Marzec 2021 r.
Rozpoczęto przygotowania do festynu. Zaczęto od sporządzenia listy kto chciałby nad nim pracować i w jakiej roli dokładnie. Ogłaszano to publicznie, dokładniej na zebraniu pod Pomarańczowym Drzewem. Swoją drogą miałam wrażenie, że widujemy się wraz całą watahą rzadziej niż kiedyś... Być może tata kiedyś coś na ten temat wspominał i z jego opowieści wynikało, że niegdyś panował nieco inny zwyczaj odnośnie oficjalnych przemówień Alf. Ja na takim spotkaniu byłam dwa, góra trzy razy w moim krótkim życiu. Jak na tak żywotną watahę było to według mnie dość mało. Najwidoczniej Alfy niewiele rzeczy chciały ogłaszać w taki sposób. Może problemem było też to, że w połączeniu z Watahą Czarnego Kruka staliśmy się stadem tak licznym, że nie mieściliśmy się na zebraniach i łatwiej było puścić wiadomość w obieg, mając nadzieję, że nie dojdzie do zabawy w głuchy telefon.
Mój tata zgłosił się na technika, jednak mnie nieszczególnie cieszyła wizja biegania i pomagania gdzie popadnie. Nadal byłam szczeniakiem (według mnie) dość kruchym. Wolałam robić coś, co pozwoli mi swobodnie rozmyślać. Niezbyt ruchliwe miejsce byłoby idealne... Tak trafiłam na stanowisko jako animator. Miałam pilnować kilku punktów, do których wilki mogły przybywać w celu otrzymania zadań. Ja miałam ich za to obdarowywać kartami. Objaśnienie mi, ile powinnam ich wydać było dość trudne, bo wciąż nie umiałam liczyć. Ostatecznie zapamiętałam wzrokowo.
Wilki patrzyły na mnie dziwnie z powodu okularów, które nie tak dawno otrzymałam od Magnusa. Póki co sprawowały się dobrze. Nawet w pochmurniejsze dni oraz w trakcie wypraw do zacienionego Zielonego Lasu widziałam całkiem wyraźnie. Musiałam jedynie udać się do taty o pomoc z oprawką, z której wysunęło się nieco jedno ze szkieł. Od tamtej pory wszystko zdawało się być w porządku. Magnus kilkakrotnie przychodził i wypytywał o nie, ale zapewniałam, że wcale nie pieką mnie oczy. Jak później przyznał, to właśnie tego skutku ubocznego obawiał się najbardziej przy wręczaniu mi wynalazku.
Jeśli chodzi o moje stoisko, to jednak przez większość czasu byłam sama. Niewykluczone, że niektóre wilki nawet mnie nie zauważały lub uznawały, że jestem za młoda na pełnienie tej funkcji i prawdopodobnie zastępuję właściwego animatora. W marcu przybyło do mnie raptem kilka wilków z Watahy Czarnego Kruka i w dodatku głównie szczeniaki. Nikt poza tym. Co prawda miałam więcej czasu dla siebie, ale dyżury po jakimś czasie zrobiły się zwyczajnie nudne. Tata i Joel mogli chociaż ze sobą porozmawiać. Ja zazwyczaj jedynie obserwowałam pogaduszki dorosłych. Czasem nawet się wygłupiali, zupełnie jak szczeniaki, a nie dorośli faceci. W pewnym momencie zauważyłam, że Joel próbuje nauczyć tatę tańca... Jego nieporadność trochę bawiła. Przestałam się śmiać w duchu dopiero jak poprosił i mnie. Okazało się, że jestem w tańcu jeszcze większą ciamajdą niż tata.
Tego dnia również po lekcjach musiałam się udać na dyżur. Ostatnimi zajęciami miały być sztuki walki. Zauważyłam, że Aoki bardzo często na tych zajęciach lubiła wylewać swój gniew. Miała go w sobie dość sporo. Później prawdopodobnie szła się umyć, bo nierzadko kończyła wybrudzona, a na festynie pojawiała się już czysta. Sztuki walki jako ostatnia lekcja były chyba jedynym przypadkiem, kiedy nie bała się brudzić swojego futerka.
- Dzisiaj zajmiemy się uderzeniami z wyskoku i blokowaniem ciosów - zaczął Hitam - Pierwszą rzecz wypróbujecie na manekinach, które dla was przygotowałem.
Manekiny? Po raz pierwszy mieliśmy takie lekcje. Wymieniłam z Aoki spojrzenia. Gdy wadera uświadomiła sobie co zrobiła, popatrzyła na mnie z niechęcią i odwróciła głowę. Czasem miałam wrażenie, że wcale mnie aż tak nie nienawidzi i wyżywa się na mnie dla samej reguły.
- Wiem, że jesteście zdziwione, ale miałem chwilę wolną... Kilku basiorów mi w tym pomogło - Uśmiechnął się lekko. - Chodźcie.
Zaprowadził nas w miejsce, gdzie nie tylko stały manekiny, ale i również, sądząc po bałaganie, zostały przygotowane. Były to kukły wielkości dorosłego wilka wypchane ususzoną trawą i obite jakimś materiałem. Miały cztery łapy, tułowie, koślawy ogon i równie krzywą głowę. Wyglądało raczej jak jakaś mała sarna ze zbyt krótkimi nogami...
Hitam wysunął się na przód naszej ekipy. Aoki była zajęta obwąchiwaniem jednego z manekinów. Na końcu prychnęła, marszcząc nos. Najwidoczniej nie miały zbyt przyjaznego aromatu.
- Aby wykonać silne uderzenie w locie, nie tylko za pomocą łap, ale i także mocy, trzeba umieć dobrze skakać. Znam jako tako wasze możliwości, więc jestem pewien, że podołacie zadaniu bez większego problemu. Musicie się odbić, wykonać zamach łapą i... uderzyć - Mówiąc to, wykonywał wszystkie czynności po kolei. - Możecie także wskakiwać na grzbiet i przeskakiwać napastnika. - To również zaprezentował. - Dzisiaj macie pewną dowolność, bo już ćwiczyliśmy skoki. Teraz możecie wypróbować wszystkie po kolei na manekinach. Nie bójcie się ich zniszczyć, bo można je wykonać bardzo łatwo i całkiem szybko.
Aoki wyglądała na uszczęśliwioną i zaraz zebrała się do ataku. Ja radziłam sobie nieco gorzej, bo nie czułam większej potrzeby wyżywania się. Po prostu próbowałam wszystkich chwytów, jakie zdołaliśmy poznać. Nie wykorzystywałam zbyt wielkiej siły... Aoki za to doszczętnie zniszczyła jeden manekin. Wtedy padła wykończona na ziemię. Hitam skwitował to cichym śmiechem. Kiedy się zebrała, oświadczył, że teraz skupimy się na blokowaniu ciosów. To akurat było mniej męczące, jednak nadal wymagało jakiegoś zaangażowania. Ja atakowałam Aoki, a ona miała mnie przed tym powstrzymywać. Później przyszła kolej na moje ciosy. Szło nam mniej więcej tak samo dobrze.
Następnie Hitam oświadczył o zakończeniu lekcji. Mogłyśmy się rozejść. Tego dnia postanowiłam potruchtać za Aoki. Czasem mi się to zdarzało, ale nigdy nie wyglądała na zachwyconą z tego powodu.
- Co tym razem? - zapytała niezbyt optymistycznie.
- Pracujesz na festynie?
- Nie.
- Nie chciałabyś...? - zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć:
- Nie.
Westchnęłam cicho. Jak by ją zachęcić?
- Możesz chociaż do mnie przyjść w odwiedziny. Pracuję jako animatorka... - Zrobiłam krótką pauzę - Nie chcę, byśmy były wrogami. To chyba by był dobry sposób by zacząć znajomość od nowa.
Aoki spojrzała na mnie spode łba, więc dopowiedziałam:
- Proponuję przyjaźń.
Zmierzyła mnie wzrokiem, aż w końcu nie parsknęła śmiechem. Nie był on jednak śmiechem szczęścia. Starałam się nie dać po sobie poznać czegokolwiek, o czym myślałam. Po prostu dalej na nią patrzyłam zza szkieł okularów, mimo, że było mi odrobinę przykro.
- Przyjdziesz? - zapytałam.
- Zobaczę - odparła, wciąż nie starając się ukryć swojego rozbawienia.
- W takim razie będę czekać. Do zobaczenia - odrzekłam i skręciłam w kierunku festynu.
Miałam cichą nadzieję, że te dwa krótkie zdania skłonią ją do tego, by jednak przyjść... Żeby poczuła obowiązek spełnienia obietnicy... Tak bardzo bym chciała, by się pojawiła i dotrzymała mi choć przez chwilę towarzystwa...
<C.D.N.>
Uwagi: Brak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz