Lipiec 2021r.
Rozglądałem się po Wrzosowej Łące w poszukiwaniu stanowiska, które zajmowała moja przyjaciółka. Miałem małe problemy przez natłok wilków. W końcu nasza wataha była naprawdę liczna, a festyn był czymś bardzo wyjątkowym, więc nic dziwnego, że po jego terenach chodziło tak wiele wilków. Obserwowanie różnorodnych sylwetek należących do wilków, których imion nie znali nawet starsi członkowie, było czymś niesamowitym. Znałem większość wilków z części, do której sam należałem, jednak reszta była dla mnie całkowitą zagadką. A było ich tak wielu! Kilkakrotnie więcej niż nas.
W końcu dostrzegłem niewielką ladę ze starego konara oraz rozłożyste drzewo, a przy nim równie małą wilczycę o rudym, puchatym futrze. Uśmiechnąłem się lekko i skierowałem swoje kroki w tamtą stronę.
- Tori, hej! - zawołałem przechodząc między wilkami, które słysząc mój krzyk, spoglądały na mnie to z zaciekawieniem, irytacją lub po prostu obojętnością.
Wilczyca zdawała się mnie nie usłyszeć, ale równie dobrze mogła udawać. Ta samica miała czasem durne pomysły.
W końcu dopchałem się do stojącej do mnie tyłem wilczycy. Poprawiała właśnie artykuły, które sprzedawała.
- Cześć – powiedziałem klepiąc ją łapą w grzbiet. Wadera wzdrygnęła się i zdecydowanie zbyt szybko rzuciła w moją stronę. W jednej chwili normalnie stałem uśmiechając się szeroko, a w następnej leżałem na trawie przygnieciony silnymi łapami małej samicy - Tori, hej. To tylko ja.
Wadera potrząsnęła pyskiem i spojrzała na mnie zaskoczona.
- As? Co chciałeś?
- Porozmawiać po prostu. Jesteśmy jak na razie nieźle zapracowani i nie licząc prywatnych lekcji podczas których jedyne na czym się skupiasz to polowanie, niewiele rozmawiamy... - wytłumaczyłem uśmiechając się.
- Tak, masz rację...
- No jak zwykle – roześmiałem się, po czym poprosiłem trochę niepewnie – Mogłabyś ze mnie zejść? Proszę?
- Och, faktycznie. Przepraszam. Wystraszyłeś mnie – tłumaczyła nerwowo Torance. Słysząc to, nie mogłem opanować śmiechu. Była taka śmieszna, kiedy się zawstydziła.
Wypuściła mnie równie nerwowym ruchem, bo praktycznie odskakując ode mnie. Wstałem z ziemi i otrzepałem się. Następnie nie przestając się uśmiechać, puściłem jej oczko.
- Spokojnie. Nie przeszkadzało mi to szczególnie. Na szczęście jesteś lekka. Jeśli mnie nie zabijesz, to możesz to robić częściej.
- Idiota – mruknęła pod nosem przewracając oczami.
Postanowiłem udać, że nie słyszałem, w jaki sposób mnie nazwała. Zamiast tego rozsiadłem się tuż przy końcu lady. Tori po krótkim zastanowieniu również usiadła, tyle że po drugiej stronie.
- Opowiadaj, Młoda. Jak ci idzie praca sprzedawczyni? - wskazałem łapą na towar znajdujący się za nią.
- Nawet w porządku, chociaż chciałabym w końcu sprzedać te zwykłe artykuły. Albo ktoś przychodzi pytać o losy, albo o nagrody za zbieranie kart. Leah wspominała, że u niej sytuacja wygląda podobnie, zwłaszcza jeśli chodzi o losowanie. Zdaje się, że to właśnie zaoferowało najbardziej wilki.
Roześmiałem się.
- Dziwisz się? Ten dreszczyk emocji jest niesamowity! Co dostanę, czy warto było wydawać pieniądze na to? Jaka karta mi się trafi? Czy będzie to powtórka? - starałem się, żeby mój głos brzmiał najbardziej radośnie jak by mógł.
Tori przewróciła oczami, jednak na jej pysk i tak wkradł się uśmiech.
- Nie dziwię się. Sama próbowałam szczęścia, ale zdobyłam jedynie ozdoby, które nieszczególnie pasują do wystroju mojej jaskini. A ty już próbowałeś?
- Nie mam gwiazdek, ale kiedy uda mi się uzbierać odpowiednią kwotę z chęcią coś kupię. Ale najpierw chciałbym spróbować tych pyszności, które tworzą dla nas Karou i Sohara. Na samą myśl ślinka mi cieknie – powiedziałem wywalając język i wzdychając z rozmarzeniem.
- Niegłupie. Też muszę w końcu się tam wybrać.
- Możemy pójść razem, jeśli chcesz – zaproponowałem. Dopiero gdy Tori zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem, zmieszany pokręciłem pyskiem – Nie ciesz się tak, Mała. Przyjacielskie wyjście, nic więcej. Chociaż wiem, jak bardzo chciałabyś, żeby było inaczej.
Kiedy tylko skończyłem mówić, poczułem szturchnięcie pierś.
- Musisz mnie obmacywać? - mruknąłem rozbawiony, kiedy odzyskałem równowagę.
Tori zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem, jednak widziałem, jak ukrywa zawstydzenie. Byłem w jej głowie tyle razy, że raczej potrafiłem ją rozgryźć.
- Miało być w pysk, ale nie dosięgnęłabym – uśmiechnęła się słodko.
W odpowiedzi tylko prychnąłem i pokręciłem łbem z niedowierzaniem. Co za wadera...
- To idziesz czy nie?
Tori podniosła spojrzenie w niebo. Westchnęła teatralnie.
- Nie jest to oczywiste? Jasne, że tak – odpowiedziała – Ale tylko jako przyjaciele.
- Jeszcze czego? Nie jesteś w moim typie, Młoda – roześmiałem się, a moja przyjaciółka jedynie przewróciła oczami.
- Idealnie, bo ty w moim też nie. Jesteś zdecydowanie zbyt irytujący – mruknęła.
- Nie bardziej niż ty – wyszczerzyłem zęby w, jak miałem nadzieję, uroczym uśmiechu.
- Od kogoś się uczę.
- Na pewno nie ode mnie!
- Ty tak myślisz – widziałem jak próbuje nabrać powagi, co nie szło jej zbyt dobrze – W każdym razie... Jutro po twoim patrolu?
- Może być.
Między nami nastała cisza. Był to jednak ten szczególny rodzaj ciszy, gdy choć chcesz jeszcze porozmawiać, to nie wypowiadasz ani słowa. Było w niej coś takiego, co sprawiało, że nie chciałem jej przerywać. Czasem miło było trochę pomilczeć...
- Em... As?
Podskoczyłem słysząc głos mojej przyjaciółki. Oczywiście, ta wilczyca nie potrafiła być zbyt długo cicho i musiała, po prostu musiała, się odezwać.
- Psuja – mruknąłem, żeby mnie nie usłyszała. Tori widząc, że coś mówię posłała mi pytające spojrzenie. Ja natomiast jak przystało na bardzo prawdomównego samca, zmieniłem temat z uśmiechem na pysku – Coś nie tak?
- Jednak nieważne – odpowiedziała zmieszana.
Zmarszczyłem brwi. O co chodziło?
Wadera widząc moje zaciekawienie, pokręciła głową, dając mi znak, żebym nie pytał. Zmierzyłem ją wzrokiem i kiwnąłem. Jej szczęście, że nie miałem ochoty naciskać.
- Chyba będę już iść. Chciałbym skorzystać z tego, co oferuje nam festyn. Nie miałem zbytnio okazji. Do zobaczenia.
Tori nie odpowiedziała od razu. Zdawała się być myślami gdzieś bardzo daleko i kusiło mnie, żeby zobaczyć, co myśli, ale opanowałem się. Od jakiegoś czasu była niechętna, żebym wchodził do jej umysłu, a ja postanowiłem to uszanować. Sam też nie lubiłem, gdy ktoś czytał mi w myślach, a przecież potrafiłem się obronić. Ona była bezbronna.
- Tak, widzimy się potem – mruknęła po chwili.
Pokręciłem głową w zamyśleniu i jeszcze raz spojrzałem na przyjaciółkę. Samica nie odrywała wzroku od swoich łap. Jej wyraz pyska był nadzwyczaj poważny. Bez uśmiechu i błyszczących oczu, wydawała się być znacznie starsza. Martwiło mnie, że nie chciała powiedzieć, co się dzieje. Z doświadczenia wiedziałem jednak, że jeśli chciałem się czegoś dowiedzieć, musiałem dać jej czas. Cokolwiek to było, najpierw sama musi to przemyśleć
Westchnąłem cicho i odwróciłem się w stronę festynu. Postanowiłem nie martwić się zanadto, a za to cieszyć festynem. Miałem zamiar wypróbować kilka konkurencji i pozbierać karty, które tak zafascynowały innych. Byłem ciekaw, co w nich było, że tak wciągały wilki. No i miałem nadzieję na wygranie czegoś interesującego
C.D.N.
Uwagi: "Tori podniosła spojrzała w niebo westchnęła teatralnie." - gdzieś tu uciekła składnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz