Pewnego dnia przechadzałam się po terenach watahy jak codziennie, nagle
zauważyłam wilka który leży na klifie, nie widziałam dokładnie kto to
był dlatego podbiegłam troszeczkę bliżej. Była to Wissy, ta wadera która
dołączyła przede mną. Postanowiłam, że ją poznam troszkę lepiej, przecież
jesteśmy w prawie ''podobnym'' wieku.
- Cześć Wissy! - krzyknełam
- AAA! - krzyknęła z przerażenia Wissy
- Spokojnie to tylko ja, Telleni - Uśmiechnęłam się do niej szeroko
- Przestraszyłaś mnie!
- Nie chciałam - uchyliłam łepek w dół
- Co chcesz ode mnie? - spytała szeptem
Ja nagle podniosłam głowę i przechyliłam go lekko w prawo i pomyślałam
,,Przecież nie może być tak strachliwa? Prawda?'' i spytałam się jej:
- Hej Wissy, tak pomyślałam, a może przejdziemy się gdzieś? Na przykład za tereny watahy?
- Jak to za teren? - powiedziała wystraszona
- No za teren, gdzieś gdzie nigdy nie był żaden wilk?
- N-nie, to n-nie dobry pomysł-ł
- Ale dlaczego? Będzie fajnie! Pomyśl my biegniemy z wiatrem w futrze, język wywieszony, będzie świetnie!
- N-nie, ja s-się n-na t-to nie pisze.
Już spojrzałam na nią nieco znudzona i zaczęłam ją ciągnąć ją za ogon, próbowała się zapierać się pazurami
- Przestąń, nigdzie nie idę!
- Pójdziesz! I nie ma ''ale''!
<Wissy? Przestań się każdego bać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz