Błąkam się po świecie już od ponad 2000 lat. Moim zadaniem jest łapanie
zabłąkanych dusz do mojej latarni. Nigdy nie zastanawiałem się nad moim
pochodzeniem, bądź osobie, która mnie stworzyła. Od samego początku
błąkam się sam…
---
Był wieczór. Szedłem przez las. Poszukiwałem jakiejś bezbronnej
duszyczki, którą mógłbym złapać. Usłyszałem jak coś poruszyło się w
krzakach. Rzuciłem tam moją latarnię, aby sprawdzić co to. Nic nie
zauważyłem. Bez zastanowienia poszedłem dalej. Intuicja mówiła mi
jednak, że coś jest nie tak. Zacząłem szukać.
-Wyjdź i pobaw się – powiedziałem rozświetlając sobie drogę. Ponownie
usłyszałem szelest, tylko tym razem za sobą. Odwróciłem się i otworzyłem
latarnię. –Skujcie ich! – kilka dusz wyleciało z środka i przeszukało
cały teren wokół mnie.
-Puść mnie – powiedziała oburzona wadera. Zmieniła się w człowieka.
-Dlaczego mnie śledziłaś? –podszedłem do niej.
-Ponieważ znajdujesz się na terenie mojej watahy? Wyglądasz na złego typa – popatrzyła na mnie od góry do dołu.
-Ja? Zły? Haha, możliwe… –zmieniłem się w człowieka i uśmiechnąłem się
upiornie. Stworzyłem wokół nas więzienie. Dusze z powrotem schowałem do
latarni. Dziewczyna upadła na ziemię, a ja usiadłem po turecku. – No to
teraz jak na spowiedzi. Kim jesteś?
-Wstrzymuję się od odpowiedzi – skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła głowę.
-Zacznijmy jeszcze raz. Jak masz na imię.
-Nie odpowiem. To koniec przesłuchania – wstała.
-Nie skarbie. To ja mówię kiedy jest koniec – podbiegła do mnie i przewróciła mnie na ziemię. Wycelowała pięścią w twarz.
-Nie kochany, to a mówię kiedy jest koniec.
<Kiiyuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz