Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.
Luty 2020 r.
Leżałam akurat przed jaskinią i z maksymalną uwagą wypatrując wszystko, co działo się na terenie nazywanym Wrzosową Łąką, gdy przysłonił mnie cień i na chwilę oślepłam. Jakiś wielki ptak? Na to wskazywał trzepot skrzydeł. Zadarłam pyszczek do góry akurat w momencie, kiedy odzyskałam ostrość widzenia, a postać która jeszcze przed chwilą zakłóciła mój spokój wylądowała tuż obok.
- Cześć! - powiedział wesoło młody basior. Patrzyłam na niego znak zmarszczonych brwi. Rzadko odwiedzał nas ktokolwiek, a co dopiero jakieś inne szczeniaki. Byłam chyba najmniej zżytą z pozostałymi towarzysko. Widok Shena przed jaskinią był dość nietypowy.
- Cześć... - wychrypiałam. Od kiedy nauczyłam się mówić, mój głos na okrągło odmawiał posłuszeństwa. Tego dnia padło na chrypę.
- Aoki zaproponowała, żebyśmy uciekli z watahy! Co ty na to? To będzie świetna przygoda! - zachęcał. Wyglądał na niezwykle podnieconego tym planem. Zmarszczyłam nos zniesmaczona. Nim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć, do naszych uszu dobiegł męski, acz znajomy głos:
- Uciec? Wiecie, że to niebezpieczne?
Obróciłam pysk w tamtym kierunku. Tata miał wyjątkowo poważny wyraz pyska, a oczy były wręcz smutne.
- E... To był tylko taki żart! - Wyszczerzył się Shen. Spojrzałam na niego z oburzeniem. Tata uniósł brew, chyba nie całkiem wierząc.
- Tak?
- Tak, tak! - zapewniał szczeniak. Tata zerknął na mnie. Mój zamyślony wyraz pyska chyba potwierdzał jego obawy.
- Jesteście jeszcze za młodzi na takie akcje... Ty, Shen, może już jesteś w odpowiednim wieku, ale Navri niestety jeszcze nie. Może się wam stać krzywda.
Basiorek się zasępił. Patrząc na niego i jego spuszczony wzrok pomyślałam, że z jakiegoś powodu nie zamierzał odpuścić. Chcą wybrać się wraz ze wszystkimi? Czy ta nowa również miała iść? Tata skierował się ku wejściu do jaskini. Niespiesznie wszedł do środka. Wiedziałam, że jak zwykle jest zmęczony po pracy i zamierzał trochę poleżeć.
- Chodu! - krzyknął wtedy Shen, wykonując szybki ruch, przez który wylądowałam na jego grzbiecie. Tata od razu zerwał się z miejsca, ale basiorek już wziął rozbieg, rzucił się w przepaść i... poleciał. Odruchowo wbiłam swoje tępe pazurki w jego futro tak, by nie spaść i ostrożnie obejrzałam się przez ramię. Niebieski samiec stał oniemiały w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdowaliśmy. Uśmiechnęłam się do niego blado, choć wiedziałam, że z tej odległości tego nie zobaczy.
- Ostatecznie nawet nie poczekałeś, aż przemyślę sprawę - powiedziałam w którymś momencie.
- Bo nie mieliśmy na to czasu - uciął temat. Westchnęłam cicho. Miał oczywiście rację... Choć i teraz nie ma pewności, czy tata nie pójdzie przekazać reszcie stada w którym kierunku się udaliśmy.
Niedługo potem Shen podszedł do lądowania. Wypatrzyłam Aoki, Torance, Moone i Winterena. Spojrzenia ich wszystkich były wówczas utkwione w basiorku, którego pysk teraz musiał wyrażać niezmierną dumę z tego, że udało mu się mnie tutaj sprowadzić. Mruknęłam coś pod nosem, co Shen słusznie odebrał jako rozkaz schylenia się, by łatwiej było mi zejść. Tak też zrobiłam. Równym truchtem ruszyłam ku pozostałym, co zrobił i skrzydlaty samiec, lecz szybko mnie wyprzedził. Co rusz zwalniał, a łapy mu się plątały, byleby iść tak szybko, jak ja. Mogłam rzecz jasna pobiec, ale jakoś nie miałam na to nastroju. Miałam chyba wyjątkowo zły dzień.
- No nareszcie! - rzuciła dramatycznie Aoki - Dłużej się nie dało?
- Cześć! - powiedział wesoło młody basior. Patrzyłam na niego znak zmarszczonych brwi. Rzadko odwiedzał nas ktokolwiek, a co dopiero jakieś inne szczeniaki. Byłam chyba najmniej zżytą z pozostałymi towarzysko. Widok Shena przed jaskinią był dość nietypowy.
- Cześć... - wychrypiałam. Od kiedy nauczyłam się mówić, mój głos na okrągło odmawiał posłuszeństwa. Tego dnia padło na chrypę.
- Aoki zaproponowała, żebyśmy uciekli z watahy! Co ty na to? To będzie świetna przygoda! - zachęcał. Wyglądał na niezwykle podnieconego tym planem. Zmarszczyłam nos zniesmaczona. Nim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć, do naszych uszu dobiegł męski, acz znajomy głos:
- Uciec? Wiecie, że to niebezpieczne?
Obróciłam pysk w tamtym kierunku. Tata miał wyjątkowo poważny wyraz pyska, a oczy były wręcz smutne.
- E... To był tylko taki żart! - Wyszczerzył się Shen. Spojrzałam na niego z oburzeniem. Tata uniósł brew, chyba nie całkiem wierząc.
- Tak?
- Tak, tak! - zapewniał szczeniak. Tata zerknął na mnie. Mój zamyślony wyraz pyska chyba potwierdzał jego obawy.
- Jesteście jeszcze za młodzi na takie akcje... Ty, Shen, może już jesteś w odpowiednim wieku, ale Navri niestety jeszcze nie. Może się wam stać krzywda.
Basiorek się zasępił. Patrząc na niego i jego spuszczony wzrok pomyślałam, że z jakiegoś powodu nie zamierzał odpuścić. Chcą wybrać się wraz ze wszystkimi? Czy ta nowa również miała iść? Tata skierował się ku wejściu do jaskini. Niespiesznie wszedł do środka. Wiedziałam, że jak zwykle jest zmęczony po pracy i zamierzał trochę poleżeć.
- Chodu! - krzyknął wtedy Shen, wykonując szybki ruch, przez który wylądowałam na jego grzbiecie. Tata od razu zerwał się z miejsca, ale basiorek już wziął rozbieg, rzucił się w przepaść i... poleciał. Odruchowo wbiłam swoje tępe pazurki w jego futro tak, by nie spaść i ostrożnie obejrzałam się przez ramię. Niebieski samiec stał oniemiały w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdowaliśmy. Uśmiechnęłam się do niego blado, choć wiedziałam, że z tej odległości tego nie zobaczy.
- Ostatecznie nawet nie poczekałeś, aż przemyślę sprawę - powiedziałam w którymś momencie.
- Bo nie mieliśmy na to czasu - uciął temat. Westchnęłam cicho. Miał oczywiście rację... Choć i teraz nie ma pewności, czy tata nie pójdzie przekazać reszcie stada w którym kierunku się udaliśmy.
Niedługo potem Shen podszedł do lądowania. Wypatrzyłam Aoki, Torance, Moone i Winterena. Spojrzenia ich wszystkich były wówczas utkwione w basiorku, którego pysk teraz musiał wyrażać niezmierną dumę z tego, że udało mu się mnie tutaj sprowadzić. Mruknęłam coś pod nosem, co Shen słusznie odebrał jako rozkaz schylenia się, by łatwiej było mi zejść. Tak też zrobiłam. Równym truchtem ruszyłam ku pozostałym, co zrobił i skrzydlaty samiec, lecz szybko mnie wyprzedził. Co rusz zwalniał, a łapy mu się plątały, byleby iść tak szybko, jak ja. Mogłam rzecz jasna pobiec, ale jakoś nie miałam na to nastroju. Miałam chyba wyjątkowo zły dzień.
- No nareszcie! - rzuciła dramatycznie Aoki - Dłużej się nie dało?
- Trzeba było pozbyć się Dante - wyszczerzył się Shen. Spojrzałam na niego z poirytowaniem. Po imieniu tak? Był w końcu znacznie od niego młodszy. Jakby dodał "pan", byłoby w porządku. A poza tym przedstawił to w taki sposób, jakby dokonał nie wiadomo czego. W końcu zaraz mogło się tu zbiec stado dorosłych. Ciekawe, czy wtedy też by się tak cieszył.
- Shen! Jak ty nazywasz swojego
przyszłego teścia?! - zapytała Torance z kpiącym uśmieszkiem. Wywróciłam oczami. Co jeszcze wymyślą? Miałam ochotę odejść i skupić się na rzeczach ważniejszych, niż użeranie się z nimi.
- Idziemy? - wtrąciła Moone.
- Ja prowadzę! - zarządziła Aoki. Wszyscy ruszyliśmy w kierunku ścieżki prowadzącej na szczyt Góry. Jak zwykle nawet nie przyjęła słowa sprzeciwu. Z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej arogancka. Miałam nieodparte wrażenie, że nawet ja umiałabym podejmować lepsze decyzje niż ona.
***
Bez większego wysiłku weszłam na dość wysoki poziom Góry, gdzie Aoki zarządziła polowanie. Nawet nie wiedziałam, że jestem głodna - myślałam, przeżuwając kawałek niezbyt smacznego o tej porze roku mięsa. Później udaliśmy się na poszukiwania jakiegoś schronienia. Nim tam jednak dotarliśmy, musiałam ciągnąć upolowane wcześniej zwierzę. Jedyną osobą, która nic nie robiła, była - a jakże - Aoki. Sądziłam, że jeszcze chwila i padnie trupem pod wpływem mojego spojrzenia. Tak się jednak nie stało, a ona nawet nie wiem, czy mnie dostrzegła. Jasne, tutaj chyba każdy mnie ignorował.
Po odegnaniu pająków, które przyznam, miały dość paskudne odnóża, położyliśmy się w górskiej jaskini. Było tam na tyle ciasno, że leżąc tak musieliśmy stykać się brzuchami. Mnie przypadło miejsce w głębi jamy, (twierdząc po zapachu) tuż obok Moone, która z jakiegoś powodu w środku nocy wstała, tym samym wytrącając mnie ze snu. Nie widziałam jej, bo było jak dla mnie zbyt ciemno, ale domyśliłam się, iż wyszła. W końcu niedługo potem spokój przeciął krzyk Aoki:
- Zbieramy się! Co wy tu robicie?!
Bez konsultacji z dosłownie nikim rozkazała iść dalej. Poza tym nie widziałam kompletnie nic. Było zbyt ciemno. Nienawidziłam za to swoich oczu, tym bardziej że jak stwierdził tata - im starsza się stawałam, tym mniejsza szansa była na samoczynne naprawienie ich. Ach, jak ja za nim tęskniłam. Nie minął jeden dzień, a już chciałam wracać do własnej jaskini.
- Och! Co to jest?! - wykrzyknął Wii. Zmarszczyłam brwi, powoli kierując się w jego stronę. Prawdopodobnie pozostałe szczeniaki zrobiły to samo, bo słyszałam okrzyki wyrażające głębokie zafascynowanie.
- No wow, jakieś walące się budynki, o co tyle krzyku? - mówił bez entuzjazmu Shen.
Czyli mieliśmy przed sobą ruiny. Tego, jak bardzo żałowałam, że ich zwyczajnie nie widzę nie dało się aż po prostu opisać. Może gdybym podeszła zobaczyłabym cokolwiek? Wtedy jak na zawołanie odezwała się Moone:
- Nie wiem jak wy, ale ja idę się temu przyjrzeć bliżej. Ktoś idzie ze mną?
Zapanowała cisza. Słysząc szmer łap, prawdopodobnie należących do niej, ruszyłam w ślad za nią. Kierowałam się słuchem i węchem. Na szczęście ten drugi stał się w ostatnim czasie dość dobry, bym doskonale wiedziała, gdzie idzie Moone. Kilka razy się potknęłam, na co Aoki reagowała powstrzymywanym śmiechem. Nie wiedziała, że mam problem ze wzrokiem, dlatego chyba miała mnie za łamagę, którą raczej nie byłam.
Chodziłyśmy w kółko dość długo. Kręciłam od czasu do czasu łepkiem, udając, że widzę zabierające dech w piersi resztki tajemniczych budynków, a nie bezkształtną szaro-czarną masę. W końcu zatrzymałyśmy się w miejscu, a moja towarzyszka ponownie się odezwała. Tym razem jej głos jakby odbijał się od ścian, tworząc charakterystyczne echo. Musiałyśmy znajdować się w środku.
- Może nie pójdziemy dalej, omijając to, tylko się rozejrzymy czy gdzieś tu nie ma tego więcej?
- No dobra - odkrzyknęła Aoki - No to ty i Navri pójdziecie w tą stronę, Wii i Shen...
Nie bardzo wiedząc, o co chodzi, po prostu wciąż podążałam jak cień za Moone. Swoją drogą musiałam być wyjątkowo jasnym cieniem, skoro to ona miała dużo ciemniejsze futro ode mnie. Wyobraziłam sobie ten kontrast. Całkiem ciekawy.
- Moone, a tak dokładniej po co idziemy? - zapytałam w którymś momencie. Chodzenie przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie, było dość monotonnym zajęciem.
- Żeby przeżyć jakąś przygodę, a nie tylko bawić się i uczyć w watasze - odparła bez chwili namysłu. Czyli uważała naukę jako coś nudnego? Ja byłam przeciwnego zdania. Zdecydowanie było w tym coś, co mnie w jakiś sposób inspirowało.
Niedługo potem poczułam powracający zapach basiorków. Zatrzymałyśmy się nieopodal. To był dla mnie jasny znak, że nasze eksploracje się zakończyły, a ja już nie muszę udawać, że coś mnie tu zafascynowało. Może tego lata udam się tu z tatą, żeby zobaczyć co dokładnie odnaleźliśmy. Powinnam potrafić odtworzyć tę drogę z pamięci nawet po takim odstępie czasu.
- Żeby przeżyć jakąś przygodę, a nie tylko bawić się i uczyć w watasze - odparła bez chwili namysłu. Czyli uważała naukę jako coś nudnego? Ja byłam przeciwnego zdania. Zdecydowanie było w tym coś, co mnie w jakiś sposób inspirowało.
Niedługo potem poczułam powracający zapach basiorków. Zatrzymałyśmy się nieopodal. To był dla mnie jasny znak, że nasze eksploracje się zakończyły, a ja już nie muszę udawać, że coś mnie tu zafascynowało. Może tego lata udam się tu z tatą, żeby zobaczyć co dokładnie odnaleźliśmy. Powinnam potrafić odtworzyć tę drogę z pamięci nawet po takim odstępie czasu.
- Dobra, poczekamy jeszcze jedną noc i jutro ogarniemy co to jest - niespodziewanie oznajmiła Aoki. To właśnie na nią i na Torance cały ten czas czekaliśmy. Zawróciliśmy do jaskini. Nie mogliśmy obejrzeć tego rano? Po co zrywać nas ze snu w środku nocy?
***
- Ja chcę do domuu - wyła Torance. To właśnie jej reakcja wytrąciła mnie z zapewne bardzo głębokiego snu. Uniosłam łeb by z zadowoleniem stwierdzić, że tego dnia słońce świeciło na tyle, że widziałam wszystko bardzo wyraźnie. Kolejną rzeczą, która mnie z kolei już nieźle zaniepokoiła, był fakt, iż tkwiliśmy w jakiejś drewnianej klatce, która dziwnie drżała i w dodatku przesuwała się. Przesunęłam się do przodu, starając się wyjrzeć na zewnątrz i ocenić sytuację. Szybko spostrzegłam, że nasze więzienie umieszczone było na niewielkim, równie drewnianym wózku z dwoma kołami. Po mojej lewej stronie znajdowała się długa rączka, na końcu której znajdowało się dziwne stworzenie. Zdawało się trzymać w łapach koniec gałęzi. Skądś kojarzyłam tę rasę, ale nie umiałam sobie przypomnieć skąd. Miał na głowie wielki, słomiany kapelusz. W sumie nic dziwnego. Pogoda nagle z zimowej zmieniła się w wiosenno-letnią.
- Człowiek - pisnęła Aoki, patrząc w kierunku naszego porywacza. Ach, to tak właśnie nazywały się te dziwne stworzenia pozbawione futra.
- Człowiek - pisnęła Aoki, patrząc w kierunku naszego porywacza. Ach, to tak właśnie nazywały się te dziwne stworzenia pozbawione futra.
- Przepraszam pana - zagaiłam beznamiętnym tonem - Gdzie pan nas wiezie i dlaczego?
Nie odpowiedział. Może nie rozumiał, może nie słyszał. Odchrząknęłam i postanowiłam spróbować ponownie. Szczeniaki patrzyły na mnie jak na wariatkę.
- Czy mógłby łaskawie pan powiedzieć, gdzie pan nas zabiera?
Dopiero wtedy odwrócił się w moją stronę. Patrzył na nas z wyrazem, którego nawet nie potrafiłam odczytać. Zaskoczenie? Radość? Czy może strach?
<Wii?>
Uwagi: Nie wiem, czy nie czasem ruiny były oglądane w dzień...
Nie odpowiedział. Może nie rozumiał, może nie słyszał. Odchrząknęłam i postanowiłam spróbować ponownie. Szczeniaki patrzyły na mnie jak na wariatkę.
- Czy mógłby łaskawie pan powiedzieć, gdzie pan nas zabiera?
Dopiero wtedy odwrócił się w moją stronę. Patrzył na nas z wyrazem, którego nawet nie potrafiłam odczytać. Zaskoczenie? Radość? Czy może strach?
<Wii?>
Uwagi: Nie wiem, czy nie czasem ruiny były oglądane w dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz