, na podstawie której Kai to określił, ale im dłużej próbowałam, tym bardziej pewna byłam, że nic z tego nie wyjdzie. Słyszałam o przypadkach zdolności wyczytywania tego bez żywiołu umysłu, ale albo ja się do tego nie nadawałam, albo robiłam to źle, albo po prostu miałam póki co za słabą moc.
Otworzyłam ślepia i popatrzyłam na nauczyciela. Akurat dyskutował z Torance na temat jego przewidywań na temat jej przyszłych zdolności. Mówił także, że nie użyje żywiołu czasu, by nie psuć nam, ani też sobie, niespodzianki.

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz