Styczeń 2020r.
Stałam osłupiała. Przyglądałam się całej walce od pojawienia się wilków.
Deszcz spływał zimnymi strugami po moich plecach. Słyszałam wszystko co
mówili. Przez następne minuty nie mogłam się otrząsnąć. Nie miałam
pojęcia co zrobić. Nagle jeden z basiorów krzyknął:
- Owszem, jednak to już koniec, pociągnę cię za sobą do grobu! – po czym
rzucił granatem. Siła wybuchu odepchnęła mnie do tyłu. Uderzyłam o
ziemię. Wstając, spojrzałam na wilki. Jeden z nich, białowłosy chłopak,
spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Zaraz potem zemdlał. Podeszłam do niego.
Co robić… Co robić… myślałam gorączkowo. Postanowiłam wezwać pomoc.
Wybiegłam z Miasta i gdy tylko znalazłam się w Lesie, zmieniłam się
wilka i zawyłam. Była to prośba o pomoc, ale ponieważ w wilczej mowie
można było rozmawiać tylko o teraźniejszości, nie mogłam wytłumaczyć co
się stało. Mijały minuty, deszcz zmieniał się w burzę, grzmiało coraz
głośniej. Zirytowana brakiem odpowiedzi, zmieniłam się w człowieka i
pobiegłam do nieznajomego. Musiałam go stąd zabrać, zanim pojawią się
ludzie.
Po drodze spotkałam Kai’ego, który pomógł mi przenieść basiora do
watahy. Kiedy się obudził, zaprowadziliśmy go do Alfy. Został przyjęty,
nawet udało się nam dowiedzieć, że nazywa się Nergal, ale najwyraźniej
wybuch był silny, bo znowu stracił przytomność, w swojej jaskini.
Zastanawiałam się czemu w ogóle mu pomogłam. Prawdopodobnie jest to po
prostu morderca jakich mało. Wykończył wszystkich swoich wrogów, nawet
mimo to, że byli lepiej uzbrojeni. Ale… Skoro Nergal przeżył… To może
ten drugi też? Natychmiast udałam się w stronę Miasta. Deszcz dalej
padał, a błyskawice ciągle przeszywały niebo. Zmieniłam się w człowieka,
praktycznie już wbiegając do Miasta. Mam nadzieję, że nikt tego nie
widział, myślałam gorączkowo. Wpadłam na ulicę, na której wszystko się
rozegrało. Spojrzałam na martwe ciała.
- O matko… - szepnęłam.
Zdjęłam kaptur z głowy. Wpatrywałam się w wilki. Wszędzie było pełno
krwi. Jeden zastrzelony… Inne leżały martwe, bez żadnych ran… Spojrzałam
na miejsce wybuchu granatu. Przyłożyłam ręce do ust. Tego co tam
zobaczyłam nie będę nawet opisywać. Nie wiem nawet kiedy, ale upadłam na
kolana. Jak można tak zabijać? Co ja mam zrobić? Nie mogę ich tak
zostawić, prędzej czy później przyjdą tu ludzie…
Udało mi się ukryć ciała, ale włożony w to wysiłek oraz to co
zobaczyłam, zupełnie mnie wyczerpały. Nie chciałam iść do jaskini.
Poszłam do wspólnego domu. Nikogo tam dziś nie było. Udałam się do
jednej z sypialni. Bez zastanowienia położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Obudziłam się. Był środek nocy. Przez burzę nie mogłam stwierdzić która w
ogóle jest godzina – teraz deszcz się uciszył. Przez okno widać było
biały sierp księżyca. Wstałam i ruszyłam w stronę watahy.
Wracając, udałam się jeszcze nad Jezioro. Rozbiłam lód, tworząc
przerębel. To jest kąpiel dla mnie. Nie nurkowałam, w obawie, że zgubię
dziurę w lodzie, ale i tak było wspaniale. Próbowałam schwytać jakąś
rybę, ale znowu mi to nie wyszło. Tutejsze rybki są nad wyraz szybkie.
Potem dla relaksu, ślizgałam się po lodzie, który ciągle załamywał się
pod moim ciężarem. Po skończonej zabawie, udałam się w stronę jaskiń.
Humor mi nie dopisywał. Patrzyłam spode łba nawet na drzewa.
Postanowiłam zajrzeć co u nowego.
Zajrzałam do jego jaskini. Wciąż spał. Furknęłam z furią i udałam się do
swojego domu. Położyłam się na posłaniu. Pozostaje mi czekać, aż się
obudzi. Zaczęłam czytać książkę pod tytułem ,,Kronikarz Przyszłości’’.
Bardzo lubię książki przygodowe, ale teraz jakoś nie miałam ochoty na
lekturę. Po długim oczekiwaniu oczy same mi się zamknęły. Ciekawe kiedy
się obudzi… pomyślałam, zasypiając.
< Nergal? >
Uwagi: "Po czym" piszemy osobno. Pogubiłaś kilka przecinków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz