Widziałam, że Percy'emu zależy, żeby się dowiedzieć czegoś o proroctwie.
Wywnioskowałam, że to ze strachu, nie dziwiłam się, mogło się to
zdarzyć w każdej chwili.
- Druga część jest ukryta... W innym wymiarze. Prawdopodobnie zniszczona, przez mojego Ojca. - Zerknęłam na niego.
- Można się tam jakoś dostać? - nadal się upierał przy swoim.
- Kiedyś umiałam stworzyć portal... Teraz już nie mam tych zdolności. - spuściłam łeb.
- Czyli... Nie ma szans, żeby udało się nam zdobyć przerwany fragment? - pytał.
- Nawet jeśli udało by mi się otworzyć przejście do Azarath, raczej go
nie odnajdziemy. Chyba, że.. - przerwałam. Pociągnęłam nosem, doszła do
mnie silna, dusząca woń. Znałam ten zapach. To była... Biała lilia?!
- Uciekaj. - szepnęłam, rozglądając się.
- Co? - spojrzał na mnie, otwierając szerzej ślepia.
- Już! - odepchnęłam go w najbliższe krzaki i obróciłam się gwałtownie. W
tej samej chwili otoczyła mnie szara mgła, która przemieniła się w
barierę w kształcie półkola, nie próbowałam uciec, wiedziałam, co mnie
czeka.
- Desari... - zamruczał uwodzicielsko znany mi głos.
- Kovu. - wbiłam szpony w ziemię, najeżyłam sierść, wyprostowałam się dumnie.
- Pani Demonów, Cieniu Azarath, czemu ukrywasz się w wilczej masce,
pośród tych prostych zwierząt? - dopiero wtedy go zauważyłam. Wysoki,
kruczowłosy chłopak o zielonych oczach stał przede mną w ciemnej szacie z
założonym kapturem.
- Sam mnie taką porzuciłeś. - odwarknęłam. Zaczął się do mnie powoli zbliżać.
- Najukochańsza, wiesz, że musiałem odejść. - mówił spokojnie, powoli, z lekkim, sadystycznym uśmiechem.
- A musiałeś zabrać mojego syna?! - rzuciłam się na niego, ale ten zapadł się pod ziemię, by po chwili wyrosnąć znów nade mną.
- To nie jest wyłącznie twój syn, Kochanie. - uśmiech na jego twarzy powiększył się, oczy iskrzyły wręcz.
- Chociaż powiedz mi, czy żyje? Jest bezpieczny? - usiadłam, spuszczając łeb, przykucnął obok.
- Uwierz mi, ma się dobrze. - mówił przymilnie, głaskając mnie delikatnie po grzbiecie, nie odsuwałam się, nie mogłam.
- Nie wierzę. - zaskamlałam.
- Najdroższa... Odejdź ze mną do Niego. - cały czas zbliżał się powoli.
Wtedy dostrzegłam Percy'ego, nie słyszał nas, ale widział w
półprzeźroczystej powłoce. Starał się ją zniszczyć, wtedy Kovu zerkając
na niego rozzłoszczony odepchnął go mocą, upadł, dysząc głośno.
- Nigdy. - odsunęłam się, ukazując kły.
- Cóż, jednak nie przybyłem tu, żeby z tobą rozmawiać. - podszedł i dotknął błyszczącą dłonią czubek mojej głowy.
- Spóźniony prezent urodzinowy od ojca. - powiedział i zniknął razem z
barierą. Podbiegłam do basiora, nie ruszał się. Wtedy ja również
zaczęłam lśnić. Otrzymałam odrobinę mocy Luny, którą musiał przejąć On.
Moje oczy stały się białe od ilości blasku. Spojrzałam na samca i
kierując na niego białą, leczniczą manę, obudził się. Wtedy wróciłam do
normy, ale osłabłam. Usiadłam niedaleko Percy'ego.
- Nic ci nie jest? - szepnęłam.
- Nie, ale.. - spojrzał na mnie, zdziwiony. - Jesteś człowiekiem. -
wtedy zaczęłam oglądać moje nogi i ręce. Na kolanach zbliżyłam się do
małej kałuży, która nie zniknęła jeszcze po ostatniej burzy i
przyjrzałam się swojemu odbiciu. Nie zmieniłam się za bardzo... Jasna
cera, krótkie, ciemnofioletowe włosy, granatowa, długa szata.
- Wreszcie... - mruknęłam.
<Percy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz