Bezszelestnie skradałem się pomiędzy wysoką trawą rykowiska. Myślałem
jedynie o tym, aby zaspokoić mój wielki głód. Pod osłoną nocy, byłem
niemalże nie widoczny. Jedynie runy wypisane na mej skórze jaśniały
złotym blaskiem. Stanąłem. Byłem już wystarczająco blisko, aby
uderzyć. Tylko którego osobnika wybrać? Jelenia? Łanię? Druga opcja wydała
mi się korzystniejsza i bezpieczniejsza. Teraz pozostawało mi tylko
odseparować ją od reszty stada. Zacząłem morderczą szarżę. Najpierw powolny
trucht, potem zaś szaleńczy bieg za ofiarą. Stado rozproszyło się we
wszystkie strony świata, podnosząc do góry tumany kurzu. Rzuciłem się w
kierunku wybranej przeze mnie krowy (bo tak czasami nazywa się samicę
jelenia). Zwierzę na darmo próbowało uciec. Szybko znalazłem się
koło niej. Naprężyłem mięśnie do skoku, i już po chwili znalazłem się na
jej grzbiecie. Kurczowo zacisnąłem pazury na skórze ofiary, a następnie
oddałem cios w tchawicę, tym samym lekko podrzynając jej gardło. Potem
drugi i trzeci. Zwierze stawało się coraz słabsze, aż w końcu nadszedł
ostateczny cios: zacisnąłem moje mocne szczęki, na już poderżniętej
szyi. Zeskoczyłem z ofiary która w tym czasie dławiła się własną
krwią. Samica padła na ziemię ciężko oddychając, a widząc że jeszcze jest
żywa nadepnąłem jej na tchawicę. Ze zwierzęcia uleciało życie. To co
miało swoją historię, przyjaciół, rodzinę i to, co jeszcze przed minutą
było żywe, leżało martwe pod moimi łapami ociekającymi jeszcze
krwią. Zacząłem jeść. Ah, jak wspaniały potrafi być posiłek gdy ciężko się
na niego pracowało. Nagle usłyszałem trzask gałęzi któremu towarzyszył
zapach wilka
- Nawet nie wasz się zbliżać! To moja zdobycz! - krzyknąłem bojowo i przybrałem pozycję gotową do walki.
<Kto dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz