- Bo... Eh. - westchnęła z zrezygnowaniem. Najwyraźniej nie mogła się wysłowić.
- No, słucham.
- Chodź ze mną, a zobaczysz.
- W porządku... - odparłam nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
***
- I co? Już mogę otworzyć?
- Możesz. - odparła stanowczo Shay. Otworzyłam oczy chwilowo oślepiona nagłym światłem, które mnie wręcz uderzyło.
- Rety... - szepnęłam, gdy wszystko zaczęło się stawać wyraźne. Stałam na samej krawędzi jakiejś chłodnej skały, a delikatna bryza powietrza dmuchała mi prosto w twarz, tym samym wprawiając w ruch moje włosy. W dole widoczna była szafirowa woda i wielkie wodospady, wokół których majaczyła się barwna tęcza. Resztę terenu porastały gęste zielone lasy. Zdziwiłam się lekko, gdyż na pozostałych terenach panowała zupełnie inna pogoda, a tu słońce mocno przygrzewało, lecz nie tak natarczywie, a bardzo przyjemnie...
- To jest ta Dolina Cudów i Marzeń? - zapytałam przymykając lekko oczy z zadowoleniem. Wreszcie mogłam się trochę ugrzać w promieniach słońca. Bardzo brakowało mi tego przez mroźną zimę.
- Zgadza się.
- W takim razie już chyba wiem, dlaczego wybrałaś taką, a nie inną nazwę. - powiedziałam zwracając głowę w jej stronę.
- To jeszcze nie wszystko. Pomyśl sobie coś.
- Coś to znaczy co? - zmarszczyłam brwi.
- Cokolwiek. Na przykład coś o czym od dawna marzyłaś.
- Coś materialnego, tak?
- Tak.
- A więc dobrze...
Zamknęłam oczy, a następnie zacisnęłam powieki tak mocno, jak tylko potrafię, gdyż rzecz, której najbardziej w życiu pragnęłam była dość niezwykła i wymagała niezłego wytężenia umysłu. Gdy już poczułam, że wszystko gotowe otworzyłam oczy. Nie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam. Shaylin też tak po prostu stała wbijając puste spojrzenie w dwa wilki wesoło goniące się w dolinie, na zielonej trawie. Tutaj, z góry widoczne były tylko jako małe, rozbrykane punkciki.
- Czyli że marzenia tutaj się spełniają? - zapytałam wciąż zdumiona.
- Tak... A czego sobie zażyczyłaś? - nie otrzymała odpowiedzi, gdyż mnie już nie było. Zeskoczyłam ze skały i leciałam tak w dół, do wilków. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że przy lądowaniu nic mi się nie stanie. Tak się stało. Gładko podeszłam do lądowania niczym na nieistniejących skrzydłach.
- Amzuka? - zapytałam spiorunowana tym, co zobaczyłam. Śnieżnobiała zwróciła swój łeb w moją stronę. Gdy tylko mnie rozpoznała na jej pysku pojawił się łaskawy uśmiech.
- Kii! Gdzie ty przez ten cały czas byłaś?! - wykrzyknęła uradowana. Wciąż stałam jak słup soli. Czy to dzieje się naprawdę? Czy to ta Kazuma, która obecnie narzeka na każdy piękny dzień? Ta "realna" Kazuma nie jest w niczym podobna do tej, która teraz przede mną stoi!
- Hej, wszystko ok? - zapytała lekko zmartwiona.
- Mama? - zapytał malutki basiorek, który przyglądał się nam od kilku dłuższych chwili. Popatrzyłam na niego. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Michael! - wykrzyknęłam poruszona. - Ty żyjesz!
- No żyję. - uśmiechnął się. - Pobawimy się?
- Oczywiście! - rzekłam chórem z Amzuką i już po chwili ścigaliśmy się po całej Dolinie Cudów i Marzeń śmiejąc się jak oszalali.
Jednak nasza zabawa nie trwała długo. Około godzinę później zatrzymała mnie Shaylin.
- Kiiyuko, opanuj się! - powiedziała lekko przestraszona, gdy upadłam na trawę i zaczęłam się śmiać jak jakaś wariatka.
- Musimy już iść. Nie możemy tu przebywać zbyt długo.
- Dlaczego? Przecież tu jest wspaniale! - odparłam już odrobinę poważniejąc.
- Jeśli tu jeszcze trochę zostaniemy, to zginiemy i nigdy nie wrócimy.
Wstałam z trawy i popatrzyłam na nią.
- A więc wracajmy już. - zmusiłam się na tą decyzję. Coś jednak w środku walczyło ze mną, by jednak przekonać koleżankę do zostania dłużej, lecz zimna rozwaga wygrała.
- Już idziecie? - zmartwiła się Amzuka.
- Niestety. Musimy. - powiedziałam zasmucona. Tak bardzo chciałam jeszcze trochę przebywać ze "starą" siostrą...
- No to cześć...
- Pa! - powiedział maluch. Nie zdążyłam im odpowiedzieć, bo się teleportowałyśmy. Znowu byłyśmy w mojej jaskini. Miałam cichą nadzieję, że Kazuma znowu jest Amzuką... Mimowolnie wychyliłam łeb z jaskini. Nieopodal akurat przechadzała się moja siostra. Już chciałam do niej zakrzyknąć coś miłego, gdy ta sama mnie poprzedziła:
- Co się tak gapisz?!
Postanowiłam więc się powstrzymać i wróciłam do siebie, zwieszając nieco rozczarowana głowę. W co ja wierzyłam? Shaylin wyraźnie stwierdziła, że nie jest mi potrzebna, bo już sobie poszła.
- Zgadza się.
- W takim razie już chyba wiem, dlaczego wybrałaś taką, a nie inną nazwę. - powiedziałam zwracając głowę w jej stronę.
- To jeszcze nie wszystko. Pomyśl sobie coś.
- Coś to znaczy co? - zmarszczyłam brwi.
- Cokolwiek. Na przykład coś o czym od dawna marzyłaś.
- Coś materialnego, tak?
- Tak.
- A więc dobrze...
Zamknęłam oczy, a następnie zacisnęłam powieki tak mocno, jak tylko potrafię, gdyż rzecz, której najbardziej w życiu pragnęłam była dość niezwykła i wymagała niezłego wytężenia umysłu. Gdy już poczułam, że wszystko gotowe otworzyłam oczy. Nie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam. Shaylin też tak po prostu stała wbijając puste spojrzenie w dwa wilki wesoło goniące się w dolinie, na zielonej trawie. Tutaj, z góry widoczne były tylko jako małe, rozbrykane punkciki.
- Czyli że marzenia tutaj się spełniają? - zapytałam wciąż zdumiona.
- Tak... A czego sobie zażyczyłaś? - nie otrzymała odpowiedzi, gdyż mnie już nie było. Zeskoczyłam ze skały i leciałam tak w dół, do wilków. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne wrażenie, że przy lądowaniu nic mi się nie stanie. Tak się stało. Gładko podeszłam do lądowania niczym na nieistniejących skrzydłach.
- Amzuka? - zapytałam spiorunowana tym, co zobaczyłam. Śnieżnobiała zwróciła swój łeb w moją stronę. Gdy tylko mnie rozpoznała na jej pysku pojawił się łaskawy uśmiech.
- Kii! Gdzie ty przez ten cały czas byłaś?! - wykrzyknęła uradowana. Wciąż stałam jak słup soli. Czy to dzieje się naprawdę? Czy to ta Kazuma, która obecnie narzeka na każdy piękny dzień? Ta "realna" Kazuma nie jest w niczym podobna do tej, która teraz przede mną stoi!
- Hej, wszystko ok? - zapytała lekko zmartwiona.
- Mama? - zapytał malutki basiorek, który przyglądał się nam od kilku dłuższych chwili. Popatrzyłam na niego. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Michael! - wykrzyknęłam poruszona. - Ty żyjesz!
- No żyję. - uśmiechnął się. - Pobawimy się?
- Oczywiście! - rzekłam chórem z Amzuką i już po chwili ścigaliśmy się po całej Dolinie Cudów i Marzeń śmiejąc się jak oszalali.
Jednak nasza zabawa nie trwała długo. Około godzinę później zatrzymała mnie Shaylin.
- Kiiyuko, opanuj się! - powiedziała lekko przestraszona, gdy upadłam na trawę i zaczęłam się śmiać jak jakaś wariatka.
- Musimy już iść. Nie możemy tu przebywać zbyt długo.
- Dlaczego? Przecież tu jest wspaniale! - odparłam już odrobinę poważniejąc.
- Jeśli tu jeszcze trochę zostaniemy, to zginiemy i nigdy nie wrócimy.
Wstałam z trawy i popatrzyłam na nią.
- A więc wracajmy już. - zmusiłam się na tą decyzję. Coś jednak w środku walczyło ze mną, by jednak przekonać koleżankę do zostania dłużej, lecz zimna rozwaga wygrała.
- Już idziecie? - zmartwiła się Amzuka.
- Niestety. Musimy. - powiedziałam zasmucona. Tak bardzo chciałam jeszcze trochę przebywać ze "starą" siostrą...
- No to cześć...
- Pa! - powiedział maluch. Nie zdążyłam im odpowiedzieć, bo się teleportowałyśmy. Znowu byłyśmy w mojej jaskini. Miałam cichą nadzieję, że Kazuma znowu jest Amzuką... Mimowolnie wychyliłam łeb z jaskini. Nieopodal akurat przechadzała się moja siostra. Już chciałam do niej zakrzyknąć coś miłego, gdy ta sama mnie poprzedziła:
- Co się tak gapisz?!
Postanowiłam więc się powstrzymać i wróciłam do siebie, zwieszając nieco rozczarowana głowę. W co ja wierzyłam? Shaylin wyraźnie stwierdziła, że nie jest mi potrzebna, bo już sobie poszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz