Biegliśmy długo. Księżyc rozpoczął się ujawniać na coraz to ciemniejszym
niebie. Gwiazdy zaczęły świecić, a my nadal biegliśmy w stronę
największej z nich: Gwiazdy Polarnej. Nim się obejrzałam była już późna
godzina nocna. Niebo było już całkowicie czarne, a moje serce biło coraz
szybciej. Wilk cały czas niósł mnie w swoim pysku. Skóra na karku z
każdą sekundą coraz bardziej mnie bolała, ale nie ośmieliłam się
powiedzieć ani słowa. W końcu dobiegliśmy do rozłożystego dębu, gdzie
wśród jego widocznych korzeni była malutka norka. W norce znajdowały się
lisy.
- Tutaj zanocujesz. - odezwał się wilk.
- Że co? - zapytałam się zdenerwowana. Nie wiedziałam, dlaczego mam
nocować z lisami. A jak mnie zjedzą? Albo zabiją? Ja chcę jeszcze trochę
pożyć na tym świecie. Zdecydowanie nie chcę z nimi być w jednej norze.
- To co słyszałaś, zanocujesz tutaj. W swojej torbie masz dzisiejszą
kolację. Zobaczymy się rano. A, i wszelkie pytania zadawaj lisom. -
mówiąc to, wilk odbiegł w głąb ciemności.
Podeszłam bliżej nory.
- Chodź, nie bój się. - odezwał się jeden z nich.
- No chodź, przecież Cię nie zjemy. - odpowiedział inny.
- No właśnie. - odpowiedział jeszcze inny.
Wyobraźcie sobie, jak musiałam się bać. Kilka lisów mówiło o jedzeniu,
inne zaś żebym przyszła. Ale z drugiej strony, wilk chyba musiał
wiedzieć kim one są, i pod kogo opieką mnie zostawił. Czułam, że on wie
co robi, ale moja dusza kazała mi uciec. Zaczęłam więc zbliżać się do
nory, i kiedy byłam już przy wejściu, jednym susem odskoczyłam i
zaczęłam biec.
Nie wiedziałam dobrze, gdzie ja biegnę, w nocy widziałam słabo, mrok się
nasilał, zwolniłam trochę tempo. Mój oddech był coraz szybszy, serce
biło mi coraz mocniej, wokoło była cisza... Stanęłam w miejscu.
Rozejrzałam się, myślałam, że oślepłam.
Nagle poczułam jak coś przygwoździło mnie do ziemi.
- TO NASZ TEREN! POŻAŁUJESZ! NIKT NIE MA PRAWA WEJŚĆ NA NASZ TEREN NIEPROSZONY! - powiedziało "coś" (raczej wilk) warcząc szaleńczo.
- N- n- n -nie w - wie- wiedziałam...
- Ale teraz już wiesz! - odpowiedział ściszając ton.
Usłyszałam wycie kilkudziesięciu wilków. Każdy z nich wył równie
szaleńczo i agresywnie. Wilk który mnie zaatakował chwycił moją szyję
swoimi szczękami. Zaciskał coraz mocniej, zaczęło kręcić mi się w
głowie, usłyszałam nikłe głosy typu "stój!", albo "nie, zostaw ją!", a
nawet "będzie z niej kolacja"... Potem już tylko czekałam na nadchodzącą
śmierć.
<C.D.N.>
Uwagi: Nie powtarzaj wyrazów. "W końcu" piszemy osobno. "Nieproszony" piszemy razem. "Ściszając" piszemy używając litery "ś".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz