Siedziałam samotnie na drzewie marząc i rozmyślając.
Usłyszałam
kroki innych stworzeń biegnących w moją stronę, to była wataha wilków
na polowaniu. Zdziwiłam się temu widokowi, ponieważ ta część lasu była
zazwyczaj osamotniona (dlatego tam mieszkałam). Rozwarłam skrzydła i
zaczęłam śledzić stado.
Nigdy bym się nie odważyła zrobić
czegoś takiego, ale coś mnie w tym zaintrygowało. Nie jestem szybka, a
stado pędziło na zwierzynę niczym wiatr, więc szybko się zmęczyłam i
musiałam odpocząć. Podczas lądowania zahaczyłam o gałąź drzewa kalecząc
sobie skrzydło. Upadłam z wielkim hukiem na ziemię oraz straciłam
przytomność na długi czas.
***
Obudziłam się w innym miejscu którego nigdy
nie widziałam, ale było mi znajome. Bolało mnie wszystko, a w dodatku
byłam cała w ranach. Kiedy już skończyłam ustalać, co mi się stało,
zobaczyłam wokół mnie tą samą watahę, którą śledziłam. Wpatrywali się we
mnie, więc ogarnął mnie strach i ukryłam się w swoich skrzydłach. W tym
tłumie usłyszałam melodyjny głos mówiący:
- Nie bój się.
- Ja… ja po prostu… - odparłam jąkając się i nie dokańczając zdania.
Ze strachu skoczyłam ponad watahę i rozłożyłam obolałe skrzydła.
- Uciekłam… Uciekłam jak tchórz…- mówiłam do siebie ze łzami w oczach - ...znowu się upokorzyłam.
Wzbiłam
się ponad chmury i szybując lekko w powietrzu obserwowałam księżyc, do
którego zawsze nocą wymawiam moje sekrety. Tym razem tego nie zrobiłam.
Długo latałam, aż w końcu dopadło mnie zmęczenie i głód. Nie poszłam
polować, tylko usiadłam w koronie drzewa i patrząc w księżyc wymówiłam
życzenie:
- Mamo, Tato… Proszę was tylko, żebym miała rodzinę… Albo chociaż watahę. Nie chce od was żadnych skarbów czy bogactw, ja chce tylko nie być samotna… Błagam.
Po tych słowach w moich oczach pojawiły się łzy, położyłam głowę na łapach i zasnęłam.
Obudziłam
się dość wcześnie z powodu głodu. Dawno nie miałam nic w pysku.
Szukałam czegokolwiek, co by się nadało do zjedzenia, lecz widziałam
tylko pustkę, więc musiałam iść zapolować na jelenie. Wyruszyłam na
polanę, gdzie znajdowało się dość duże stado roślinożerców.
Rozglądałam
się za młodymi osobnikami, niestety nie było żadnych, więc musiała
zapolować na łanię. Skradałam się powoli i ostrożnie żeby nie spłoszyć
celu. W końcu zaatakowałam trafiając w krtań szyjną, co spowodowało nagłą
śmierć łani. Reszta stada uciekła w podskokach. Ciesząc i zajadając się
łupem kątem oka spostrzegłam wilki, do których natychmiast się
odwróciłam. Byłam niezaspokojona takim spotkaniem z watahą przy której
się upokorzyłam uciekając.
- Czemu się tak na mnie patrzycie? - zapytałam ze strachem w oczach. Miałam ochotę uciec.
Nikt
z watahy nie odpowiedział, lecz nadal patrzyli się na mnie, co mnie
trochę onieśmielało i zachęcało do ucieczki. Próbowałam powoli się cofać,
ale potknęłam się o zwierzynę, którą wcześniej zabiłam. Nagle ujrzałam
uśmiech na twarzach innych, więc pomyślałam, że pewnie znowu się
upokorzyłam. Po chwili usłyszałam ten sam głos, który słyszałam kiedy
byłam na terenie watahy, lecz tym razem ten głos zdawał się być znajomy z
innego wspomnienia.
- Czy chcesz dołączyć do naszej watahy?- zapytała.
- Ja…? Ale… Jak to możliwe, że wy…- odpowiedziałam znowu nie dokańczając.
<Kiiyuko>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz