Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Asgrima "Zamek z duszą" cz. 1

Listopad 2021r
Był już późny wieczór, gdy postanowiłem trochę połazić po terenach. Zwykle jako wieczorne łażenie wystarczał mi zwykły patrol, ale tego dnia byłem zbyt zamyślony i nie odczuwałem jakiegoś wielkiego zmęczenia. Jeśli miałem grzecznie i normalnie zasnąć, to potrzebowałem jakiegoś wysiłku fizycznego. Chociaż minimalnie podobnego do tego sprzed jeszcze kilku tygodni.
Świat się kończył – tęskniłem za polowaniami, których lekcje ostatnio zostały zawieszone. Zajęcia u Młodej pomagały mi się zmęczyć i choć nie byłem nigdy w nich jakoś szczególnie wybitny i wątpię, by kiedykolwiek miało się to zmienić, to... Z każdym upolowanym zwierzątkiem czułem się lepszy, silniejszy i szczęśliwszy. Lubiłem ze wstydem i jednoczesną dumą wspominać o moich początkach, a teraz czekała mnie cała zima bez tego. No serio, jakiego trzeba mieć pecha, by zrezygnować z czegoś, co właśnie zaczęło sprawiać przyjemność?
Wiedziałem, że to nie była wina Tori, a jednak miałem do niej niewielki żal. Tak, powinienem go skierować raczej do jakiś bogów pogody, natury, zwierząt jadalnych, ale nawet w nie wierzyłem. Jeśli jednak gdzieś tam są, to mogliby zesłać płodność na jakieś jelonki czy kozice. Ewentualnie na mnie. Też bym się nie obraził.
Czy to zabrzmiało jakbym chciał zjeść własne szczeniaki? Cholera. Nie to miałem na myśli. Uwielbiam szczeniaki, naprawdę! Są takie zabawne i pozytywne! O wiele lepsze od tych wszystkich dorosłych nudziarzy.
W każdym razie, tego wieczora nie brakowało mi energii, którą nie wiedziałem, w jaki sposób spożytkować. Z braku lepszych pomysłów łaziłem po gdzieś po jakichś lasach i cholera wie, jak to się w ogóle nazywało. Ważne, że będę potrafił wrócić.
W pewnym momencie dostrzegłem dość sporej wielkości budynek. Ze względu na późną porę nie widziałem go zbyt dobrze, a drzewa wokół niego nie ułatwiały mi zadania. Co mógłbym powiedzieć, jeśli nie to, że zbliżyłem się, czując niemal pulsującą ciekawość?
Starałem się iść ostrożnie i cicho. Nie wiedziałem, co to była za budowla, jednak na pewno nie została stworzona przez wilki, a z takimi trzeba się obchodzić ostrożnie. Każda rasa miała własne zabezpieczenia, a ja zbyt kochałem życie, by pchać się jak największy idiota prosto w nieznane terytorium.
Budynek z bliska wydawał się nieco mniejszy, ale nadal z łatwością pomieściłby cały oddział Watahy Magicznych Wilków i pewnie zostałoby w nim sporo miejsca. Posiadał on wysokie i zapewne grube mury. Spomiędzy cegieł, którymi był wyłożony, wychylały się różne rośliny, a wiele ścian było zakrytych pędami - jak sądziłem – bluszczu. Musiałem przyznać, że robił ogromne wrażenie na takim wilczku jak ja.
Zadarłem wyżej łeb i dostrzegłem małe, wąskie wnęki, które chyba miały być oknami. Wątpiłem, bym był w stanie się przez nie przecisnąć, a przecież nie należałem do grubych wilków.
- To wygląda jak jakiś zamek – mruknąłem do siebie, przypominając z sobie typ budowli, który był bardzo popularny u ludzi wiele, wiele lat temu. Za czasów mojego prapraprapraprapra... Nawet nie chcę myśleć, ile jeszcze „pra-” dziadka. W każdym razie były to bardzo dawne czasy i dziwiło mnie, że odnalazłem go w tak dobrym stanie.
Gdy tylko o tym pomyślałem, zauważyłem, że w kilku miejscach w ścianach ziały piękne dziury, a coś co chyba miało być schodami, było w tym momencie zbiorem wielu kamieni i prochu.
Ciekawe jak wygląda w środku – pomyślałem i wykonałem kilka kroków w stronę zamku. Nie było to zapewne mądre, zwłaszcza po moim cichym wykładzie o niebezpieczeństwach, ale na wilki! To byli ludzie, którzy nie dość, że nie mieli na swoje użytki magii, to jeszcze nigdy nie dbali o takie drobnostki jak odpowiednie zabezpieczenia. W skrócie: Byli tumanami i chyba nigdy się to nie zmieni.
Nagle poczułem dużą kroplę, która wpadła prosto na mój pysk. Tuż po niej spadła następna, tym razem na moją łapę. Kolejna na grzbiet... Już po chwili nie byłbym w stanie opisać każdej kropli, która uderzała w moje ciało. Deszcz lunął niespodziewanie, ale chyba jednak nie było to tak dziwne zjawisko, biorąc pod uwagę porę roku. Chyba.
Czułem na sobie lodowate, ogromne krople. Wiatr z każdą chwilą się wzmagał, a ja bez namysłu umknąłem w stronę najbliższego schronienia – do zamku.
Nigdy nie byłem dobry w skakaniu i nieźle dało mi się to we znaki, gdy cudem podciągnąłem się na podest tuż przed ogromnym wejściem, w którym kiedyś musiały być drzwi. Dobra, może nie było jakieś bardzo wielkie, bo w formie ludzkiej musiałbym się schylić, ale w tamtej chwili byłem wilkiem i wszystko wydawało się większe, jasne?
W miejscu, w którym się znajdowałem, nie było żadnej ochrony, a mi robiło się coraz zimniej. Chociaż sierść zmieniała się już na cieplejszą, zimową, nadal nie była odpowiednia na takie ulewy.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na bezlistne drzewa, które teraz uginały się od silnego wiatru. Niebo rozświetliło się za sprawą błyskawicy, a zaledwie kilka chwil potem nadszedł głośny grzmot. Było to na tyle niespodziewane, że podskoczyłem i z cichym piśnięciem wycofałem się do wnętrza zamku. Zapowiadało się na to, że spędzę tutaj noc...

C.D.N.

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz