Grudzień 2020 r.
Zima nastała niespodziewanie szybko. Po tych wszystkich katastrofach, które nastąpiły po powodzi spokojny grudzień był idealną odskocznią. Woda wyschła, a zamiast niej zalegał śnieg. Mimo, że był niewyobrażalnie zimny, to od biedy wolałam to, niż nigdy nie znikający staw, a raczej jezioro u stóp Góry. Lekcje co prawda odbywały się na zmianę albo w jaskini Alf, albo w jaskini Yuki, albo w jaskini Kai'ego, ale i tak wizja zalanej watahy była przygnębiająca. Znowu rzadziej widywałam się z koleżankami, aż w końcu doszło do tego, że nie spotykałyśmy się w ogóle. Dlaczego? Torance dorosła, a Sakura odeszła. Miało to miejsce już na przełomie lata i jesieni. Teraz musiałam się zadowalać towarzystwem jedynie Aoki, która siedziała na lekcjach cicho, nie skora do nawiązania rozmowy ze mną. Może to i lepiej. Bez obstawy nie była już takim chojrakiem. Poniekąd mnie to bawiło. Moone również zdążyła dorosnąć i nas opuścić. Byłyśmy skazanie na wyłącznie własne towarzystwo.
Tym śmieszniejsze było, że Aoki była od jakiegoś czasu niższa ode mnie. Początkowo sądziłam, że zwyczajnie urosłam, ale po kilku dniach dotarło do mnie, że wyglądała jednocześnie młodziej. Dłuższe obserwacje uświadomiły mi, że Aoki mogła... cofnąć swój wiek. Nie miałam pojęcia po co, ale innego wyjaśnienia nie mogłam znaleźć. Wyglądała jak całkiem małe szczenię, dopiero co zaczynające swoją edukację w szkole. Po jednej z lekcji postanowiłam zapytać Kai'ego, czy moje podejrzenia są prawdą. Potwierdził. Ponadto objaśnił, że ze względu na tak młody wygląd będzie kontynuować naukę aż do momentu, aż nie będzie wyglądać jak pełnoletnia wadera. Myśl, że będzie się dłużej męczyć w szkole powodowała, że bawiło mnie to jeszcze bardziej, choć tradycyjnie starałam się tego nie okazywać. W końcu Aoki nienawidziła nauki. Jak to mawiają: karma zawsze wraca. Jej najwyraźniej wróciła w takiej, a nie innej formie. Doigrała się. Choćby po jej minie było widać, że wcale nie godziła się na to całe odmładzanie.
Ponadto zima i coraz krótsze dni skłoniły mnie do refleksji nad swoim wzrokiem. Wiedziałam co z nim jest nie w porządku - nie widziałam, gdy jest ciemno. Zaobserwowałam też, że wszystkim wilkom czarne kropki w oczach, zwane źrenicami, kurczyły się lub rozszerzały pod wpływem światła. Pokruszone fragmenty lustra w jaskini, w której mieszkałam wraz z tatą, pozwoliły mi zorientować się, że z moimi wcale się tak nie działo. Była to jakaś niezwykła wada wzroku... Inną posiadał niejaki Magnus. Nosił okulary. Tata mówił, że pozwalają mu one widzieć wyraźnie. Postanowiłam więc któregoś dnia się do niego udać. Z rozmowy z nim dowiedziałam się jednak, że nie jest w stanie mi pomóc, bo u niego wini nie brak rozszerzalności źrenicy, a kształt gałki ocznej. Obiecał jednak mi pomóc. Miałam nadzieję, że mnie odwiedzi, ale mijały tygodnie, a ja widywałam go tylko od czasu przechadzającego się ścieżkami Góry. Unikał mojego wzroku. Było mi z tego powodu odrobinę przykro, ale nie chciałam mu się narzucać. Może miał ważniejsze sprawy na głowie.
Tego dnia, idąc na lekcje, również go wypatrywałam. Miałam cichą nadzieję, że się miniemy, a on zacznie temat... Tak się jednak nie stało. Nawet go nie zobaczyłam. Rozczarowana zmierzyłam do jaskini Alf, gdzie miały się odbyć lekcje obrony. Wciąż przesiadywaliśmy w środku choćby ze względu na ziąb oraz wszechobecny śnieg. Hitam mówił, że ma około metr wysokości, cokolwiek miałoby to znaczyć. Dla mnie najistotniejsze było to, że się zapadałam w nim na tyle głęboko, że nie było mnie widać. Ścieżka w Górach była zaś udeptana tak bardzo, że żaden śnieg nie był mi straszny - po każdej z małych śnieżyc już jakiś wilk zawsze zdołał go rozgarnąć tak, że nie miałam najmniejszego kłopotu.
- Dzień dobry - oznajmiłam wypranym z uczuć głosem, kiedy tylko dotarłam na miejsce. W jaskini nie było nikogo oprócz Hitama i Suzanny. Właściwie nieszczególnie mnie to dziwiło. Wadera posłała partnerowi porozumiewawcze spojrzenie i zabierając jakąś szklaną buteleczkę w pysk, potruchtała na zewnątrz. Skupiłam wzrok na Hitamie. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Zdołaliśmy się poniekąd zaprzyjaźnić. Brak wilków w moim wieku, z którymi mogłabym porozmawiać spowodował, że moim towarzyszem do rozmów był albo tata, albo właśnie samiec Alfa. Nie przeszkadzało mu to chyba zbytnio. Zawsze kulturalnie odpowiadał na moje pytania, a czasem sam nawiązywał temat.
- Dzień dobry - odparł - Mijałaś może po drodze Aoki?
Pokręciłam przecząco głową. Rozczarowany wypuścił powietrze.
- Mam wrażenie, że zaspała. Mogłabyś, proszę, iść i ją obudzić?
Uniosłam brew, ale nie pytałam skąd ma takie przeczucie. Może miał moc z tym związaną. Kto wie? Ja swojej jeszcze nawet nie poznałam. Niespiesznie wyszłam na zewnątrz i od razu uderzył mnie chłód. Mimo, że moje futro było gęstsze niż kiedyś, to wciąż bywało to uciążliwe. To była chyba pierwsza zima, kiedy w końcu dorobiłam się sierści typowo zimowej. Może i dla niektórych mogło to wyglądać jak wyjątkowo żałosna podróbka, ale lepsze to niż nic.
Kiedy dotarłam do celu, zastałam Aoki zwiniętą w najodleglejszym kącie jaskini w kłębek. Rzeczywiście drzemała. Intuicja Hitama nie zawiodła. Zbliżyłam się ostrożnie. Wyglądała na zaskakująco kruchą w tym stanie. Jak zahipnotyzowana stanęłam i wpatrywałam się w jej opadającą i unoszącą się na przemian klatkę piersiową. Śpiąca Aoki. Była to dla mnie kompletna nowość. Usiadłam obok, po raz pierwszy uświadamiając sobie, że wcale nie mam ochoty iść na lekcje. Nawet jeśli były to lekcje z Hitamem. Chwila ta i widok był dla mnie na tyle dziwny, że nie chciałam go zbyt prędko tracić.
- Och, Aoki... - westchnęłam cicho. Wtedy poruszyła głową, brutalnie wybudzona ze snu. Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi z przerażenia oczyma.
- C-co to tu robisz? - zapytała drżącym głosem. Patrzyła na mnie nieufnie.
- Hitam kazał cię obudzić - odparłam bezbarwnym tonem.
- I dlatego siedziałaś tutaj i się gapiłaś...? - pytała, jeżąc futro. Nie była zachwycona. Zamiast tego pokręciłam głową, wstałam i oddaliłam się o pół kroku.
- Zbieraj się - rzekłam tylko. Aoki wciąż wpatrywała się we mnie z serdeczną nienawiścią, ale zignorowałam to. Pospiesznie wykonała poranną gimnastykę i wyjątkowo nie układając swojego futerka, wyszła na zewnątrz.
- Teraz obrona, co nie? - zapytała. Potaknęłam. Powędrowała w górę ścieżki, więc szłam tuż za nią. Cały czas coś mnie zastanawiało w tej waderze, ale wciąż nie miałam pewności co takiego...
Hitam powitał nas uśmiechem i zaraz przystąpił do objaśniania nowych chwytów mających sprawić, że unikniemy napadnięcia od tyłu. Początkowo szło mi raczej średnio, ale później zorientowałam się dokładnie co i jak. Od wtedy już umiałam odeprzeć atak nie tylko mniejszej ode mnie Aoki, ale i również Hitama. Dopiero kiedy był zadowolony również z pracy drugiej uczennicy, przystąpił do tłumaczenia, co zrobić w razie próby ugryzienia w szyję przez innego wilka. To akurat opanowałam od razu, gorzej z Aoki. Nawet nauczyciel nie umiał jej objaśnić, co robi źle. Wtedy chyba po raz pierwszy się nad nią ulitowałam i sama to zrobiłam... Nie wyglądała na zachwyconą, że to akurat ja musiałam jej co nieco objaśnić, ale w końcu zobaczyłam postęp. Pojęła gdzie znajdował się jej błąd.
<C.D.N.>
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz