Bawiłem się z moją małą córeczką , Sereną. Była jeszcze malutka.
Układałem z nią puzzle z kory, zrobione przeze mnie. W krzakach pojawił
się Tsume.
- Hej, Des - powiedział wesoło.
Mała podskoczyła z miejsca jak sprężyna i podbiegła do Tsu. Odruchowo, jak każde szczenię w jej wieku, przytuliła Tsume'a.
- Dzień dobry - puściła nogę Tsume'a.
- Witaj - odpowiedział Serenie.
- Przepraszam Tsu - przeprosiłem go.
- Nie ma za co. Jest jeszcze mała - nie wkurzył się nawet trochę.
Rozmawiałem tak z Tsume'em o męskich sprawach. Gadaliśmy chyba z dziesięć minut. Usłyszałem głos Nasari:
- Desoto? Chodź na obiad!- wrzasnęła.
- Muszę iść Tsu...Do ju... - przerwałem i wyciągnąłem oczy niemalże na wierzch.
- Co się stało? - zapytał pewien podejrzeń.
- Nie ma SERENY! - odwróciłem się nerwowo i przewaliłem przypadkowo basiora na ziemię.
- SERENA! - krzyczałem.
- Ucisz się, bo będziesz miał przechlapane od Nasari! Ty idź jej szukać, ja zagadam Nassy - wymyślił dobry pomysł.
- Okej - wbiegłem w krzaki.
<Tsume? Nasari? chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz