Wędrowałem wśród drzew rozmyślając nad różnymi życiowymi sprawami.
Myślałem nad przyszłością, swoim życiem i ogółem o duperelach, które
mało kogo ciekawią. Z braku jakichkolwiek pomysłów właśnie wędrowałem po
watasze bez sensu.
Słuchałem świergotu ptaków, które słychać było na błękitnym niebie, bez
skazy - o dziwo! - oraz w koronach drzew, które powoli zaczęły zmieniać
kolory na typowo jesienne. Tak... jesień zbliżała się ogromnymi korkami i
było to widać i czuć, noce coraz dłuższe a także pogoda się zmieniała.
Coraz więcej było deszczy i było coraz bardziej zimno.
Tak naprawdę jedyną porą roku jakiej nie lubiłem... była jesień.
Nienawidziłem chłodnych wiatrów i zmiennej pogody. Jedynie co
tolerowałem w tej porze roku to liście. Tak, właśnie - liście. Lubiłem
gdy z każdym dniem zmieniały kolor i spadały powoli na ziemię robiąc
kolorowy dywan.
Przechadzając się nawet nie zauważyłem, że wpadłam na wilka.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz