Kręciło mi się w głowie, nie mogłam złapać równowagi. Spadałam w stronę
ziemi, a za mną leciało czterech wojowników. Wyglądali tak samo. Pokryci
czernią z potwornymi, pustymi, czerwonymi oczami. Każdy miał dwa pasy
przełożone na krzyż wypełnione po brzegi broniami. Jeśli zaraz nie
wyprostuję lotu uderzę w powierzchnię.
Zwróciłam swój nos w kierunku gleby. Łapy i skrzydła ułożyłam wzdłuż
ciała i zaczęłam wirować jak śrubokręt. Przecinałam powietrze, niczym
strzała. Dwieście metrów, sto, pięćdziesiąt, dwadzieścia, dziesięć,
siedem... Wyprostowałam skrzydła i opuściłam łapy. Manewr zakończony
pomyślnie. Wylądowałam na polance. Stałam i czekałam, aż moi
prześladowcy mnie dogonią.
Ciepły wiatr muskał moją sierść, a słońce wydawało się tu jeszcze
cieplejsze. Zielono soczysta trawa i fioletowe kwiaty. To był widok,
niestety ci mordercy, którzy za mną gonią nie mają ochoty na podziwianie
krajobrazów. Aż szkoda niszczyć te piękne tereny. Może udałoby mi się
to załatwić szybko i bezboleśnie.
Zabójcy wylądowali kilka metrów przede mną. Kilka sekund przyglądali mi
się, po czym każdy wyjął po dwa maczety. Ruszyli biegiem w moją stronę i
rzucili bronią. Ja tylko stałam i przyglądałam się ich sztuczkom.
Miecze przecinały powietrze lecąc ku mojej twarzy. Jednak zatrzymały się
kilka centymetrów przed moim nosem. Odwróciły się i zaczęły napastować
przeciwników. Pewnie byli zaskoczeni reakcją. Gdyby wiedzieli co
potrafię zrobić... a to była jedna z moich umiejętności. Walczyli jak na
wojowników przystało, ale niestety byli zbyt słabi. Niespodziewanie
ktoś podszedł mnie od tyłu i rozproszył mój umysł. Maczety opadły.
Podszedł do mnie jeden z amatorów i przyłożył do mojego gardła nóż.
Uśmiechał się szyderczo, zdecydowanie mnie nie doceniali. Wysunęłam się z
uścisku dryblasa i kilkoma zwinnymi ruchami uderzyłam łapą w jego słabe
punkty, a dokładnie w łokieć, kark i środek kręgosłupa. Znieruchomiał i
upadł. Zrobiłam to samo w wojownikiem, który przyłożył mi do szyi
sztylet. Spojrzałam na dwóch pozostałych. Wreszcie zrobili coś
sensownego - uciekli. Nagle ukazał się portal, który zabrał
prześladowców.
- Czekaj! - Krzyknęłam i skoczyłam, ale dziura się zamknęła. Westchnęłam
z bólem i odwróciłam się. Stał przede mną jakiś obcy wilk i patrzył się
na mnie.
- Kim oni byli? I skąd się wzięli? - Zapytał.
- Eee... No cóż... Ja jestem z dość... wysoko położonej watahy... i
oni... są naszymi wrogami i... się na mnie uwzięli... Nie wiem dlaczego,
skoro i tak już nikomu nie zawadzam, przecież nie jestem w stanie
wrócić... z powodu pewnych komplikacji... - wyjąkałam - A te tereny? Do
jakiej watahy należą? I kim ty jesteś?
<Odpowie ktoś? Proszęęęę...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz