Sama musiałam sobie pomóc, ponieważ w tej watasze nie ma jeszcze
lekarza. Wzięłam igły jakiegoś świerku i zjadłam je, a drewno zostawiłam
na rozpalenie ogniska.
- A tak chciałam iść do szkoły! Tak mi zimno, bo nie mam do kogo się przytulić...
Usnęłam, miałam gorączkę. Gdy obudziłam się, lepiej się czułam, ale
katar mi jeszcze ciekł z nosa. Nie miałam jak się bawić. Czułam się
strasznie samotna.
- Jak pójdę do szkoły to poznam jakiegoś przyjaciela. Jutro chyba jest wiosna. Pożyję, zobaczę.
Wieczorem poszłam pozrywać sobie gałązki iglaków. Gdy zrywałam poczułam
skrzypiący lód pod łapami. Byłam wystraszona, bo nie chciałam znowu
wpaść do lodowatej wody. Dlatego pobiegłam w inne miejsce, aż tu
nagle... ja w wodę! Dziura w krze szybko zamarzła i nie miałam jak
wyjść, wzywałam pomocy, ale nikogo nie było. Dziwne było to, że jak byłam
pod lodowatą wodą, nie zamarzałam oraz oddychałam normalnie. Nie byłam
pewna, czy mam żywioł wody i lodu. Popłynęłam na dno i zaczęłam kopać i
kopać, żeby wydostać się z wody. Kopałam teraz w górę. Byłam okropnie
zmęczona, a przede mną jeszcze kamienie.
- Nie mam takiej siły, żeby je odsunąć. Spróbuję użyć mojego żywiołu.
Próbowałam użyć żywiołu wody, no ale to było za słabe. Byłam wściekła i
zaczęło zamarzać mi podłoże. I wtedy odkryłam, że mam żywioł wody i
lodu. Użyłam lodu do skrószenia wielkich kamieni. Pękły, a ja wydostałam
się z wody podkopując się akurat pod moją jaskinią.
Uwagi: Choinka to ozdobiony świerk w czasie Bożego Narodzenia. Nie "skrzepiący", tylko "skrzypiący".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz