Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 20 grudnia 2014

Od Samawati "Trudne dzieciństwo"

Moja historia zaczyna się w drzwiach pewnego sierocińca. Zostałam tam porzucona niedługo po urodzeniu. To nie był dobry dom. Dyrektorka jak tylko mnie zobaczyła rozpoczęła "klasyfikację":
- Dziwaczne kolorowe umaszczenie, za duże uszy, okropne oczy, brzydki niebieski język... - dotąd pamiętam jej słowa - Zanieście TO do sali numer 0.
Sala numer 0 była salą dla "wyrzutków", nie akceptowanych przez inne szczeniaki. Czyli w skrócie-takich jak ja. Na początku nie byłam sama były też inne "wyrzutki", ale nawet one w końcu zostały "przyjęte". Moje życie w sierocińcu polegało na byciu wiecznym popychadłem, obiektem drwin i poniżania. Chociaż nie wiem jakbym się starała zawsze byłam inna. Szczeniaki wyzywały mnie od dziwadeł, nawet kradły mi czasem jedzenie nie mogłam nic zrobić do czasu, kiedy coś we mnie pękło.
Stało się to podczas ciepłego letniego dnia kiedy mieliśmy przerwę na podwórku sierocińca. Próbowałam nie rzucać się w oczy, ale szczeniaki i tak mnie wypatrzyły i osaczyły.
- Hej, dziwadło jak tam słychać? - pytały jak zwykle
- Zostawcie mnie! - zawarczałam
- Ej, nie denerwuj się! Chcemy się tylko pobawić...
- O, co tam masz... ciastko? Nie poczęstujesz nas?
- Nie, zostawcie mnie w spokoju!
- Patrzcie, patrzcie dziwadło nie chce się dzielić...
- No cóż w takim razie weźmiemy je siłą. - rzuciły się i zabrały mi moje śniadanie
- Hej, patrzcie ona coś tu jeszcze ma... Ooo! Jaki słodki pluszaczek! - szczeniak odkrył pluszowego pieska, jedyną rzecz, oprócz karteczki z imieniem którą przy mnie znaleziono, pamiątkę po rodzicach.
- Zostaw to! - zawarczałam na niego, w tym czasie inny szczeniak zakradł się od tyłu i porwał zabawkę. Próbowałam ją odzyskać, ale szczeniaki podawały ją między sobą, w końcu rozerwały ją na pół.
- Weź ją sobie dziwadło, nie męcz się, znaj nasze dobre serce. Hahahahaha...! - śmiały się
- Jesteście okropni, nienawidzę was.
- Jak możesz tak mówić, to bardzo nie ładnie - powiedziało jedno ze szczeniąt i chciało szturchnąć mnie łapą.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyknęłam i nagle wokół szczeniaka zaczęły wyrastać najróżniejsze rośliny, oplotły go całego tak, że widać było tylko przerażony pyszczek.
- Aaaaa! - krzyczały szczeniaki, zaraz przybiegła Dyrektorka.
- Co tu...! Coś ty zrobiła! - krzyczała na mnie i uderzyła mnie łapą - Marsz do swojego pokoju!!! - powiedziała i zabrała się z innymi do uwalniania szczeniaka. Szybko pozbierałam szczątki mojego pieska i pobiegłam do pokoju. Parę minut później usłyszałam kroki.
- Na pewno ją pani chce? Widziała pani co potrafi. Sprawiała nam wiele kłopotów i...
- Tym bardziej powinna chcieć się jej pani pozbyć - przerwał dyrektorce jakiś miły, ale stanowczy głos.
Drzwi otworzyły się i zobaczyłam dyrektorkę z jakąś waderą.
- Samawati, ta pani cię adoptuje, pakuj swoje rzeczy, opuszczasz sierociniec.
Szybko się spakowałam i wybiegłam z budynku, za bramę, obca wadera poszła za mną.
Po drodze do nowego domu dowiedziałam się, że nazywa się Amare i ma syna Jake'a, który bardzo się cieszy, że będę jego siostrą. Okazało się, że Jake to miły, roczny basior z którym od razu się polubiłam, został moim najlepszym przyjacielem. Amare uczyła mnie zielarstwa, jak rozpoznawać rośliny tak dobre jak i złe, oraz jak z nich korzystać. Po pewnym czasie postanowiłam odejść i dołączyć do jakiejś watahy, znalazłam tę i postanowiłam zostać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz