Kwiecień 2020
Nieznajoma,
różowawa wadera prowadziła mnie ścieżką przez wielkie wrzosowiska. Nie
ukrywam, byłam zachwycona widokami. Wręcz machałam pyskiem na wszystkie
strony w podekscytowaniu. Od czasu opuszczenia kanionu, oglądałam tylko
łyse góry, dzień po dniu takie same. Jedynym wyjątkiem była polanka, ale
ile to przy prawdziwej otwartej przestrzeni?
Chociaż dalej
bolały mięśnie i widziałam wszystko trochę jak miłośnik alkoholu,
wstępowało we mnie życie. Szalałam na widok kwiatów, roślin, normalnych
drzew. Byłam prawie zahipnotyzowana tym wszystkim, jakbym oglądała
piękny świat po raz pierwszy. Oplecione słońcem, kolorowe pola,
rozciągnięte niemalże po horyzont, do tego prawdziwe, niebieskie niebo,
nie szare chmury i mgła. Byłam jak ptak wypuszczony z klatki.
Zorientowałam się, że prawdopodobnie moje odczucia przypominają reakcje
Tinga - stworzenia wyciągniętego, za moją sprawą, z czterech ścian
ognistego, nie oszukujmy się, więzienia. Sposób, w jaki on patrzy na
gwiazdy, ważki, czy nawet te górskie pejzaże, świadczy o jego zachwycie.
Zrozumiałam, że mnie dotyka właśnie takie samo oczarowanie, chociaż ja
wiem od małego jak wygląda świat.
Czyli to prawda, trzeba coś stracić, żeby to docenić.
Nad
moją głową przemknął słowik, nucący radosną pieśń. Gdyby nie fakt, że
już pewnie sprawiałam dziwne wrażenie swoim szczenięcym zachwytem,
przyłączyłabym się do śpiewu. Próbując wreszcie uspokoić rozpierane
energią ciało, zerkałam na nieznajomą, ciekawa, co sobie myśli o moim
wariactwie. Wilczyca o lśniącym, pudrowo-różowym futrze, nie wyglądała
jakby się przejęła wspomnianym zachowaniem. Może założyła, że mam tak
zawsze, albo kazali jej nie komentować. Jednak nie była całkiem
nieobecna, widać było w niej gotowość złapania mnie, gdybym źle
postawiła uszkodzoną łapę. Odetchnęłam świeżym, wiosennym powietrzem i
zaczęłam rozmowę:
- Idziemy do prywatnego lokum Alfy?
- Nie - pokręciła głową wilczyca. - O tej porze jej tam nie będzie.
- Więc gdzie może być?
- Przy Pomarańczowym Drzewie - odparła sucho.
- Co w nim takiego szczególnego, że akurat tam? - dopytywałam dalej.
- To miejsce zebrań i tak dalej... - mruknęła różowa.
- Zawsze zbieracie się przy tym konkretnym drzewie?
- Zadajesz dużo pytań, Lind - popatrzyła na mnie z podejrzliwością.
Już
nic więcej nie powiedziałam. Pewnie uznała, że celowo zbieram
informacje. Poczułam się źle z tym faktem. Ech, powinnam się
przyzwyczaić, że trochę czasu będą wobec mnie nieufni. Ewentualnie cały
mój pobyt tutaj będzie tak, a nie inaczej. Opuściłam uszy, resztę drogi
spędziłyśmy w milczeniu. Nie trwało to długo z resztą, spora część trasy
do Pomarańczowego Drzewa była już za nami.
Zdziwiłam się
zobaczywszy Alfę. Nie wyglądała na typową, potężną przywódczynię na
pierwszy rzut oka. Ot drobna, niska, puszysta wadera, ale jednak jakimś
cudem czuć, że to osoba z autorytetem.
- W końcu jesteście - powiedziała na przywitanie.
- Gdyby nie ten jej uraz przedniej łapy, przyszłybyśmy szybciej - wyjaśniła różowa.
-
Oczywiście - Alfa zmierzyła mnie wzrokiem. - Lind, powiesz mi gdzie
zmierzałaś, zanim przypadkiem trafiłaś tutaj? Zrozum, że musimy wiedzieć
co i jak.
- No tak, oczywiście. Hm... - podrapałam się po głowie. - Zdaje się, że podążałam na północny zachód.
- Chodzi mi o cel - sprecyzowała przywódczyni watahy.
- Cel? - zawahałam się. - Znaczy... chyba nie ma żadnego konkretnego.
- Szłaś po prostu przed siebie?
-
Nie, nie! Już pamiętam - Trudno mi zbierać myśli. Jednak otępienie
średnio ustąpiło - Chciałam, że tak powiem, znaleźć swoje miejsce na
świecie.
- Szukałaś czegoś jak wataha?
- No...prawdopodobne.
Chwilę wszyscy milczeli, otrzymałam moment, żeby się zdecydować. Pewnie obie wilczyce przewidziały następujące pytanie:
- Byłaby możliwość, żebym dołączyła na jakiś czas tutaj?
- Być może - odparła chłodno Alfa.
-
Oczywiście, jak tylko wyzdrowieję, wracam w góry - powiedziałam pewna,
że niekoniecznie potrzebują tu więcej gęb do wykarmienia.
- To raczej nie będzie konieczne - podsumowała rozmówczyni. - Zirael, zaprowadź Lind do jaskini.
- Dziękuję - powiedziałam do Alfy, nie znajdując lepszych słów.
- Idźcie już, mam dzisiaj jeszcze dużo pracy - odprawiła nas.
Chyba
lepiej nie nadużywać cierpliwości nowej przywódczyni. Opuściłyśmy
okolicę Pomarańczowego Drzewa i wróciłyśmy na Wrzosową Łąkę. Po drodze
do mojego nowego lokum, minęłyśmy szpital i siedziby kilku innych
wilków.
- To tutaj - Zirael zatrzymała się przed niedużą, ale
wyglądającą dość przytulnie jaskinią. - Będziesz musiała mieć
przydzieloną konkretną funkcję, nic za darmo - zaznaczyła.
- Oczywiste - rozejrzałam się. - Trzeba będzie trochę urządzić - pomyślałam głośno.
-
To dzisiaj sobie pomyślisz nad wszystkim i zdecydujesz jakie stanowisko
chcesz objąć. - powiedziała wadera jakby od niechcenia.
Pokiwałam
głową, że rozumiem, więc Zirael zostawiła mnie samą. Położyłam się na
posłaniu i wyciągnęłam z mojej torby wyszywaną chustę, którą zaczęłam
jeszcze w domu Babci. Na obrazku był koliber podlatujący do
niedokończonego kwiatu. Chwilę wpatrywałam się w ten haft, po czym
przytuliłam go do siebie.
Przyszła tęsknota, a wraz z nią
zwątpienie. Co ja tu w ogóle robię? Powinnam być przy Skalnym Łuku. W c z
o r a j ! Kto wie czy te wilki w ogóle mnie uznają za swoją, a teraz
jestem zdana na ich łaskę dopóki nie wyzdrowieję i nie wrócą moje moce.
Obróciłam się na bok. W głowie nagle wybrzmiały mi słowa Babci:
Nic się nie dzieje przypadkowo. Tam, gdzie jesteś TERAZ, miałaś być od zawsze.
Pociągnęłam nosem. Oby miała rację.
Wstałam
i wydobyłam spośród moich rzeczy igłę z nitką. Zajęłam się dokańczaniem
wyszytej scenki. Haftowanie zawsze mnie uspokajało, ale jakoś nie
pamiętałam o tym fakcie tam, w górach. Odgoniłam stres i zajmowanie się
jutrem, wspominając dodatkowo pierwszy tydzień po opuszczeniu Kanionu
Magmy. Miał miejsce wtedy taki moment, który zapamiętam sobie na długo.
Wiszę
nad przepaścią, w łapach ściskam słoik z płomyczkiem, aka Wichurę
Płomieni. Kawałek wyżej, na skraju urwiska stoi Ting, trzymając mnie za
ogon.
- Nie wiem jak to robisz Pierzasta, masz najwięcej szczęścia ze wszystkich wilków, jakie spotkałem.
- Za dużo to ich nie było podobno. Wciągnij mnie już!
- Wszyscy dotarli do Komnaty, tak jak ty - wysłuchał "prośby". - To o czymś świadczy.
Zjadłam kilka jagód i przełożyłam igłę przez materiał ostatni raz. Chyba już wiem co to za kwiat. To lilia.
Uwagi: Cudzysłowie kończ przed numerem części, a nie po. Wilki nie mogą się drapać po głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz