Kwiecień 2020 r.
Mimo starań nadal nie mogłam przywyknąć do tego całego bycia wilkiem.
Tęskniłam za miastem, za domem, za innymi ludźmi. Niestety nie
potrafiłam się przemienić w człowieka. W dodatku nic nie wskazywało na
to, że posiadam jakiekolwiek umiejętności, o zmiennokształtności nie
wspominając.
Usiadłam właśnie nad Wodospadem. Oglądałam swoje zniekształcone odbicie w
spienionej tafli wody. Zdążyłam przynajmniej zaakceptować mój obecny
wygląd, na który nie mogłam narzekać. Byłam szczupła, moje ciało nie
straciło ani trochę na giętkości. Zapewne, gdybym trochę poćwiczyła, mój
długi, silny ogon stałby się niezwykle zręczną kończyną. Zupełnie jak
kiedyś ludzkie ręce.
Spojrzałam na siebie ze smutkiem. Już parokrotnie udało mi się nim
podnieść coś małego. Może dałabym radę wspiąć się dzięki niemu gdzieś
wyżej?
Nagle usłyszałam kroki. Ich właściciel definitywnie zmierzał powoli w
moją stronę. Nie spodobała mi się myśl, że już nie będę sama. Położyłam
się tuż przy zbiorniku i zaczęłam kreślić po nim wzory czubkiem ogona.
Zdążyłam też zaobserwować zainteresowanie ryb, najpewniej jego jaskrawym
zabarwieniem. Postanowiłam to kiedyś wykorzystać.
- Karou? - Na moje imię wypowiedziane przez Alfę aż podskoczyłam.
Usiadłam prosto jednocześnie rozchlapując dookoła wodę przez wykonanie
zbyt chaotycznego ruchu ogonem.
- Tak, Suzanno? - Odwróciłam głowę, żeby móc zobaczyć zbliżającą się do mnie waderę.
- Czy znasz może angielski?
Pytanie na moment zbiło mnie z tropu. Chociaż jeszcze nie wiedziałam, po
co jej ta informacja, bardzo ucieszyłam się na myśl o moim ulubionym
przedmiocie.
- Naturalnie, jak każdy... Wychowany wśród ludzi. Myślę, że nawet o
wiele lepiej, niż moi dwunożni rówieśnicy. - Poinformowałam ją, próbując
sprawić dobre wrażenie.
- Świetnie. Mam dla ciebie propozycję. - Usiadła tuż obok mnie. - Do
naszej watahy jakiś czas temu trafiła wadera o imieniu Aurelliah. Przez
całe swoje życie była człowiekiem, tak samo jak ty, ale przez to, że
jest o wiele starsza, znacznie trudniej jest jej zaakceptować wilczą
formę.
- Bardzo chętnie ją poznam. - Wzory na moim ciele lekko zabłyszczały. Drugi człowiek? W takiej samej sytuacji?
- Zaczekaj, to jeszcze nie wszystko. Problem w tym, że ona nie zna
polskiego, a ty jesteś najprawdopodobniej jedynym wilkiem we watasze,
który może się z nią porozumieć. Chcę cię poprosić, żebyś została jej...
Tłumaczem? Chyba tak to mogę nazwać. Chodzi mi o to, żebyś nauczyła ją
podstaw porozumiewania się.
- Jasne, nie ma żadnego problemu.
- I gdybyś mogła... Aurelliah szukała czegoś w Bibliotece Barwnej Duszy,
ale wpadła w szał i zrobiła tam niezły bałagan. Chcę, żebyś wieczorem
sprawdziła jak jej idzie sprzątanie i przy okazji, mogłabyś mi później
powiedzieć czego szukała w tych książkach?
Moment, czy ona powiedziała "w bibliotece"? To tutaj jest biblioteka?
Przeklęłam się w myślach, że byłam tutaj od prawie dwóch miesięcy i nie
wiedziałam niczego o bibliotece. Przecież książki to mógł być mój
łącznik z człowieczeństwem! Coś, dzięki czemu mogłabym się poczuć jak
człowiek, a nawet poznać sposób na przemianę!
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się do niej. - Zajrzę do biblioteki później.
Mimo tego, że nie potrafiłam ukryć emocji przez cyjanowe znaki, które
świeciły już dość mocno, po moim tonie nie dało się czuć choćby cienia
podekscytowania.
Zawróciłam w stronę mojej jaskini.
- Tylko uważaj na nią. Kiedy widziałam ją ostatnio była trochę... Roztrzęsiona. - Rzuciła mi Alfa na odchodne.
*** *** ***
Naturalnie zapomniałam zapytać Suzannę jak trafić do biblioteki. Nie
miałam pojęcia gdzie zacząć poszukiwania, a wstyd mi było zawracać jej
głowę. Koniec końców po kilku godzinach błądzenia znalazłam odpowiednią
drogę. Niestety było już grubo po zmierzchu.
Nareszcie stanęłam w progu ogromnej czytelni, wypełnionej po brzegi
łamiącymi się pod ciężarem opasłych tomów regałami. Po wejściu od razu
rzuciła mi się w oczy jedyna żywa istota w pomieszczeniu. Siedziała
pośrodku stosu zniszczonych książek i raz na jakiś czas wciskała którąś z
nich w wolne miejsce na krzywo postawionych regałach, przy okazji
wkładając między strony kilka losowych kartek z ziemi.
Jeśli to, co powiedziała mi Suzanna było prawdą, nawet gdyby chciała,
nie zdołałaby rozszyfrować treści na stronicach i dobrać je do
prawidłowych ksiąg.
Podeszłam do Aurelliah powoli, bardziej zainteresowana skłonnymi do
poruszania się wbrew mej woli łapami, niż nienadającymi się do użytku
książkami, przez których labirynt musiałam się przedrzeć.
Obserwowałam przez chwilę ją i jej dzieło, zanim odważyłam się odezwać:
- Nazywasz się Aurelliah? - Wydukałam powoli starając się brzmieć jak najnaturalniej.
Dawno nie rozmawiałam po angielsku, więc potrzebowałam chwili, żeby
przypomnieć sobie wszystkie zwroty, których mogłam potrzebować w naszej
rozmowie.
Dźwięk mojego głosu spotkał się z natychmiastową reakcją. Wadera uniosła
łeb przez chwilę mierząc mnie wzrokiem. Początkowo jakoś dziwnie na
mnie patrzyła. Może źle coś powiedziałam?
- Tak. - Ucieszyłam się słysząc, że to jednak była ona, chociaż raczej nie było innej możliwości.
- Mówisz po polsku? - Wolałam się upewnić, że moje informacje są prawdziwe.
Pokręciła przecząco głową.
- Czyli Alfa miała rację. - Dziwnie mi było patrzeć na kogoś, z kim miałam o wiele więcej wspólnego niż się mogło wydawać.
- Pochodzę z USA, a tutaj przyjechałam nakręcić kilka scen filmu.
- Film? - Natychmiast się ożywiłam. Matko, jak ja uwielbiam filmy! Ona
musiała być aktorką, albo reżyserką! To było niesamowite uczucie móc
poznać kogoś takiego.
Poczułam znajome mrowienie na grzbiecie, które postarałam się stłumić. Z
każdą chwilą mówiłam coraz szybciej. Odniosłam wręcz wrażenie, że
szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Do tej pory musiałam zastanawiać
się nad tym, co mówię, a teraz przychodziło mi to odruchowo. Nie
wiedziałam, że zmiana osobowości sprawiała, że poznawałam lepiej dany
język. Może nigdy tego nie zauważyłam, bo nie rozmawiałam z ludźmi
innych narodowości?
- Film akcji. - Przytaknęła. - Choć ty pewnie nie wiesz, co to takiego,
bo jesteś wilkiem. - Stwierdziła, po czym wróciła do swojego jakże
fascynującego zajęcia.
To było wredne z jej strony. Przecież musiała zdawać sobie sprawę, że rozumiem o czym do mnie mówi!
- Wiem, co to film, nie jestem głupia.
Znieruchomiała. Przez chwilę chciała zadać pytanie, zapewne związane z
moją wiedzą na temat ludzkich obyczajów, ale zrezygnowała z tego
pomysłu. Pewnie sądziła, że potrafię zmieniać się w człowieka.
Na myśl o tym ogarnął mnie straszny gniew i ledwo stłumiłam w sobie
ochotę, żeby rzucić w nią książką. Przecież musiała być o wiele ode mnie
starsza. Wiedziałam, że to negatywny wpływ silniejszej osobowości.
Atakowanie ludzi było do mnie niepodobne.
- Więc o czym ten film? - Postanowiłam brnąć w temat dalej.
- O zbrojnej jednostce. Tajemnej broni wojska w latach dwa tysiące
cztery do dwa tysiące siódmego. Powszechnie uważano, że to
chłopiec-robot, ale niewiele było w tym prawdy. Nazywał się Astro. Film
oparty na faktach. - Mówiła głosem pozbawionym entuzjazmu. - Ale nigdy
nie zostanie zrealizowany.
Spojrzała na mnie. Z jej oczu nie dało się wyczytać dosłownie nic.
Kompletna pustka. Może chciała mnie sprawdzić? Zorientować się, ile
wiem?
- Szczerze mówiąc, to nie moje klimaty. - Uśmiechnęłam się sztucznie,
nie chcąc jej urazić. - Ale ta historia mogłaby mnie zaciekawić.
Dlaczego nigdy go nie zrealizujesz? - Zapytałam, chociaż dobrze znałam
odpowiedź.
- Bo znalazłam się tutaj. Jak wyobrażasz sobie realizację jakiegokolwiek
projektu, podczas gdy ja jestem wilkiem? To bezużyteczne ciało... Na co
mi ono? Na co?! Może już nigdy nie wrócę do domu, nie zobaczę tych,
których kocham.
Wszechogarniający smutek i rozpacz były dla mnie jak uderzenie tsunami.
Miałam ochotę położyć się gdzieś w kącie i zacząć płakać nad losem nas
obu. Bo przecież nie tylko jej całe życie obróciło się w pył.
- Doskonale wiem co czujesz...
- Wątpię. Nawet w najmniejszym stopniu nie rozumiesz, jakie to uczucie.
Patrzeć na innych, jak zmieniają się w ludzi raz za razem i nawet nie
móc z nimi porozmawiać. Zapytać, jak to robią. Straciłam już nadzieję,
że kiedykolwiek ktoś mi pomoże. - Mówiąc to, lekko drżała.
- Otóż tu się mylisz. - Uniosłam głowę, patrząc jej w oczy. Odwzajemniła
spojrzenie bez wahania. - Urodziłam się jako człowiek, wychowali mnie
ludzie. Nie mam pojęcia kim jestem i jak mogę wrócić. Może i żyłam w
tamtej formie krócej niż ty, ale jest jeszcze coś, dzięki czemu... -
Urwałam na chwilę, żeby zastanowić się, co powiedzieć. Opuściłam łeb. -
Nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić.
- Zrobisz, co uważasz za słuszne. - Skwitowała krótko.
Ponownie napotkałam jej spojrzenie. Odchrząknęłam cicho i odezwałam się
usiłując uzyskać poważny i pewny siebie ton głosu, jaki zapewne miałaby
moja rozmówczyni, gdyby była zmuszona powiedzieć dokładnie to samo:
- Urodziłam się z pewnym osobliwym darem. Umiejętnością, którą można
porównać do talentów innych wilków, chociaż te są o wiele bardziej
niezwykłe i spektakularne... Umiejętnością, dzięki której nie tylko wiem
co czujesz, ale też czuję to samo, co ty. Mój charakter z każdą chwilą
coraz bardziej przypomina twój, tak samo zresztą jak zmieniają się moje
preferencje, poglądy, a w niektórych okolicznościach również
umiejętności. Na przykład językowe. - Uśmiechnęłam się lekko. W ciągu
naszej rozmowy użyłam już słów, których nigdy się nie uczyłam i nie
miałam prawa znać. Czułam się wręcz, jakby nasza rozmowa odbywała się w
moim ojczystym języku.
Aurelliah zrobiła krok do tyłu, potrącając przy tym otwartą książkę
leżącą grzbietem do góry. Przez chwilę widziałam w jej oczach cień
strachu, ale zaraz potem przyszło niedowierzanie. Jej brak wiary w mój
dar aż palił mnie od środka.
- To niemożliwe. - Wydusiła przez zaciśnięte zęby.
Westchnęłam ciężko. Dalsza rozmowa nie miała sensu.
- Moje zadanie ograniczało się jedynie do sprawdzenia, jak sobie
radzisz. Skoro jakoś ci idzie, moja pomoc jest tutaj zbędna, bo tylko
odciągam twoją uwagę od pracy.
Bez ostrzeżenia odwróciłam się do wadery plecami i skierowałam swoje
nieporadne ciało w stronę wyjścia. Powoli, żeby dać jej czas do namysłu,
lub powiedzenia czegoś. Ona jednak uparcie milczała, w bezruchu mnie
obserwując.
Kiedy stałam już w progu, ostatni raz spojrzałam w jej stronę.
Zamierzałam zrobić to, co powinnam, zresztą sama tego chciałam. Jednak
kiedy otworzyłam usta, żeby kontynuować moją wypowiedź, słowa ledwo
przeszły mi przez gardło:
- Jeśli zaś po ochłonięciu postanowisz porozmawiać z jedynym wilkiem,
który rozumie twoje słowa, i którego słowa ty rozumiesz, będę czekać na
ciebie jutro nad Wodospadem, kiedy słońce zacznie chylić się ku
zachodowi. Chyba mamy sobie jeszcze wiele do powiedzenia.
Podreptałam na zewnątrz, w mroku zlewając się z otaczającym mnie leśnym
krajobrazem. Mimo, że ledwo byłam w stanie odróżnić od siebie sylwetki
drzew, będąc wilkiem instynktownie wiedziałam jak trafić do mojej
jaskini. Mimo to wolałam poćwiczyć bieganie po naturalnym torze
przeszkód.
Musiałam teraz pobyć trochę sama. Co prawda zostawiłam osobliwą waderę
za sobą, ale jej smutny, depresyjny wręcz wpływ miałam odczuwać jeszcze
przez jakiś czas, jak było zawsze.
Czekał mnie jeden z najcięższych socjalnych kaców w moim życiu.
Uwagi: Nie "przeklnęłam", tylko "przeklęłam". Nieprawidłowo zapisany tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz