Marzec 2018
Cieszyłam się z nowej jaskini. Była jednak ona zbyt pusta, żebym sobie w
niej mieszkała. Postanowiłam pozbierać patyki i coś z nich poukładać,
żeby przyozdobić "pustkowie". Będąc już przy drzewku, gdy zaczęłam
zbierać patyki duże i małe, zauważyłam, że niedaleko siedzi jakiś
szczeniak. Odłożyłam gałązki i podeszłam do niej. Łapą głaskała liście,
najwyraźniej jej się nudziło.- Cześć, jestem Moone. A ty? - zagadałam pierwsza.
Podniosła głowę i swoimi niebieskozielonymi oczami popatrzyła się na mnie z uśmiechem na pysku.
- Ja jestem Aokigahara. Ale mów mi Aoki. - odpowiedziała.
Po jej zachowaniu widać było, że jest ufna do nieznajomych. Jednak nie przejmowałam się tym i zaproponowałam jej pójście do mojej jaskini. Chętnie przyjęła propozycję i razem ze mną podążała do domu. W połowie drogi poczułam ból w zadrapaniu. Pewnie "odezwał się" mój wewnętrzny głos zaatakowany przez Sagope. Pewnie złościł się, że koleguję się z kimś zamiast komuś dokuczać, jak to demony mają. Najpierw dręczą, później pozbywają się ofiary. Kiedy to mnie bolało, to wadera spoglądała na mnie, pytając się mnie, czy mi nic nie jest. Ja zaprzeczałam bo nie chciałam jej ode mnie odpychać. Mogłaby się mnie bać, gdyby dowiedziała się co mnie spotkało. Gdy byłyśmy już na miejscu to spytała się co będziemy robić.
- O nie! Miałam wziąć patyki! - przypomniało mi się.- Może się wrócimy?
- Tak! Przejdziemy się! - wykrzyknęła.
Zaczęła się robić coraz bardziej gadatliwa. Przy zbieraniu gałązek zaczęła mi opowiadać o swoich dawnych chwilach. Gdy już skończyłyśmy to wróciłyśmy do jaskini. Był już wieczór i Aoki nie chciała iść do domu. Chciała jeszcze mnie lepiej poznać. Nie chciałam jej też wyganiać, ale wiedziałam, że lepiej będzie jak będzie nocować w swojej jaskini. U mnie mogą się dziać dziwne rzeczy. Mogłabym ją do siebie zniechęcić. Więc pożegnałyśmy się i umówiłyśmy na kolejny dzień w miejscu, gdzie się poznałyśmy. Gdy księżyc już wszedł to usnęłam. Nic mi się nie śniło, co było to dla mnie zadowalające. Obudziłam się o północy. Nie chciałam już spać, więc położyłam się bliżej wejścia jaskini. Wydawało mi się, że kratery księżyca przesuwały i coś przedstawiały. Zamknęłam na chwilkę oczy. Poczułam miękki dotyk na mojej ranie. Jak by coś do niej wpływało, co było niemożliwe, gdyż to już nie była otwarta rana lecz widoczna blizna. Spojrzałam na niebo. Kratery przekształciły się w znaczek mojego taty, gwiazdę z jednym, urwanym ramieniem. Jakiś biały dym leciał w moją stronę, przebijały się w nim małe gwiazdeczki. Czułam jak coś do mnie wpływa, jakaś moc. Było to tak miłe uczucie, że po tym całym "przedstawieniu" usnęłam. Obudziłam się wczesnego ranka. Wyszłam z jaskini i zobaczyłam księżyc, który miał już normalnie ułożone kratery. Po chwili w ogóle go już nie było widać. Poszłam na łąkę. Czekała tam już na mnie zniecierpliwiona Aoki.
- Cześć! Miło mi cię znów widzieć! - przywitałam się.
- Cześć! Cześć! Może pójdziemy do wodopoju, przejdźmy się! - zaproponowała.
- Ok, ale może najpierw zrobimy jakieś ozdoby z patyków?
- Nie, nie! Chodź za mną, później to zrobimy!
- No ok... - odparłam z niechęcią.
Po drodze wypytywała się mnie, jaka jest moja historia. Opowiadałam jej o mnie, czasem popłakiwałam. Gdy zaczęłam mówić jak podrapał mnie dziadek, to zatrzymałam się. Nie wiedziałam, czy opowiedzieć jej o całej prawdzie. Aoki zniecierpliwiona pytała się co dalej. Postanowiłam że ją trochę okłamię. Wymyślałam, że Sagope sobie poszedł, a ja uciekłam do tej watahy, bo był pożar lasu i trafiłam do szpitala, bo potknęłam się o wystające korzenie drzew i skręciłam nogę. Na szczęście uwierzyła we wszystko. Przy wodopoju nikogo nie było, więc żeby nie być taką nudziarą to obejrzałam się dookoła czy nikt inny do nas nie idzie i wskoczyłam do wody, żeby się wypluskać. Aoki przyłączyła się do mnie i razem nurkowałyśmy. Nagle usłyszałyśmy jak ktoś się do nas zbliża. Szybko wyszłyśmy z wody i otrzepałyśmy się. Przecież to nie jest miejsce na kąpanie! Napiłyśmy się wody ze źródełka i poszłyśmy do mojej jaskini. Gdy już tam byłyśmy to każda z nas wzięła sobie po kilka patyków i układałyśmy sobie coś z nich. Nie miałam pomysłu, więc położyłam cztery badyle na kształt kwadratu, ale z wystającymi końcówkami. Pozaginałam je w różne strony i powoli wychodziła mi jakaś składanka. Aokigahara co jakiś czas spoglądała na moją pracę. Z resztą ja na jej też. Układała chyba gwiazdkę albo kokardkę. Miałam długie gałęzie, więc plotłam tak aż mi się skończą. W połowie roboty wadera coś do mnie mówiła, ale ja byłam bardziej skupiona na tym co robiłam. W końcu skończyłam. Trochę łapy mnie bolały, ale było warto. Powstał mi nie do końca równy stożek. Dobrze, że były to giętkie gałęzie, bo by chyba z tego nic nie wyszło. Byłam z tego zadowolona. Aoki zrobiła piękną gwiazdkę, która trochę przypominała płatek śniegu.
- Bardzo ładne! - pochwaliłam ją.
- Naprawdę? Dzięki, ty też fajnie zrobiłaś. - odpowiedziała z uśmiechem.
Powoli słońce zachodziło, jak ten czas leci! Pożegnałyśmy się i poszłyśmy spać w swoich jaskiniach. Tej nocy, nie miałam takiego przypływu energii. Nie wiedziałam, czy to mi się zdawało, czy działo się to tylko przez to, że była pełnia. To zostało dla mnie tajemnicą...
Uwagi: "W ogóle" piszemy osobno. Nie można kogoś "skłamać", tylko "okłamać"... "Przecież" piszemy przez "ż"!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz