Pierwszy raz od dawna rozmawiałem z waderą. Ale to chyba też wilk, nie?
- Ja jestem Tosiek. W zasadzie to też dopiero mnie przyjęli... - Po tych
słowach zapadła ta niewygodna cisza. Cisza, którą przerwało burczenie w
brzuchu.
- Jedzenie nam uciekło. Przez ciebie! Za karę coś wymyśl. - powiedziałem.
- Przeze mnie?! Żebyś wiedział ile się tam czaiłam!
- A kto się rzucił pierwszy?! No oczywiście, że ja!
- Pierwsza ją zauważyłam! To twoja wina!
- A nie, bo two.... - w tym momencie przerwały mi donośne kroki i szelest wśród krzaków. Coś zbliżało się w naszą stronę.
- Słyszysz to? - zapytałem rozglądając się.
- Co...? - zapytała Elizabeth. Po jej słowach zza krzaków wyłonił się
niedźwiedź. Gdybym miał majty, to chyba bym w nie narobił. Ale że ich
nie noszę, to nic się nie stało.
- WIEEEEEEEJJJJ! - nie mogło obejść się bez paniki. Oczywiście ja
zerwałem się jako pierwszy, a Elizabeth za mną. Całe szczęście, po
chwili przestał nas gonić.
- Czekaj! - szepnęła znacząco. - Nas jest dwoje! Tam jest nasz obiad!
Noooo... Nie powiem, że byłem zadowolony. Mimo to, ryzyko chyba było warte nagrody. Tyle jedzenia!
- Nooo... No to chodźmy! - powiedziałem i zaczęliśmy wychylać się zza drzewa. Oczywiście ona pierwsza...
(Elizabeth?)
Uwagi: Poćwicz stawianie przecinków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz