Pokręciłam z uśmiechem głową.
- Nie mieszkam z tobą. Jeśli mnie nie będzie w jaskini, oznacza to, że jestem na misji.
- Jakiej misji? - zaciekawiła się Tell. Niech mnie, w stosunku do tej waderki nie potrafię trzymać języka za zębami. No cóż, muszę skłamać.
- No wiesz... Polowania dla watahy i takie tam. W końcu już rozpoczyna się wiosna i wkrótce zwierzyny będzie coraz więcej i więcej, a polować w końcu ktoś musi.
- No w sumie racja... A będziesz mnie nadal odwiedzać? - zapytała unosząc łepek, by móc mi popatrzeć głęboko w oczy.
- Jeśli tylko znajdzie się chwila wytchnienia, to owszem. Postaram się.
- A teraz pewnie masz dużo pracy... - rzekła smutno Tell spuszczając wzrok do ziemi.
- Niestety, ale tak. Jakoś wyrabiam, a dla ciebie spróbuję poświęcić każdą wolną chwilę. Stoi?
- A nie będziesz zmęczona po ciężkim dniu w pracy?
- Nie będzie aż tak źle... - zaśmiałam się cicho, po czym dokończyłam, gdy już krótko przemyślałam własne słowa:
- ...znaczy się chyba.
Szczerze to nie bardzo wierzyłam, by moja praca była prosta i obywało się bez problemów czy kłopotów, a szczególnie wtedy, kiedy zostałam tajną agentką. Tak, dobrze słyszysz. Wilczą tajną agentką. Zapisałam się do tajnej organizacji mającej na celu ochronę ludzi i dobry watah przed złymi wilkami, czy większymi awariami i tym podobnymi. Jednym słowem: wszelkiego rodzaju problemami technicznymi. Organizacja ta nazywa się Wilcza Pomoc Biednym, Słabym i Bezbronnym, po angielsku Wolf Help the Poor, Weak and Vulnerable, a w skrócie WHtPWaV. Wiem, strasznie długaśna ta nazwa, ale to nie ja ją wymyślałam. Organizacja zrzesza ona wilki chcące z całego serca pomóc bliźniemu, być może i także z własnym poświęceniem. Jesteśmy tam trenowani na prawdziwych tajnych agentów. We większości jesteśmy wilkami, reszta to inne zwierzęta, z typu lisy, szczury, myszy, króliki i takie tam.
Można by pomyśleć, że to kolejne wcielenie Asasynów, którym jest Midnight i Yusuf należący do tej watahy, lecz każdy, kto tak uzna jest w głębokim błędzie. Kiedy oni korzystają z broni tradycyjnej z typu miecz czy kusza, my wykorzystujemy karabiny, miotacze ognia, maski przeciwgazowe, bomby i całą resztę najbardziej nowoczesnych sprzętów. Asasynami trudno nas nazwać, ze względu na znaczącą różnicę przesłania i przebiegu misji ratunkowych. Z nikim właściwie nie konkurujemy, dlatego też istnienie Bractwa nam ani trochę nie przeszkadza. Możliwe jest też, że kiedyś będziemy walczyć razem z nimi u boku... Lecz to na razie dalekie plany.
No cóż, wracając do teraźniejszości...
- Jak to chyba? - zmartwiła się Tell. - Nic ci się nie stanie, prawda?
- Nie. W każdym razie mam taką nadzieję. - posłałam jej pocieszający uśmiech.
- Przez ciebie jestem jeszcze bardziej zdenerwowana o twoje zdrowie. - mówiąc to na jej pyszczku pojawił się wyraźny grymas wyrażający głębokie niezadowolenie.
- Nie masz o co się martwić. Nic mi nie będzie. Ale wiedz, że nigdy nie zamierzam cię zostawić samej na lodzie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - rzekłam przytakując przy tym głową. Na pyszczku waderki pojawił się nikły uśmiech. Przytuliła się na nowo do mojej piersi.
<Telleni? Op. głupie i bez sensu, ale nie bardzo miałam pomysł jak odpisać.>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz