Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

piątek, 2 stycznia 2015

Od Rose "Demony w snach, demony w duszy" cz. 2 (cd. chętny)

Rowy po łzach ciągnęły się w dół aż do końca mego pyska, ale same łzy już nie leciały. Futro na całym ciele było albo poplamione, albo pozlepiane przez błoto i deszcz. W kilku miejscach były poprzyczepiane rzepy i kilka igieł z krzewów. Mięśnie w moich łapach odmawiały posłuszeństwa po kilku dniach wegetowania. Wreszcie zatrzymałam się pod smukłą brzozą. Oddychałam szybko i płytko, a za chwilę zaczęłam kaszleć.
- Jeszcze tydzień i się wykończę. - zajrzałam do skórzanej torby, którą wzięłam z jaskini.
Woda, orzechy, kawałek suszonego łososia i trochę świeżej pokrzywy. Westchnęłam ciężko i usadowiłam się na wystającym, bardzo grubym korzeniu drzewa. Po oględzinach terenu, na którym akurat już nie wytrzymałam w biegu. Byłam niedaleko terenów watahy. Na horyzoncie złocisty dysk powoli zniżał się, aż w końcu zniknął na dobre. Włożyłam torbę pod korzeń, a sama skuliłam się i zasnęłam.
Obudził mnie radosny śpiew ptaków. Powoli otworzyłam znużone powieki i ziewnęłam przeciągle. Wreszcie się wyspałam. Prędko uwinęłam się ze skromnym, wegetariańskim śniadaniem (orzechy, listek pokrzywy) i zostawiając torbę pod drzewem wyruszyłam do małego lasku niedaleko łąki, na której rosło moje zbawienne drzewo. W lesie panowała głucha, dzwoniąca w uszach cisza. Jednak kiedy wciągnęłam powietrze w mój nos wdarł się silny zapach dzików. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Bezszelestnie podążyłam za wonią, aż dotarłam do niewielkiej polanki na której pasły się trzy małe warchlaki. Rozejrzałam się czujnie. Na szczęście matki nie było w pobliżu. Szybko rzuciłam na siebie zaklęcie niewidzialności i podeszłam cichutko do najtłustszego malucha, złapałam go za kark skręcając go przy okazji i pobiegłam w krzaki. Warchlak jeszcze trochę kwiczał, ale potem zwiotczał i stał się cięższy niż przedtem. Jakoś dowlokłam go do drzewa i pożarłam łapczywie. Po skończonym posiłku zaczęłam wyczepiać igły i rzepy z mojej sierści i czyścić je wodą. Kiedy skończyłam zabiegi, wyglądałam prawie jak ja. Z wyjątkiem podkrążonych oczu i przywiędłych róż w sierści. Nagle rozproszył mnie hałas. Wilk. Z mojej watahy.

<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz