- Co ja z tego będę miał?
- Hm... Shadow? Masz jakiś pomysł? - zapytała Sora.
- Coś się wymyśli, ale potem. Chcę sobie teraz tylko przypomnieć, to czego zapomniałem.
- Tylko żeby nie było że mnie wkręciliście... Będziecie mi winni przysługę.
- Zgoda, ale nie rozpowiadaj nikomu o tym, co zobaczysz w jego głowie. Czy to jasne? - powiedziała Sora.
- Jasne, nie ma sprawy. To zaczynamy? - zapytałem.
- Tak. - odparł Shadow cicho. Było widać, że nie za bardzo mu się to podoba.
Przyłożyłem łapę do jego czoła, zamknąłem oczy i mocno się skupiłem. Zobaczyłem plątaninę kolorowych i ruchomych obrazów, które odtwarzały się jak film. Zacząłem powoli je przeglądać.
Sora i Shadow razem chodzą? - pomyślałem widząc kilka z jego wspomnień.
Może już są parą? Ciekawe czy Sora zajdzie w ciążę... - zaśmiałem się pod nosem. - Na pewno.
Po kilku minutach dla mnie, niczego sensownego nie udało mi się znaleźć, więc powędrowałem dalej w jego przeszłość. Tam ujrzałem Asai, jej tereny, to jak włada, nawet to, że Shadow był jej prawą łapą, co wprawiło mnie w zdumienie.
Kai, nie po to tu przyszedłeś, żeby się przyglądać Asai, chociaż może to się w przyszłości przydać watasze. - pomyślałem i poszedłem jeszcze dalej.
Tam ujrzałem dwa bawiące się szczeniaki. Dwóch małych chłopców, którzy mieli zabawę na całego i turlali się po całej łące. Jeden był trochę koloru podobnego trochę do czerwieni, a trochę do pomarańczy, a ten drugi sprawiał wrażenie trochę starszego i miał skrzydła - to musiał być z całą pewnością Leo. Czas przewinął się trochę do przodu i mały Leo był śmiertelnie wręcz poturbowany: cały zakrwawiony, kości gdzieniegdzie mu wystawały, rany aż do mięśni... Współczułem temu dzieciakowi, ale nic na to nie mogłem poradzić. Patrzył na teren, na którym najprawdopodobniej niedawno zakończyła się jakaś wojna, ponieważ leżało tam mnóstwo martwych ciał wilków. Maluch odszedł bardzo zasmucony. Nie było z nim już jego przyjaciela. Szedł tak z opuszczoną głową w nieznanym mu kierunku, aż wpadł na jakąś białą, młodą i piękną waderą, nie była to Kii, ani żadna inna z naszej watahy. Uniósł powoli łepek i spojrzał jej prosto w twarz.
- Pomóc ci? - zapytała z matczyną troską. Skądś ją kojarzyłem, ale nie wiedziałem skąd. Leo pokiwał głową. Ona wyszeptała jakieś zaklęcie i Leo był całkowicie zdrowy. Nie krył zaskoczenia. Wadera uśmiechnęła się promiennie.
Czas ponownie się przewinął, tak że widziałem w przyśpieszonym tempie, że powoli rosnący Leo zaprzyjaźniał się coraz bardziej z waderą, która założyła własną watahę. To Leo należał do jeszcze innych watah? Pojawiał się też tam jakiś dorosły basior, ale nie umiałem stwierdzić, jaką on tam rolę odgrywa. Biała wadera z czasem pod wpływem jakiegoś zaklęcia stała się cała czarna i tym samym zła. Mały Leo, który traktował ją jak matkę, krzyknął ze łzami w oczach:
- Nie! Asai!
T-to była... Asai?! Zatkało mnie. Robiła się coraz czarniejsza, a jej ciało wyginało się z bólu. Ten nieznany mi basior zakrywał Leonowi oczy, żeby nie patrzył na coś tak przerażającego, bo dla dziecka byłaby to trauma na całe życie. W końcu stała się taką Asai, jaką my obecnie znamy.
- Ja... Ja też chcę się poświęcić! Nie pozwolę jej samotnie cierpieć! Nie po tym, co dla mnie zrobiła! - krzyczał chłopak. Basior zasmucony jego życzeniem puścił go. Leo poddał się zaklęciu, a jego ciało też zaczęło się wykręcać z bólu. Nie widziałem tylko, kto rzucał to zaklęcie. Wtedy Leo stał się dobrze znanym nam Shadow'em. Czyli oni od samego początku byli jedną i tą samą osobą, a nie połączonymi dwoma...
Wróciłem "na ziemię". Patrząc na to, ile mi to zajęło, wychodziło dla nich zaledwie kilka sekund, ale dla mnie dużo dłużej... Nawet może pół godziny.
- I co...? - zapytał trochę skulony Shadow.
- Oj stary... - powiedziałem. Moje oczy były okrągłe, albo ze strachu, albo od nadmiaru migawek obrazów. Opowiedziałem im wszystko dokładnie, i czekałem na ich reakcję...
<Shadow? Sora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz