- No dobra. Ale i tak mi się nie uda. - westchnęła
- Trochę wiary w siebie! - uśmiechnąłem się
- Spróbuje. - powiedziała Wissy i wzięła się do rzeczy. Widocznie w to
nie wierzyła. Znowu jej się nie wierzyło. Spróbowała jeszcze raz.
- Widzisz?!
- Spróbuj jeszcze raz. Do 3 razy sztuka. - roześmiałem się
- Spróbowałam już 49 razy. - powiedziała
- To spróbuj raz 50. - zaśmiałem się znowu
- Dobrze. Z góry wiem, że się uda. Ty też to wiesz. - powiedziała
- Nie. Ja wierze, że ci się uda. - powiedziałem
Wissy święcie wierzyła w to, że jej się uda. Duże było jej zdziwienie, gdy jej się udało.
- Udało mi się! - zapiszczała zachwycona.
- Mówiłem. Może spróbuj jeszcze raz. Tak dla wprawy.
- Chętnie! - krzyknęła i tym razem wesoło ponowiła czynność. - Znowu mi się udało!!
- Spróbujemy do większego zwierzęcia? - spytałem
- Niee..... Kiedy indziej. - roześmiała się - Głodna jestem.
- To jedz to co upolowałaś. - dałem radę
- Przecież wiem! - zaśmiała się i skosztowała delikatnie myszki.
Przeżuwała ją spokojnie. Przełknęła i rzuciła się na świeże mięso. Jak
już nic nie zostało, ziewnęła.
- Co śpiąca? - spytałem
- Nie! - szybko zaprzeczyła
- Dobra, Wissy. Co teraz robimy? - spytałem
- Co powiesz na wyścig? - zamerdała ogonem
- Chętnie. - powiedziałem
- Meta, będzie przy tym dębie. - powiedziała Wissy
- Na trzy. Raz. Dwa.
- Trzy - krzyknęliśmy razem i ruszyliśmy. Mała była naprawdę szybka. Uczciwie (no prawie) był remis.
<Wissy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz