Śledząc samice niczym cień, krok w krok, dotarłem do granic watahy.
Kryjąc się najlepiej jak potrafię, obserwowałem co teraz zrobi.
Rozejrzała się szybko stawiając niepewny krok w przód. Otaczała nas
idealna cisza.
- Poczekaj... - wyszeptałem do siebie, lecz chyba ona to usłyszała.
Spojrzała się w stroję prowizorycznej kryjówki, czyli zwykłych zarośli.
Mój kamuflaż nie miał już sensu, więc wyszedłem na przeciw Desari.
Zmieniłem się w człowieka na kilka chwil, bo skoro ona ma wyjść poza
teren stada i stoczyć walkę z ojcem, może... nie wrócić. Poszedłbym za
nią, gdybym tylko nie pełnił obowiązku Epislony i gdyby Alfa
wiedziała... Wpatrywałem się przez chwilę w jej ponurą twarz, bez
emocji. Nie obchodziło mnie już wtedy, czy ktoś nas obserwuje, czy nie.
Złapałem ją delikatnie za rękę, po czym zacisnąłem. Zbliżyłem się do
niej wolno i wtedy to się stało...
<Des?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz