Miałam ochotę mu zdrowo przyłożyć, ale musiałam się powstrzymywać, bo inaczej mnie nigdy stąd nie wypuści... Zamknęłam oczy i idąc liczyłam do dziesięciu. On zniecierpliwiony powiedział:
- To wyjaśnisz mi to? Bo zaraz cię tu zostawię...
Otworzyłam oczy i wrzasnęłam na niego, bo naprawdę zaczął mnie denerwować:
- DOBRA, DOBRA! MOŻESZ PRZESTAĆ MI WRESZCIE NARZEKAĆ?! CHCĘ SIĘ SKUPIĆ!
Chyba trochę się wystraszył, ale właśnie o to mi chodziło. Te duchy czy co to tam było, też mnie irytowały. Te inne dziwne małe istoty, które mi się plątały wokół nóg myślały, że mnie wystraszą... Ha! Od kiedy to?! Znudzona zrzuciłam je z stóp. Zauważyłam, że kiedy jestem wściekła na kogoś, niczego się nie boję... Wtedy jakieś plączopodobe coś, co przypominały trochę jak macki, lecz było rośliną owinęło mi się dookoła łydki. A to czego znowu chce? Podniosłam jakiś miecz, który leżał tuż obok i odcięłam "to coś", które z cichym sykiem upadło na ziemię puszczając moją piękną i zgrabną nóżkę. Phi! Miecz sobie na wszelki wypadek sobie zatrzymałam.No bo skoro pierwsze lata w watasze spędziłam w stadzie, które NICZEGO się nie bało.
- Nooo więc... Od czego by tu zacząć?... - zaczęłam przejeżdżając palcem po ostrzu miecza - Hm... Ja niczego od ciebie nie chciałam, po prostu, będąc Alfą mojej watahy, muszę pilnować jej bezpieczeństwa, nie sądzisz? - powiedziałam spokojnie - A więc... Chciałam się tylko upewnić, czy nie jesteś intruzem.
Nawet trochę się zdziwiłam moim spokojem i opanowaniem... On też był w lekkim szoku. Ale to dobrze... Trzeba to wykorzystać. Nagle rzuciłam się na niego tak, że on za późno się zorientował co planuję i nie zdążył uciec. Wylądował z łoskotem na ziemi z moim pobłyskiwującym mieczem zaraz przy szyi. Tak, teraz to JA jestem górą. Nie ma gdzie uciec, ani jak. Użyłam potajemnie zaklęcia, którego niedawno się nauczyłam. Nie mógł się ze mną zamienić na miejsca, ani teleportować się. Spróbował tego, a gdy mu się nie udało, zrozumiał co się stało.
- I co kochany?... Co mi ciekawego powiesz?... Uroczy masz ten domek, wiesz? - powiedziałam szczerze mu prosto w twarz. Nie wiedział co powiedzieć. Hm... Pozory mylą.
<Thresh? Jeżeli się ruszysz odetnę ci tą "piękną" twarzyczkę, a jeżeli użyjesz któregoś ze swoich podwładnych osobiście oderwę mu łeb, albo poćwiartuję, cokolwiek to będzie i zniszczę. Było ze mną nie zadzierać.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz