Luty 2020
Minęło dopiero pół roku od moich drugich urodzin, a już jutro mam
zostać oddelegowana. Niby nie przejmuję się tym zbytnio, choć boli mnie
fakt, że ojciec nie zamierza nic z tym zrobić. Nic...
Jesteśmy tak zwaną Watahą Indian lub bardziej popularnie Watahą z
Zachodu. Ale i tak pewnie nikt o nas nie słyszał. Jesteśmy watahą
wędrowną. Uciążliwe jest zmienianie miejsca co jakiś czas...
- Oby pradawne duchy zwierząt miały cię w opiece! - powiedziała z
troską Kahau. Ona i to jej gadanie. Jakby te duchy chciały się mną
zainteresować, to zrobiłyby już to dawno i na pewno powstrzymywały by
mnie, przed tym co najlepsze. Nie zastanawiając się rzekłam:
- Kahau... Pradawni nie pomogą... Nawet króliki... - i odeszłam. Musiałam iść się napić.
Idąc w stronę małej rzeczki, czułam na sobie spojrzenia innych
wilków. Tak szczerze to ja nie miałam wyrzutów sumienia. To chyba źle,
prawda? Dotarłam do strumyka i zaczęłam łapczywie pić.
Reszta dnia minęła spokojnie i bez większych sprzeczek. Wieczorem
położyłam się spać wcześnie. Śniły mi się rozległe łąki i lasy (o
których słyszałam tylko w opowieściach Kahau). Bardzo przyjemny był ten
sen. Jednakże zostałam brutalnie obudzona przez strażników. Nie należeli
oni do tych delikatnych. Siłą zaciągnęli mnie na środek osady. Jakby
nie mogli powiedzieć, przecież sama umiem chodzić. Popatrzyłam na
zebranych wokół mnie. Chyba byli zadowoleni, że zaraz
zostanę wygnana i nie wrócę. Ojciec zaczął przemawiać:
- Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać Manahane i wygnać ją na zawsze z
naszej watahy. Od teraz nie posiadasz takich tytułów jak Królicze Uszy
i... - tu się zatrzymał. Najwyraźniej nie przechodziło mu to przez
gardło... - Córka Wodza... Jakieś ostatnie słowa?
- Tak, - odpowiedziałam - tak jak najbardziej. Jak wiecie, nikogo
przy morderstwie nie było. A co jeśli to nie ja? Co jeśli popełniła
samobójstwo? Co jeśli mnie zmusiła?
- Przestań! - warknął szaman - Teraz wypij ten eliksir... - podał mi
fioletową fiolkę, a ja opróżniłam jej zawartość. Wiedziałam, że przez
nią przeniosę się w odległe miejsce, o którym pomyślę. A ja pomyślałam o
tych łąkach i lasach, które się mi dzisiaj śniły... Na koniec
powiedziałam do ojca "Żegnaj, tato" i potem nie widziałam już nic...
***
Obudził mnie... śpiew ptaków? Tak! Jestem w
lesie! lecz... tu nie jest tak zielono, jak sobie wyobrażałam...
Wszystko pokrywa biały puch. Teraz najważniejszą rzeczą jaką miałam
zrobić to znaleźć wodę. Było naprawdę zimno... Cała trzęsłam się i ledwo
utrzymywałam się na swoich łapach. Nie wiedząc, tak naprawdę co począć
zaczęłam iść przed siebie.
Po pewnym czasie wyczułam kogoś obecność.
Była to grupka wilków składająca się z czterech osobników. Zaczaiłam się
w krzakach i przyglądałam im się. Jacy oni byli wysocy. Jak zauważyłam,
polowali na zające. Jakaś wadera spojrzała w moją stronę, lecz
nie zauważyła mnie. Powiedziała coś do reszty, a ja wykorzystałam tę
chwilę nieuwagi i zakradłam się. Dzięki moim zdolnościom nie zwrócili
nawet uwagi, że jednego zająca brakuje.
W porównaniu do nich byłam małym zającem...
Byłam prawie o połowę od nich mniejsza i niższa. Wróciłam w krzaki i
szybko pożywiłam się. Postanowiłam ich śledzić. Szłam w bezpiecznej
odległości i próbowałam ustalić gdzie idą.
Dotarliśmy chyba do watahy? Tak przynajmniej to wygląda. Sporo
wilków... Każdy wyglądał inaczej... Postanowiłam trochę się powałęsać,
oczywiście tak, aby nikt mnie nie zauważył. Śledząc raz tego wilka, raz
innego w końcu znalazłam wodopój. Rozejrzałam się w około, by sprawdzić,
czy nikogo nie ma. Pewna swojej samotności podeszłam do wody. Łapczywie
zaczęłam pić.
Wróciłam się do środka watahy - czyli tam gdzie znajdowało się
najwięcej wilków. Zaczęło się ściemniać i prawie wszyscy udali się na
spoczynek. Chciałam sobie pooglądać co robią teraz te nadmiar wysokie
istoty. Skradałam się pod jaskinie i podsłuchiwałam...
- Znowu? - stanęłam pod jedną. Ironiczny śmiech jakiejś wadery mnie
zaciekawił. - Przecież ci mówiłam, że nie ma mowy. - i w tej chwili ktoś
wyszedł z tej groty. Ostra babeczka z tej wadery, już ją lubię.
Wkradłam się po woli i stanęłam za nią. Mogłam się spodziewać, że to jest Alfa.
- Dobry wieczór - powiedziałam, a Alfa odwróciła się i popatrzyła z
niedowierzaniem. Jakby zobaczyła o połowę niższą od siebie Hane. - Pani
jest Alfą, nieprawdaż?
- Uważaj sobie. - warknęła - nie wolno nikomu zakradać się do mojej jaskini. A już na pewno nie obcym!
- No dobrze... Jestem Manahane. - przedstawiłam się. - Nie mam co z
sobą zrobić, ponieważ... - ugryzłam się w język. Przecież nie powiem, że
zostałam wygnana! Musiałam coś wymyślić... - zostałam bez bliskich...
- Ktoś ich zabił? - zapytała.
- Nie do końca. - zaczęłam kłamać, a to potrafię doskonale. - Zostali
wywiezieni i przeniesieni na inny teren. Ja wtedy byłam poza watahą.
- A jak nazywała się twoja wataha? - dopytywała, a to już wkurzało.
- Wataha z Zachodu. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Na razie przyjmę cię na okres próbny... Spróbuj być grzeczna i nie
zakradaj się do mojej jaskini, a może pozwolę ci zostać. - powiedziała
zgryźliwie.
- Czarny humorek widzę. Już cię lubię. - powtórzyłam swoje słowa. - A i jeszcze jedno. Gdzie mam spać?
- Będę udawać, że tego nie słyszałam. Twoja jaskinia jest tusz pod moją... Dobrej nocy, Manahane.
Opuściłam Alfę i skierowałam się do wyznaczonego miejsca przez waderę. Zasnęłam...
***
Rano obudził mnie rano głos jakiegoś wilka:
- Witaj w Watasze Magicznych Wilków. Suzanna
wyznaczyła mnie, abyś mogła zapoznać się z zasadami, obowiązkami i
atmosferą panującą tutaj!
< Chętny? >
Uwagi: "Na pewno", "nie zobaczyła", "na razie" oraz "do końca" piszemy osobno. Nie "powałętać", lecz "powałęsać". Dużo literówek. Nie "te gadanie", tylko "to". "Zrobiłyby" piszemy razem. Wcięcia w tekście nie powinny być robione Spacjami.
Uwagi: "Na pewno", "nie zobaczyła", "na razie" oraz "do końca" piszemy osobno. Nie "powałętać", lecz "powałęsać". Dużo literówek. Nie "te gadanie", tylko "to". "Zrobiłyby" piszemy razem. Wcięcia w tekście nie powinny być robione Spacjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz